niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 31


Dni mijały szybko, a nawet za szybko. Jest ostatni dzień szkoły przed świętami. Ostatnia lekcja o nazwie Matematyka. Jak to mówią " Matematyka królowa nauk". Wszyscy stękają, żeby dzwonek już zadzwonił i żeby nie robić tych cholernych kart maturalnych. Ze słuchawkami w uszach rozwiązuje te durne zadania z procentami i po raz enty się wkurzam i wymazuje moje obliczenia. Nienawidzę procentów, kij wie o co chodzi w tym. Żadnych danych i niczego i jak ja mam to rozwiązać. Przełączam na ulubioną piosenkę  i jeszcze raz czytam treść polecenia. Nagle czuje jak ktoś tyka mnie w plecy. Pokazuje ręką żeby poczekał chwilę i powracam do polecenia. Po chwili znowu czuje dotknięcia w plecy, odwracam się wkurzona i jak najgłośniej, szeptem krzyczę 
- Czego ?! - dopiero teraz się orientuję, że to nasz Kubuś Popiwczak mi przeszkadza. Tak Popiwczak. Największe " ciacho" w szkole. Latają za nim, jak belieberki za Bimberem. 
- Co masz w 65 ?
- Matura już za chwilę. Sam rób. 
- Przy okazji 66 - uśmiechnął się.
- Zabiję cię Popiwczak - mierzę go wzrokiem- 65- C, 66.D.
- Dziękuje Bielewska.
- Jak już jesteś odwrócona to powiedz mi co masz w 52. - mówi Majka siedząca właśnie z "Młodym i pięknym"
- 0,00145 procenta, ale nie wiem czy jest dobrze.
- Jest źle, bo ja mam dobrze, bo podobne robiłem na korkach- odpowiada nam Krystek siedzący obok mnie - 0,0144. O jedno zero za dużo i końcówka 4. 
- Dzięki - odpowiedziałyśmy mu równocześnie i przystąpiłyśmy do dalszego rozwiązywania. 
Po 15 minutach lekcja się skończyła i do domku. Żegnamy się z nauczycielem, życząc mu wesołych świąt ( jacy mu lizusi :P) i wychodzimy z klasy, a później ze szkoły. 
- Ej może chodźcie do kina ?- zapytał Kuba.
- Ej to jest dobry pomysł. Patrzcie dawno nie byliśmy naszą grupką nigdzie. Chodźcie do tego kina - powiedziała Malwa.
- A ty " gwiazdo szkoły" nie masz czasem treningu ? - zapytałam Jakuba
- Mam wieczorem, a ten " młodszy klubowy " mamy przecież wszyscy odwołany. Nie pietraj Doma i chodź.
- Ja nie pietram tylko dbam o twoją karierę - uśmiechnęłam się u objęłam go w pasie.
- Ach ty moja menadżerko - zaśmialiśmy się oboje i poszliśmy w kierunku kina.
- Ej ludziska muszę odebrać brata z przedszkola. - powiedział Krystek.
- To idziemy na bajkę- klasnęła w dłonie Malwa.
- Jak ja dawno bajki nie oglądałam - zaśmiałam się 
- Kurwa nikt dawno bajki nie oglądał - zaśmiał się Kuba - Ała, za co ?- zapytał się Magdy, która szła obok nas i uderzyła w głowę siatkarza.
- Za to, że żyjesz - i wszyscy się roześmialiśmy. Droga do przedszkola małego zajęła 20 minut. Chłopczyk ucieszył się jak powiedzieliśmy mu, że idziemy do kina i może wybrać na jaką bajkę. Krystian powiedział, że mu się spodobałam, bo cały czas trzymał mnie za rękę i opowiadał jak było w placówce. Uwielbiam dzieci, w każdym wieku. Nigdy się przy nich nie nudzi. Jak doszliśmy do kina to mały wybrał bajkę, którą obejrzymy. Chłopaki kupili popcorn i cole, bo bez tego nic nie obejrzą. Po godzinie film się skończył. Kaspian ucieszony zaczął mówić o tej bajce, a zaspani chłopaki próbowali utrzymać się na nogach. Pod kinem każdy rozszedł się w swoją stronę. Pożegnaliśmy się, życząc jeszcze raz wesołych świąt. Razem z Majką udałyśmy się na stację i czekałyśmy na pociąg do Katowic. Stamtąd poszłyśmy na pociąg kierujący się do Dąbrowy. Po około 2 godzinach byłyśmy na obrzeżach Dąbrowy. Była 18, ciemno, temperatura minusowa, a my idziemy i śpiewamy.
-Bam cziki bam bam - zaczęłam śpiewać kolejną piosenkę
- tak miły mówi mi 
- mał mał mał 
- moje serce bije
- cziki cziki ciu ła 
- nie zatrzymasz mnie
- Giczi giczi gu znaczy kocham cie - i krzyknęłyśmy jak najgłośniej.
- Dawaj coś starego co znam- powiedziała przyjaciółka jedząc batonika
- to czekaj - włączyłam telefon i szukałam piosenki
- Patrz i się ucz od mistrzyni - włączyłam piosenkę i odwróciłam się do Mai tak, że ja szłam do tyłu. Przy ustach miałam telefon i on służył mi jako "mikrofon". Przy refrenie zaczęłyśmy skakać i drzeć się. No nienormalne idą !. Gdy byłyśmy w domu to zjadłyśmy zupkę przygotowaną przez ciocię i poszłyśmy na górę. Włączyłam piosenkę, którą przy okazji śpiewałyśmy z dziewczyną. Wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować ubrania, buty, kosmetyki i rzeczy takie jak ładowarka itp.. Prezent dla Zbyszka spakowałam na samym dnie walizki. Ustaliliśmy, że święta spędzimy razem z naszymi rodzinami. Wigilię i Boże Narodzenie jesteśmy w Szczecinie, a kolejne 4 dni w Warszawie, zaś 30 jedziemy do Rzeszowa na sylwestra u Ignaczaków. Gdy się spakowałam z pomocą Majki była godzina 20. Rafał był u nas i miał jechać do Jastrzębia, więc wziął przyjaciółkę. Pożegnałam się z nią i kazałam wszystkich z rodziny wyściskać i złożyć ode mnie życzenia. Gdy dziewczyna poszła zjadłam jeszcze tą przepyszna zupkę i pomogłam trochę cioci. O 22 poszłam się kąpać. Zmęczona położyłam się spać. 

*****
Taki sobie ten rozdział :/. 
Już jutro do szkoły :P. Znowu będzie katorga :(. 
A już we wtorek mecz naszych siatkarzy :), a ten wczorajszy NAJLEPSZY :D. 
Pozdrawiam Dooma :). 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 30


Kilka miesięcy później.
Jest grudzień, a dokładnie 6 grudnia godzina 5:30. Wstałam jak zwykle nieogarnięta. Biorę ubrania i idę to łazienki. Rozbieram się z piżamy i wchodzę pod prysznic. Zimna woda aby mnie obudziła, a ciepła by nie było mi zimno i bym mogła się umyć. Po umyciu wysuszyłam ciało i nasmarowałam balsamem o zapachu pomarańczy. Owinęłam się ręcznikiem, wysuszyłam włosy i ułożyłam je. Następnie ubrałam się i poszłam do pokoju. Wzięłam swój "plecako- namiot" i zeszłam na dół. Niestety, ale przez najbliższy okres musiałam zrezygnować z torb treningowych i ciężkich torebek. Jak zwykle jak weszłam do pokoju, który służy jako 3 pomieszczenia ( kuchnia, salon i jadalnia) to zastałam tylko Szeldona. Wujek ma nocną zmianę i wróci jak ja już będę w szkole, a ciocia wstanie 5 minut przed zawiezieniem mnie do Jastrzębia. Zrobiłam kawusie w kubek termiczny i kanapki. Zapakowałam śniadanie do plecaka i ubierałam buty, bo właśnie ciocia schodziła na dół. Kurtka, czapka, szalik, rękawiczki, telefon, słuchawki, kawusia i jestem gotowa. Poszłam do garażu, włożyłam wszystko do samochodu i poszłam otworzyć drzwi i bramy by móc wyjechać z posesji. Ciocia tym czasem odpaliłam samochód i go " grzała". Bo jak się odtworzyło drzwi to buchnęło lodowatym, arktycznym powietrzem. Zima nas zaszczyciła minimalnym śniegiem i bardzo niskimi temperaturami. Wręcz takimi temperaturami, że jak wyszło się z domu to po kilku minutach gile w nosi zamarzały. Więc po 5 minutach byliśmy gotowi do wyjazdu. Już myślałam, że będę musiała wysiadać i zamykać wszystko, ale z daleka zauważyłyśmy samochód wujka. Więc gdy mijaliśmy się to pomachałyśmy i pojechałyśmy w kierunku Jastrzębia. A co przez 4 miesiące się u mnie działo ? Zaczniemy może od tych spraw bardziej prywatnych.

Rehabilitacje już skończyłam. Wszystko wróciło do pierwotnego stanu. Może nie wszystko, bo do treningów powracam po nowym roku. 
W święta poznam rodziców Zbyszka. Jak to usłyszałam to myślałam, że oszaleje. Bo z tego co się dowiedziałam od chłopaków to państwo Bartman niezbyt przepadają za wybrankami syna. No, ale jak mi powiedział, że bardzo się przejęli moją sytuacja sprzed kilku miesięcy i bardzo chcą mnie poznać, to się trochę uspokoiłam. 
Od czasu gdy przyleciałam do Polski zaczęłam tok indywidualny, który zakończył się sukcesem. Zdałam wszystkie egzaminy z bardzo dobrymi wynikami, a to była zasługa dwóch najlepszych przyjaciółek. Majka i Malwinka pomogły mi się z tym wyrobić. Bo materiału było mnóstwo, a czasu mało. Większość września siedziałam u Zbysia, czy u Majki, bo nie było sensu jechania do Dąbrowy i przyjeżdżania znowu do Jastrzębia. Zdarzało się nawet, że i Misiek mnie przygarniał, jak pokłóciłam się z tą dwójką. No i tak zaczęłam klasę maturalną. 
W październiku odbył się mecz gwiazd z udziałem naszych starszych jak i młodszych reprezentantów. Impreza się udała, a wszystkie pieniądze uzbierane poszyły na szczytne cele. No i moja upragniona impreza z okazji 18 się także odbyła. Zabawa trwała do jakiejś 3-4 w nocy, ale ja niestety nie imprezowałam do końca, bo nie byłam w formie. Poznałam reprezentacje, bawiłam się razem z nimi i spełniło się moje marzenie. Chłopaki i ich żony czy partnerki są wspaniali. Ze wszystkimi złapałam dobry kontakt, no oprócz mojego wielbiciela pana Grzegorza Boćka. No tego to ja nigdy nie polubię. Najlepiej dogaduje się z Igłą, Winiarem i Gumą. Nawet dostaliśmy zaproszenie od Ignaczaków na wizytę w Rzeszowie w okresie świątecznym. 

Spóźniłam się na pierwszą lekcje. Nawet nie ściągając kurtki i butów, bo od wczoraj jest tak zimno w szkole, że nie da się wytrzymać bez kurtki. Zamiast ocieplać w zimę to oni ocieplają w lato. Weszłam do klasy przepraszając za spóźnienie, ale nauczycielka wybaczyła. Dokończyliśmy temat " Jak dobrze zdać maturę ustną z J.polskiego" i jak to bywa osoby starszej daty lubią ponarzekać i nasza kochana polonistka wyklinała wszystkich, którzy są za sprawą tej pizgawicy w szkole. Przynajmniej było z czego się pośmiać. Kolejne lekcje robiliśmy karty maturalne. Nawet łaskawy pan dyrektor zawitał i sprawdzał czy ktoś do krzesła nie przymarzł. Mógłby tak nie chodzić od klasy do klasy tylko włączyć to pieprzone ogrzewanie. Chyba z 5 razy chodziliśmy do sklepiku po gorącą herbatę. Naukę skończyliśmy o 12:30. Szybko na halę i rozgrywamy sparing. No oczywiście ja nie biorę w nim udziału. Dopinguję dziewczyny na prawie wszystkich meczach. To, że nie mogę grać nie znaczy, że nie mogę im pomóc. Często zajmuję rolę drugiego trenera. Sparing rozpoczął się dokładnie o 13:45. Dziewczyny szybko pokonały przeciwniczki z Gliwic 3:0. Zagrały jeszcze 2 sety i było po równo 1:1. Podziękowały sobie i zaczęły się rozciągać. Po 30 minutach poszły do szatni się przebrać, a ja w tym czasie odbijałam piłkę z Krakenem. Tak leciutko, żeby nic się nie stało. Gdy Majka się przebrała założyłam szybko kurtkę i mogłyśmy iść. Pożegnałyśmy się z trenerem i lekarzem i swoje kroki skierowaliśmy przed halę. Tam zastałam samochód atakującego i jego samego stojącego przed nim z moją ulubioną różą.
- Soł Romantiko - zaśmiała się Majka widząc siatkarza - Ja lecę, bo na mnie już czekają.
- A co się takiego stało, że przyjechali ?
- Jedziemy do babci, bo wylądowała w szpitalu. Nie wiem czy jutro będę. 
- No czemu mi nic nie powiedziałaś downie. Jeju tak mi przykro. Pozdrów ode mnie wszystkich - przytuliłam mocno przyjaciółkę
- Okej. Ale spokojnie, babcia ma już swoje lata, zdarza się, że pojedzie do szpitala, bo się źle poczuje. - uśmiechnęła się dziewczyna- dobra idź, bo widzę, że się niecierpliwi.
- Jak kocha to poczeka - zaśmiałam się- Trzymaj się i zadzwoń później, albo jutro.
- Dobra, dobra, papa - pocałowała mnie w policzek i pobiegła do samochodu. Ja zaś skierowałam się w kierunku Zbyszka
- No jak romantycznie kochanie - pocałowałam go w usta.
- No w końcu Mikołajki. Niestety na razie sami ich nie spędzimy, ponieważ Misiek siedzi w aucie. Od kilku dni chodzi przygnębiony i chciałem go trochę rozerwać. 
- No i dobrze zrobiłeś. Dziękuje i kocham cię - obdarowałam go namiętnym buziakiem, wzięłam różę, którą mi wręczył i wsiadłam do samochodu. 
- Cześć Misiaczku - odwróciłam się do tyłu i przywitałam z przyjacielem
- Hej - powiedział bardzo, ale to bardzo przygnębionym głosem. Aż mi go szkoda jest.
- Ej no Michaś. - złapałam go za dłoń i się uśmiechnęłam - zrób to dla nas i nie bądź taki. Na dziś zapomnij o wszystkim i zabaw się z nami. Chociaż sama nie wiem gdzie jedziemy i się na pewno nie dowiem. - zaśmiałam się, a chłopak podniósł lekko kąciki ust. - No właśnie wiec teraz sobie pośpiewamy jak to mamy w zwyczaju. - odwróciłam się i zaczęłam skakać z kanału na kanał, aż w końcu zatrzymałam się na jednym gdzie jak atakujący usłyszał tą piosenkę to zaczął drzeć swoją śliczną mordkę. No w końcu to jego jedna z ulubionych piosenek. Zaśpiewaliśmy jeszcze kilka i dojechaliśmy do tej " niespodzianki" która okazała się lodowiskiem. Aż pisnęłam z radości i po wyjściu z pojazdu uwiesiłam się na zbyszkowej szyi. Uwielbiam łyżwy !!!. Na lodzie spędziliśmy dwie godzinki. Kilka razy się wywaliłam, ale to tylko dlatego, że tak się śmiałam z chłopaków, którzy zbierali swoje dupska z lodu, że aż sama straciłam równowagę. Było zajebiście i każdemu dałam po buziaku w policzek za ten wieczór. Później odwieźliśmy Michała do jego mieszkania i pojechaliśmy do atakującego. Tam razem zrobiliśmy kolacje i wspólnie przy lampce wina ją zjedliśmy. Poszliśmy się wykąpać i wspólnie zasnęliśmy, przytuleni do siebie. 


*****

Co tam słychać kochane ?
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale tylko mnie może złapać przeziębienie w lato i całe dnie jak i noce przesypiałam :(. A teraz wyjeżdżam i nie wiem kiedy dodam następny ;/ I jestem z tego powodu zła ;[. 
Mam pytanie do blogerów. Jak to robicie, że macie aż tyle komentarzy pod rozdziałami ?. Bo ja z rozdziału na rozdział mam ich mniej :( ( a wyświetlenia rosną :P). 
Dziękuje za nominacje do Liebster Award :). Ale tym jak i poprzednią nominacją zajmę się jak będę miała czas, bo nawet rozdziału nie potrafię dodać w określonym terminie :P. Tak więc żegnam i życzę miłej końcówki wakacji :). Pozdrawiam Dooma :)
Zaraz MŚ !!!!!! 4 DNI !!!! :D

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 29



Widzę wszystko w bieli. W oddali zauważyłam dziadka i zmarłych z rodziny, sportowców i zwykłych ludzi, których nie znam. Dziadek mi pomachał i się uśmiechnął. Zrobiłam to samo. Nagle wszyscy zniknęli, zostałam sama. A po chwili wszystko czuje i słyszę. Bardzo trudno mi otworzyć oczy, choć bardzo chcę. Nie wiem co się dzieje. Po kilku próbach w końcu udaje mi się je otworzyć . Jestem w sali szpitalnej, jest strasznie jasno. Słyszę jak pracują aparatury i kontrolują moją pracę serca. Chcę podnieść rękę, ale nie mogę. Dopiero teraz poczułam, że ktoś mnie trzyma za nią. W tej chwili wyglądałam jakbym zobaczyła ducha. Nie spodziewałam się go tutaj. Jak to jest możliwe ?. Z tych moich prób uwolnienia ręki obudziłam go. Wyglądał zabójczo. Włosy, każdy w inną stronę, kilku dniowy zarost, zaspane oczy. Uwielbiam go takiego. No oprócz zarostu, chociaż on jest pociągający. Zaśmiałam się.
- Domiś ? Boże Święty Misia ! Poczekaj ja idę po lekarza. Tak się cieszę - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło i wybiegł. O co tu chodzi to ja nie wiem. Przecież wczoraj z nim rozmawiałam. Po kilku minutach do sali wszedł lekarz, którego nie znałam, z pielęgniarką i na samym końcu Zbyszek.
- Dzień dobry pani Dominiko.Cieszymy się, że się pani obudziła - powiedział lekarz po angielsku.
- Dzień dobry doktorze. Może mi pan wytłumaczyć o co chodzi ?
- Nie pamięta pani nic ? 
- No przecież jeszcze wczoraj  miałam urodziny, rozmawiałam z chłopakiem, a wy mi tutaj mówicie, że się cieszycie, że się obudziłam. No to ja nie wiem o co chodzi.- popatrzyłam się na doktora, a później na Zbyszka. 
- Obudziła się dziś pani ze śpiączki - powiedział lekarz, a mnie wmurowało. Jakiej do cholery śpiączki !?
- Że jakiej śpiączki !?. Przecież ja w żadnej śpiączce nie byłam !
- Przez 7 miesięcy była pani nieprzytomna. Musiało się przyśnić pani te zdarzenia, o których teraz mówi. Wszystkie badania są zrobione i ich wyniki są bardzo dobre. Czeka teraz panią rehabilitacja po śpiączce. W takim razie ja już nic tutaj nie pomogę. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia pani Dominiko - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.
- Dziękuje za wszystko doktorze- powiedziałam, a lekarz wyszedł. Pielęgniarka podała mi jeszcze leki i też wyszła, a ja wpatrywałam się w Zbyszka. Jeżeli byłam nie przytomna przez 7 miesięcy to znaczy, że jest sierpień. Super szkoła zawalona i nie wiem co dalej. W ogóle co on tutaj robi jak jest reprezentacja ?
- Zbyś nie mów, że się nie dostałeś do reprezentacji. 
- Nie spokojnie - uśmiechnął się i złapał za dłoń - reprezentacja zakończona. Teraz tylko plusliga.
- Jak to zakończona ?
- No ten sezon był dość dziwny. Były tylko Mistrzostwa Europy i Liga Światowa. Żadnego memoriału. Kilka odbytych sparingów było, ale za to w październiku jest mecz gwiazd za te memoriały.
- A jak wam poszło ?
- No Liga na podium, ale Mistrzostwa za to spierdzieliliśmy.- posmutniał jak to powiedział.
- Drugie miejsce w Lidze ? 
- Tak - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Ale jak to spieprzyliście ?
- No nawet z grupy nie wyszliśmy. I to większość mojej winy. Nie umiałem dokończyć akcji, zagrywka siadła i gówno pomogłem drużynie.
- Nie mów tak - złapałam go mocniej za dłoń- zrozumiałeś to, popatrz na mnie. Słyszysz, spójrz na mnie ! - jak powiedziałam tak zrobił. Widziałam w jego oczach smutek - Nie możesz tak mówić. To nie jest twoja wina. Chłopaki nie są na ciebie źli. Nie mogą być. Jesteście drużyną. Wszystko robicie razem. Jesteście razem, wygrywacie razem i przegrywacie razem. Nie ty spieprzyłeś, cała drużyna zawaliła. Może i popełniłeś błędy, ale znając ciebie to już ich nie powtórzysz. - uśmiechnęłam się. Siedział na tyle blisko, że mogłam dotknąć jego twarzy. Po jego policzku spłynęła łza, którą szybko starłam. Uśmiechnął się i złapał moją dłoń, zostawiając na swoim policzku - Żeby mi to była ostatnia - powiedziałam, a on nachylił się i mnie pocałował. Tak brakowało mi tych ust. Tego smaku nie da się nigdy zapomnieć. 
- Kocham Cię skarbie.
- Ja Ciebie też Bartman - uśmiechnęłam się.
( Muzyczka dla klimatu) 
Jako, że obudziłam się rano to ten wielkolud został, aż go nie wyrzuciły piguły. Tata z Félicie jak przyszli to bardzo się cieszyli, a kobieta nie ukrywałam łez. Od rana do wieczora Zbyś opowiadał mi co się działo. Urodziny mam już załatwione. W październiku po meczu gwiazd mam je wyprawiane, razem z Jastrzębianami, dziewczynami i REPREZENTACJĄ !!! No tego się nie spodziewałam, ale chłopak powiedział, że sami się wkręcili, bo chcą mnie poznać. 
- Ale skąd oni... w ogóle po co ty im naopowiadałeś...
- Nie ja tylko Misiek !
- Ja zabije tego Dzika - zaśmialiśmy się razem.
A jak się dowiedziałam, że moja przyjaciółka nie jest już z Michałem to już w ogóle się "załamałam"
- Od marca się kłócili i na okrągło wysłuchiwałem jęczeń Miśka. Nawet na treningu, za co kilka razy zostali wywaleni. Ale jak widać nie przejmują się tym. 
- Nie no chyba jebnę w te ich zasrane łby.
Zbyszek miał kilka propozycji z klubów, a z JW mógł przerwać kontrakt. Między innymi: Resovia, Dinamo Moskwa, Trentino Volley, Modena jak i turecki Halkbank Ankara i Arkas Izmir. Nie podjął pracy w tych klubach. Zostaję jeszcze rok w Jastrzębiu. Ucieszyłam się, ponieważ rozważał kluby z Włoch, a tak będę blisko jego i nie musielibyśmy rozmawiać przez skype. Powiedział, że jak skończę szkołę to postanowimy razem czy zostajemy na Śląsku i ja tu podejmę się studiów czy wyjeżdżamy i tam " ułożymy" życie na przyszłe sezony. Normalnie jak w małżeństwie !. A co ze szkołą ? Za tydzień zaczynam nauczanie indywidualne przez skype. Muszę posiedzieć jeszcze do pierwszego tygodnia września we Włoszech i dopiero będę mogła powrócić do kraju. Jak wrócę to do końca września chodzę do szkoły, ale nie jak pozostali tylko w ustalone godziny, by dalej kontynuować tok indywidualny. Pod koniec miesiąca mam egzaminy i jak zdam to od października przygotowuje się do matury, a jak nie to każdy wie co. 
Zbyś mógł jeszcze posiedzieć z półtora tygodnia, ale później musiał jechać przygotowywać się do sezonu ligowego. Ja przechodziłam rehabilitacje fizyczną i psychiczną. Po kontuzji brzucha nie ma śladu, z czego bardzo się cieszę. Na nowo musiałam wszystkiego się uczyć, co przychodziło mi z łatwością. Z chłopakiem ćwiczyłam tą sferę psychiczną. Pokazywał mi mnóstwo zdjęć czy filmików. Słuchaliśmy razem muzyki ( tej mojej ulubionej i jego, od klasycznej po metal). Jadłam przeróżne rzeczy. Musiałam poczuć ich zapach i smak. To tak jakbym się urodziła i na nowo wszystko poznawała. Nie byłam zła czy sfrustrowana, bardzo się cieszyłam z tego. Wiele ludzi by uważało, że mnie popierdoliło, ale dla mnie to była przygoda. Zawsze byłam ciekawa wszystkiego, co nie których w moim otoczeniu denerwowało. Lubię wszystko zobaczyć, dotknąć, posmakować itd. Cieszyłam się jak małe dziecko, a zabawy było przy tym dużo. No, ale w końcu to nie trwa wiecznie i Zbyszek musiał jechać. Ciężko było się nam rozstać. 
Teraz tą rehabilitacje psychiczną miałam z tatą i Félicie. Codziennie to samo co ze Zbyszkiem robiłam. No i jeszcze po tygodniu rozpoczynałam naukę. Oczywiście nie ze wszystkimi nauczycielami rozpoczęłam od razu, bo na przykład taki Ferdziu musiał "pogadać" ze mną, bo się stęsknił. I z półtora godzinnej lekcji zrobiła się dwu i pół. Nawet miałam zaszczyt poznać panią Ferdkową. Przezabawna i fantastyczna kobieta. Podobna bardzo do mojej babci. Codzienna nauka, codzienna rehabilitacja i rozmowy z rodziną i przyjaciółmi. To pozwalało mi wrócić do stanu przedśpiączkowego. To jest teraz moją codziennością. Lekcje pozwalają mi dalszą kontynuacje w nauce, rehabilitacja pozwala przywrócić zdolności fizyczne i psychiczne, a rozmowy pomagają mi abym tutaj się nie nudziła i nie zwariowała. 


*****
No to w końcu jest ! :D. Trolololol :P hahahaa
Jak wam się podoba ?. 
Chyba się nikt tego nie spodziewał :P. Tamtejszy rozdział to był jej sen, a zrobiłam to tak by nikt się nie zorientował. Na początku i na końcu jest taki znaczek '. 

Memoriał zakończony na 2 miejscu. Wygrana z Rosją :D !!!! 
Brak powołania Bartka na MŚ ( masakra !!!). Co o tym wszystkim sądzicie, bo Zbyszek się już wypowiedział :P. Z jednej strony zgadzam się z jego zdaniem, ale z drugiej to sam przyznał, że nie interesuje się reprezentacją to po co się wypowiada. Hahahah :P
Pozdrawiam Dooma :). 

PS. Ostatnio się zastanawiałam kogo ja mam informować o nowych postach. Więc, żebym teraz nie zapomniała to proszę o "zapisanie" się w zakładce " Informowani".

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 28


" To, że jestem drobna i niska nie znaczy, że nie mogę walczyć o swoje szczęście i marzenia równie dobrze jak dwumetrowy mięśniak. Zwłaszcza, jeśli walczę nie tylko dla siebie ale i dla ukochanych osób "

 ' Obudziłam się i czułam się wyspana. Tylko dziwi mnie to, że właśnie zasnęłam. Z trudem otworzyłam oczy. Zobaczyłam tatę jak trzyma mnie za rękę i się uśmiecha. 
- Tato co się stało ? 
- Ze zdenerwowania zemdlałaś, ale spokojnie dziś miałaś zabieg. Jest godzina 21 więc kilka godzin pospałaś, śpiochu. - zaśmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Czyli nie śpiączka ?
- Nie skarbie. Jest już późno więc ja będę leciał. Jutro przyjdę z Félicie. - pocałował mnie w czoło i już miał wychodzić gdy nagle mu się coś przypomniało - a zięć dzwonił i wszystko mu powiedziałem. Ma zadzwonić jutro. Buonanotte Bella- już miałam rzucić poduszką w jego stronę, ale zamknął drzwi. Po kilkunastu minutach zrobiłam się senna więc znowu powróciłam w krainę Morfeusza.
Kolejne dni wyglądały tak samo. Budzenie, śniadanie, leki, rehabilitacja, mały odpoczynek, kolejna rehabilitacja ( basen, siłownia lub spacery), kąpiel, masaże itp., kolacja i spać. I tak przez 2 tygodnie. Później mogłam wyjść z kliniki i przebywać w mieszkaniu taty i zamiast tej jednej rehabilitacji miałam zwiedzanie Modeny i okolic. Codziennie widywałam się z Ivanem i nawet poznałam kilku jego znajomych. Przez co pokłóciłam się ze Zbyszkiem. Ta jego chora zazdrość. Wkurzyłam się na niego i zawiodłam, bo ponoć mi ufa. No, ale ta kłótnia nie mogła trwać wiecznie. 
1 marca w moje urodziny, odwiedziło mnie stado osób. Tata z Félicie i Vivane z samego rana przywitali mnie tortem. Zaśmiałam się, bo był " Polsko-Włoski", siatkarski i dwu piętrowy. Na górnym piętrze motywy siatkarskie, a na dolnym flagi obu państw, typowe dla tych krajów budowle i wiele różnych fajnych rzeczy. Jak się przypatrzyłam temu ciastu to wyglądał jak z tego programu "Słodki biznes". Zdmuchnęłam świeczki, oczywiście przed ich zdmuchnięciem pomyślałam życzenie. Odebrałam od rodziny życzenia i prezenty. Vivane była zadziwiająco do zniesienia. Widać, że przyszła macocha z nią rozmawiała. Zjadłam urodzinowe śniadanie i się ubrałam. Uczesałam się w niedbałego koka. Wyszłam razem z tatą i wsiedliśmy do jego samochodu. Staliśmy w korku ( co tutaj jest normalką), a ja kończyłam już szóstą rozmowę przez telefon. Rodzinka nie zapomniała o urodzinach, a ja nie mogę uwierzyć, że to właśnie dzisiaj mam tą magiczną 18. Dziś stałam się pełnoletnia. Jakie to cudowne. Z Italiano się umówiłam na wieczór u mnie w domu. Powiedział, że weźmie ze sobą chłopaków, żeby było nam weselej.  Gdy dotarliśmy do kliniki od razu zostałam zbombardowana życzeniami od fizjoterapełtów, PRZYSTOJNYCH fizjoterapełtów. Jakby się Zibi dowiedział to na pewno by przyjechał. Po odbytej rehabilitacji pojechaliśmy na zakupy. Dziewczyny miały dojechać i spotkać się przy najlepszej lodziarni w Modenie. I tak jak zaplanowałyśmy o godzinie 12 byliśmy już we czwórkę. Zjedliśmy przepyszne lody i poszliśmy na to co kocham czyli SZOPING. Kupiłam czapki (link), bluzki ( link), bluzy, spodnie, spodenki, sukienki, buty. Było tego mnóstwo, bo nie tylko ja kupowałam. Antoni dziś stawia zakupy. Chciałam przynajmniej za część zapłacić, ale się nie zgodził i kazał zaszaleć, wiec tak zrobiłam. Później będę musiała zapłacić za nadbagaż. No i tak zleciał nam czas do 15. Wręcz błagałam byśmy wracali, bo bym się spóźniła na mecz chłopaków. I tak na sam początek pierwszego seta trafiliśmy. Tatek miał na szczęście "Polsat Sport". Oglądaliśmy w 3, bo księżniczka nie lubi siatkówki. TYLKO KOCHA SIATKARZY -.-.  No więc Jastrzębianie kontra Skrzaty. Mecz cholernie ciężki, trudny i zacięty. Panowie szli łeb w łeb. Jeden set dla Bełchatowian, drugi dla Jastrzębianów. I tak doprowadzili do tie-break'a, który należał zdecydowanie do JW. 15:8. Nigdy bym tego się nie spodziewała. Cieszyłam się, skakałam, krzyczałam. Uspokoiłam się dopiero wtedy gdy zaczął mnie boleć brzuch. Zaraz potem dostałam sms bym weszła na "skejpa". Moment gdy się zalogowałam i już ktoś dzwonił. A tym kimś był " ZB9"
- Hej - powiedziałam, ale odpowiedzi nie usłyszałam, bo chłopaki zaczęli się drzeć. Byli w szatni, a z dala zauważyłam sztab. 
- NAJLEPSZEGO !!!!- wydarli się, a ja zaczęłam się śmiać. 
- Dziękuje Wam. Jesteście kochani - powiedziałam jak się w miarę uspokoili i przesłałam buziaka.
- No my to wiemy kochana - odezwał się Damian - poczekaj chwilę - powiedział ktoś z tyłu. Vanny przejął tablet i wycelował prosto w ustawionych w dwurzędzie chłopaków. Jak w podstawówce na wf. Z przodu mniejsi, a z tyłu ci więksi. 
- 18 życzeń na 18 urodziny. 
Rozsądku w życiu,
 umiaru w piciu,
 dobrego zdrowia,
 pieniędzy mrowia, 
ciągłej radości,
 szczęścia w miłości,
 przyjaciół nowych,
 snów kolorowych, 
rodziny licznej,
 pociechy ślicznej,
 wspaniałej pracy,
 wysokiej płacy,
 domu z ogrodem, 
psa z rodowodem,
 pomysłów wielu,
 dojścia do celu,
 rekordów bicia,
 i stuuuuuuuu lat życia - końcówkę wszyscy wykrzyczeli. Każdy powiedział to jedno życzenie. Nawet sztab się przyłączył. Nie ukrywałam łez. Ryczałam i się śmiałam. 
- Boże jak ja was kocham. Dziękuje wszystkim. Jesteście kochani - mówiłam płacząc.
- Ej skarbie nie płacz - Zibi podszedł do tableta i przejął go. 
- Jak mam nie płakać jak taki prezent mi sprawiliście
- Jak przyjedziesz to jeszcze odbębnisz imprezę i torta zjesz i prezenty odbierzesz - powiedział Rob łamaną polszczyzną. 
- Gratulacje meczu. Jestem z was dumna, a ten tie-break był najlepszy. Rozwaliliście system - zaśmiałam się. 
- A dziękujemy. Dobra zakochańce gadajcie, a my idziemy się kąpać, bo śmierdzi.- zaśmiał się Kubiak
- Jedyny szczery - również się zaśmiałam. Zbyś wyszedł na korytarz, bo tam przynajmniej było ciszej. 
- Słońce przepraszam, za wszystko. Byłem głupi, nie powinienem tak reagować. Kocham Cię bardzo i jestem cholernie o Ciebie zazdrosny. Ale ufam ci i wierzę.
- Jesteś debilem i zazdrośnikiem. - uśmiechnęłam się- Mój kochany zazdrośnik - posłałam mu buziaka.
- To co dzisiaj robiłaś ?
- No z rana to obudzili mnie i musiałam zdmuchnąć świeczki na torcie. Wyślę ci zdjęcie później. Na rehabilitacji byłam i tam też pełno życzeń otrzymałam. W trakcie jazdy rodzinka dzwoniła. No i po pojechaliśmy na lody i zakupy, a później to mecz oglądałam. No i tak zleciało.
- A wszystko jest w porządku ?
- No zagoić się to nie chce dlatego muszę zostać jeszcze miesiąc, ale jest okej - uśmiechnęłam się.
- A co będziesz robić teraz, bo chyba spać nie pójdziesz ?- zaśmiał się, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież jak mu powiem, że przychodzi Ivan z chłopakami to się wkurwi.
- Nie nie będę spać. Ivan przychodzi i jak to on powiedział " będziemy świętować".- widziałam, że się wkurzył i wywrócił oczami - Zbyszek ! Ufasz mi tak ?!
- Ufam i wierzę, ale nie podoba mi się, że ten Italiano będzie z tobą.- wtedy się roześmiałam
- Z czego się rechoczesz ?
- Po pierwsze z ciebie, a po drugie to "Italiano ", nazywam tak Ivana. I się nie wkurwiaj, bo nie masz o co debilu !
- Po pierwsze to mam o co, bo jak jakiś facet przechodzi koło ciebie to gwałci cię wzrokiem kochana, a to jest makaroniarz, oni to dopiero podrywacze. Domiś boje się o ciebie. 
- Ja się coś stanie to masz pozwolenie ich zlać, a teraz nie, bo nic mi nie zrobili i nie zrobią. Uspokój się, idź na piwo z chłopakami i wyluzuj. 
~ *Buon Compleanno Doma ! - no i Ivan przyszedł. 
- Poczekaj chwilę - zwróciłam się do Zbyszka
- Tak idź do mariano italiano - wywrócił oczami
- Debil - powiedziałam odchodząc i kładąc komputer na sofie
~ Dziękuje Ivan, ale idź teraz do mnie na górę i posiedź chwilę, bo rozmawiam ze Zbyszkiem - zwróciłam się po włosku i  jak zwykle mnie nie posłuchał. 
- Cześć Ivan jestem. Nie bój się o nią. Nie mam zamiaru jej ruszyć, bo nie jestem taki by rozwalać komuś związek. A ja jej tu pilnuje by nie podrywała rehabilitantów - zaśmiał się. 
- Ivan debilu. Nie podrywam nikogo. - usiadłam koło niego i przejęłam komputer
- Cześć - powiedział trochę niezadowolony Zbyszek, ale Włoch tego nie zauważył - Okej. Ja jej ufam. 
- Ta kochanie widzę właśnie- zwróciłam się do niego już po Polsku więc blondyn tego nie połapał
- Dobra, sory. Zadzwonię później sprawdzić czy cię nie upił. Kocham się i wszystkiego najlepszego skarbie - posłał buziaka w powietrzu.
- Też cię kocham i dziękuje. Papa - ja tak samo posłałam buziaka i się odłączyłam. Zlałam Italiano za ten cyrk co przed chwilą zrobił. Później zabawa się rozkręciła jeszcze bardziej, bo przyszli chłopaki. Chata była wolna, bo narzeczeni poszli gdzieś, a Vivane była u koleżanki. Piliśmy, śpiewaliśmy na karaoke, tańczyliśmy, graliśmy w butelkę, ale oczywiście zadania były w miarę przyzwoite. No i ta zabawa trwała do północy, później postanowili już mnie opuścić, uprzednio pomagając w swoim zakresie mi posprzątać. Trochę schlani, zamówili taksówki i pożegnali się ze mną. Poszłam się umyć i napisałam sms do Zbyszka, że jestem cała i nie schlali mnie tak mocno. Położyłam się spać.
Kolejne dni były męczące. Rehabilitacja była dwa razy mocniejsza, ale nie wiem czy aż tak bardzo skuteczna. Przychodziłam do domu i nauka indywidualna przez skype. Później rozmawiałam z chłopakiem i kładłam się spać. Od kilku dni w ogóle nic nie jadła, krew z nosa mi leciała codziennie rano i miałam serdecznie tego dosyć i chciałam już wrócić do Polski. Cieszył mnie fakt, że za dwa dni właśnie był upragniony powrót do kraju. W końcu zobaczę się ze wszystkimi. Zobaczę się ze Zbysiem, za którym najbardziej tęskniłam.'


*****
* Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin 

Jak ja nienawidzę jak nie mam weny. Czuje, że beznadziejnie piszę i straciłam czytelników. W ogóle ostatnio coś słabo komentujecie :(. Proszę dajcie jakiś znak, że jesteście, skomentujcie ten rozdział ( napiszcie czy jest okej czy się nie podoba( krytyka mile widziana :P), albo po prostu dajcie uśmiech lub co tam wolicie). Jak komentujecie to wiem, że jesteście, czytacie i wtedy też przypływa wena :). 
Już niedługo MŚ. Wiem, że chłopaki pokażą na co ich stać i zdobędą medal. Będziecie na meczu czy raczej w domu przed telewizorem czy komputerem ? 
Cześć, pa, hej :D Dooma :). 

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 27

( Piosenka)
Czułam obecność kogoś w sali. Wiedziałam kto to był.
- Skarbie ja wiem, że jest Ci ciężko z tym wszystkim, ale dla twojego dobra będzie najlepiej jak pojedziesz z Antonim do Włoch. Szybciej wrócisz do zdrowia i do grania - powiedziała mama, a ja po raz enty się rozpłakałam.
- Mamo ja nie chcę go zostawiać. Co jak znowu zapadnę z śpiączkę. Boję się, że go nie zobaczę. Mamo ja go kocham. Nigdy nie czułam tego co przy nim. Jest wyjątkowy i... i ... - nie mogłam dokończyć. Mama mnie przytuliła i uspokajała.
- Widzę jak go kochasz. Nie zachowywałaś się tak przy Jakubie. Jestem z Ciebie dumna córeczko. Dałaś wszystkiemu radę i wiem, że teraz też dasz. Nie bój się niczego. Strach to najgorsze co może teraz być. Musisz być dzielna i myśleć optymistycznie tak jak to robiłaś gdy byłaś naszą małą smerfetką. - zaśmiałyśmy się ba samo wspomnienie.
- Dziękuję mamo - po tych słowach mama się rozpłakała i przytuliła mnie. - Mogłabyś poprosić tutaj Zbyszka ? - zapytałam gdy już się oderwałyśmy od siebie
- Jasne - pocałowała mnie w policzek i wyszła, gdzie po chwili jej miejsce zajął Zbyś

- Przepraszam Cię za moje zachowanie. Zrozum mnie, boje się tego wszystkiego. Nie chcę Cię opuszczać - złapałam  jego dłoń i próbowałam się nie rozpłakać. 
- Skarbie takie jest życie sportowca. Wyjeżdża się i zostawia się rodzinę i najbliższych. Przetrwamy to, nie bój się niczego. - podniósł lekko kąciki ust i pocałował mnie co odwzajemniłam. Kazałam mu iść do domu, bo jest już po 22 i na pewno jest zmęczony. Nie wiem jakim cudem piguły go jeszcze nie wywaliły. Gdy już miał wychodzić pocałowaliśmy się namiętnie, powiedział, że mnie kocha i poszedł, a ja się zastanawiałam jak to będzie. Wyjazd za dwa dni do Włoch, zabieg, rehabilitacja, spotkanie z nową rodziną taty. Jak to mówią co będzie to będzie !
Podczas tych dwu dni odwiedziło mnie sporo osób. Przyszły dziewczyny. Strasznie ciężko było nam się rozstać. Każda płakała, nawet jak opowiadałyśmy śmieszne historię, żeby trochę rozweselić atmosferę to płakałyśmy ze śmiechu. Odwiedzili mnie chłopaki i było podobnie tylko mnie nie płakali. Mama z Bartkiem byli się pożegnać, bo musieli już jechać. Jak to zwykle bywa znów razem z mamą się popłakałyśmy. Nawet Łukasz zawitał. Z czego byłam mocno zła, bo starają się wejść do +L. Ten powiedział, że musi mnie ucałować i powiedzieć standardową regułkę, że wszystko będzie dobrze i bla bla bla. Posiedział trochę długo. Poopowiadał mi jak tam życie się rozwija w Szczecinie, że wszyscy z Bałtyku tęsknią za mną i mam pozdrowienia i buziaki. Ja też kazałam ich pozdrowić i ucałować. Do końca mojego pobytu tutaj Zbyszek przychodził w każdy dzień i siedział tak długo jak tylko mu czas na to pozwalał. W dzień wyjazdu, przyszedł o 10 tata z moją walizką. Postawił ją przy drzwiach i pogadaliśmy trochę. Później musiał iść po papiery i pozałatwiać coś. Ja w tym czasie z pomocą pielęgniarki poszłam się ubrać i wyszykować. Niestety musiałam założyć opaskę na brzuch. Nie lubię jej, jest strasznie niewygodna i przeszkadza mi. Gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam Zbysia siedzącego na krześle obok łóżka. Gdy mnie zauważył, wstał i szedł w moją stronę. Przytuliłam się do niego po czym pocałowałam jego usta. Usiadłam na łóżku obok niego i położyłam głowę na jego ramię. 
- Nie mamy dużo czasu, bo za 30 minut muszę jechać na trening. - przytulił mnie jeszcze mocniej. - Chodź - powiedział, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Wstałam, a Zbyszek pociągnął mnie za rękę tak, że usiadłam mu na kolanach. Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam się w niego. Siedzieliśmy tak z 20 minut. 
- Domiś kocham Cię i zawsze będę. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. Przy tobie jestem inny. Chciałbym być z tobą już na zawsze. Nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie. Jesteś moim skarbem i nikt nie ma prawa Cię obrazić i zranić - uśmiechnął się - no chyba, że ja - i wtedy się zaśmiał, a ja uderzyłam go w ramię. Wyjął z torby małe pudełko, takie w jakim są zazwyczaj pierścionki. Zdziwiłam się, bo Zbyś wiedział, że nie chcę się śpieszyć. 
- Zbyszek ... - chciałam już powiedzieć, ale mi przerwał
- Poczekaj, spokojnie - otworzył pudełko, a w nim był prześliczny pierścionek - To nie są zaręczyny wiem nie chcesz się spieszyć - o czyli mnie słucha, co jest rzadkością u niego- to jest na urodziny, ponieważ jeszcze pierwszego nie przyjedziesz - uśmiechnęłam się i miałam łzy w oczach. Mieć takiego chłopaka to skarb, a ja taki skarb mam. Założył mi pierścionek na palec wskazujący po czym złączył nasze usta w długim namiętnym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie, bo niestety siatkarz musiał jechać na trening, a ja na lotnisko. Zbyszek wziął moją walizkę, a tata plecak z moimi rzeczami. Poszliśmy do samochodu Rafała, bo to on miał nas odwieść na lotnisko. Gdy już wszystkie bagaże były w samochodzie uwiesiłam się na zbyszkowej szyi i płakałam. Ten lekko mnie podniósł i gładził po plecach, mówiąc, że zaraz się zobaczymy i będzie wszystko dobrze. Odsunęłam się i na pożegnanie pocałowałam go. Długo i namiętnie. 
- Kocham Cię - powiedziałam kiedy oderwałam się od jego ust. 
- Ja Ciebie też kocham. Napisz jak dolecisz - uśmiechnął się i pocałował w czoło. Odpowiedziałam mu okej i wsiadłam do samochodu. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i usiadłam w wygodnej pozycji. 

Kilka dni później 
Jestem od kilku dni we Włoszech. Tak jak w Polsce czuje się tutaj jak w domu. Jutro ma zostać wykonany zabieg. Jestem wspierana przez dużo osób więc moje obawy przed tym zabiegiem trochę wyparowały. Poznałam bliżej Félicie ( narzeczoną taty) i Viviane ( córkę Félicie). Tej smarkuli nie polubiłam. Ma 15 lat i zachowuje się jak rozpuszczony bachor. Jej tapetę na gębie można zauważyć z 5 kilometrów. Markowe ciuszki i kosmetyki, szkoła prywatna i myśli, że jak ma ojczyma, który jest jednym z najbogatszych osób we Włoszech i na pewno na świecie to jest najważniejsza, najbardziej znana bla bla bla. Jak już ją widzę to dostaję kurwicy.  W przeciwieństwie do córeczki Félicie jest na prawdę fajną kobietą. Skromna, miła i zawsze pomoże i doradzi w czymś. No i najważniejsze nie korzysta ze znajomości taty tylko pracuje na swoje. Polubiłam ją od razu i cieszę się, że się kochają z tatą. Tatulek nie byłby sobą gdyby mnie z kimś nie zapoznał, a tą osobą był Ivan Zaytsev, który wylądował w klinice z bólem pleców. Jak się później dowiedziałam sztanga mu spadła i musi mieć teraz masaże. Miły gość i bardzo zabawny. I największy gaduła jakiego spotkałam. Papla jak najęty, to dobrze, bo przynajmniej nie myślę o tym zabiegu. Znam perfekcyjnie język Włoski, ale czasami nie rozumiem co on do mnie mówi i musi zwolnić z tempem mówienia. Zazwyczaj po tym  obydwoje się śmiejemy. Po tych kilku dniach spędzonych razem jest naprawdę bardzo dobrym kumplem. Trochę na początku się przystawiał do mnie czym wkurzałam Viviane, ale wytłumaczyłam mu, że mam chłopaka i nie zamierzam go zdradzać, ani zrywać z nim. Zrozumiał to i stara się teraz na miano przyjaciela. No to Ivan' ku sobie jeszcze trochę poczekasz. 
Nastał dzień mojej operacji. Zostałam obudzona o 6 i podano mi leki. No powiem, że zaczęłam się bać, ale jak przyszedł Italiano ( uwielbiam jak wypowiada te słowo z tym akcentem Włoskim i teraz go tak nazywam :P) i zaczął opowiadać różne śmieszne historie to się bardziej rozluźniłam. O 8 zadzwonił mi telefon i szczerze mówiąc to nie chciałam odbierać. Nie wiedziałam kto to, bo sam numer był tylko wyświetlony. Zignorowałam to i dalej rozmawiałam z Ivan'em. Jak już po raz 10 zadzwonił to się wkurwiłam, przeprosiłam Włocha i odebrałam.
- Czego do cholery. Czy już o 8 musi pan lub pani dzwonić do mnie ? - wydarłam się na osobnika.
- No mile zostałem powitany. Jak nie chcesz rozmawiać to możemy zakończyć połączenie - i w tej chwili zrobiło mi się głupio. Osoba po drugiej stronie się zaśmiała
- Zbyś przepraszam. Myślałam, że to znowu z jakimiś ofertami, bo wyświetlał się tylko numer. Przeprasza Cię.
- Spoko - znowu zaczął rechotać- Jak się czujesz? Nie nudzisz się ?
- No jest okej, tylko się trochę boje, ale Ivan dotrzymuje mi towarzystwa i jest okej - jak Włoch usłyszał swoje imię to odwrócił się w moją stronę, a ja się uśmiechnęłam co odwzajemnił. 
- Że kto ?! - wkurwił się, a ja się uśmiechnęłam.
- No Ivan Zaytsev. Wylądował też w tej klinice, a że tata nas przedstawił to spędzamy czas w wolnych chwilach.
- O nie kochana. Z tym makaroniarzem jesteś ? Ja ...- nie dokończył, bo zaczęłam histerycznie się śmiać 
- Kotku nic mi nie robi. Ja mu wyjaśniałam, że mam chłopaka, którego kocham i nie zamierzam zdradzić, ani rzucać więc spokojnie.
- Ja tutaj nie wyrobie. Wiesz jaki to podrywacz ? 
- Przypominam, że ty też byłeś takim - zaśmiałam się i  wiedziałam, że zaraz wybuchnie złością
- BYŁEM  i już nie jestem. Nie denerwuj mnie i wyproś go, albo daj mu telefon to sam go wyproszę. 
-Zbyszek proszę Cię nie zachowuj się jak dziecko. Kocham Ciebie, a nie jego - w tym momencie przyszła pielęgniarka z tatą - Misiu muszę kończyć, bo przyszli mnie zabrać na śmierć- zaśmiałam się
- Tak i od razu  trafisz do piekła za swój charakter - dogryzł mi, a ja jak by był przy mnie to bym pokazała mu mój język. - Trzymaj się, będzie wszystko dobrze i będę z tobą duchowo - wiedziałam, że się uśmiecha- Kocham Cię i zadzwonię wieczorem lub jutro - i cmoknął do słuchawki
- Dziękuje i też Cię kocham. Do usłyszenia - i też dałam mu buziaka przez telefon. Rozłączyłam się i oddałam urządzenie tacie. Zostałam odłączona od kabelków i kroplówki. Pomału wstałam z pomocą pielęgniarki. Przytuliłam go, a on powiedział w swoim ojczystym języku, bym była dzielna i będzie dobrze. Uśmiechnęłam się i podziękowałam za wsparcie. Po tym skierowałam swoje kroki na salę zabiegową. Pomyślałam, że z takimi lekarzami nic mi się nie stanie i będzie mój tata, który będzie wszystkiego pilnował. 

*****
Odechciało mi się wszystkiego. Wena jednak na długo uciekła. Miałam chwile zwątpienia. Zastanawiałam się czy nie zakończyć tej historii, ale później pomyślałam, że jednak jest kilku czytelników, którzy chcą się dowiedzieć co dalej :). No chyba, że tak nie jest ? :P. 
Proszę powiedzcie co sądzicie, bo ja już nie wiem czy jest dobrze czy źle :/

Byłam dziś jednak na 12 na " Drużynie". Takiego zajebistego filmu to ja jeszcze nie widziałam :). Te momenty z Igłą Szyte i wypowiedzi siatkarzy, a także byłego trenera AA. Przez cały seans miałam łzy w oczach i ciary, a w niektórych momentach to te łzy pociekły po policzkach :). Niech zrobią wersje na DVD !
 I dziś także u mnie w REALU zakupiłam koszulki siatkarskie :). Jak nie biedra czy "Ooszoooon" to teraz real haqhaha :). Promowanie siatkówki ciąg dalszy :D
Pozdrawiam Dooma :)



niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 26


(Zajrzyjcie do zakładki bohaterowie i zapoznajcie się z nową postacią  :) )

Brzuch bolał niemiłosiernie. Nie mogłam się poruszyć, nawet jak oddychałam to bardzo bolało. Krakren z Hubertem podbiegli niemal natychmiastowo. Nie wiedzieli jak mnie przenieść, bo z każdą moją próbą podniesienia płakałam jeszcze bardzie z bólu. Chłopaki z pomocą trenera tamtej drużyny znieśli mnie z boiska w pozycji leżącej. Położyli ostrożnie.
- Doma dzwonimy po karetkę - powiedział Hubert
- Nie, zadzowńcie po wujka, telefon mam w bluzie - powiedziałam płaczliwie. Dziewczyny dokończyły mecz wygrywając 3:1. Majka gdy podziękowała przeciwniczką, od razu podbiegła i usiadła koło mnie. Złapała za rękę by dodać mi otuchy. Mimo tak krótkiej znajomości znamy się tak dobrze jakbyśmy żyły ze sobą kilkanaście lat.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, będzie dobrze - jej też pomału zbierało się na płacz.
- Nie płacz. Nie chcę byś płakała. Wystarczy, że ja to robię - powiedziałam. Nic nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła. Po kilkunastu minutach przyjechała karetka, a w niej wujek. 
- Wujek przepraszam, nie chciałam. - powiedziałam zapłakana. Praktycznie to już mi się odechciało płakać, ale co zrobić jak tak napierdala, a ja jestem nieodporna na ból. 
- Misia, ty głupia jesteś, nie przepraszaj, to nie twoja wina. - uśmiechnął się i zwrócił się do kolegów. - Chłopaki zabieramy ją. Tylko ostrożnie. 
- Jadę z nią. Panie Andrzeju proszę. Nie zostawię jej. - Majka zwróciła się do mojego opiekuna. Ten po chwili namysłu odpowiedział.
- Dobra tylko idź się szybko przebież. I weź spakuj jej rzeczy. 
- Dobrze dziękuje - uśmiechnęłam się i pobiegła szybko do szatni.
- Z panami będę się kontaktował lub może któryś chce jechać z nami ?
- Nie będziemy miejsc zajmować. Będzie w kontakcie. Tutaj jest mój numer w razie czego - uśmiechnął się Kraken i podał swoją wizytówkę. Ostrożnie przełożyli mnie na nosze i położyli na te drugie nosze " na kółkach". Okryli kocami, kocem ratowniczym i ostrożnie przewieźli do karetki. Tam już podali mi dożylnie leki lekko uśmierzające ból i podłączyli do kroplówki. Przy tym też płakałam, bo nienawidziłam i bałam się igieł . Maja przybiegła po kilku minutach i usiadła w fotelu za moją głowa. Po kilkunastu minutach zostałam przywieziona do szpitala gdzie pracuje wujek razem z ciocia. Od razu zabrali mnie na różne badania. Same półgodziny zajęło mi by się położyć na plecy, bo musieli zrobić rentgen. Nie wiem jakim sposobem łzy mi leciały nadal jak już od dobrych 2 godzin płacze. Po zrobionych wszystkich badaniach, które swoją drogą zajęły 2 godziny przewieziono mnie do sali. Przyjaciółka usiadła na krzesełku obok łóżka. Byłam załamana, dokładnie nie wiem co mi jest, jedynie to, że nie jest za ciekawie i jakiś poważny stan i na pewno to nie żadna choroba. W miarę przestałam płakać, bo głowa mnie zaczęła znowu boleć i już nie miała ochoty
- Hej kwiatuszku. Jak się czujesz ?- zapytała na wstępie ciocia, która weszła do sali.
- Jak widać do dupy. Ciociu przepraszam, same problemy ze mną macie.
- Nie gadaj głupot. To jest zwykły przypadek lub jak wolisz nieszczęście.
- Nieszczęście i to wielkie. 
- Dzwoniłam do Ady i powiedziałam o wszystkim i ma przyjechać z Bartkiem jeszcze dziś jeżeli zdążą.
- Oni chyba zwariowali ciocia zadzwoń i powiedz, że nic mi nie jest ! - zdenerwowałam się. Mama zaraz powie, że same problemy tutaj są i jeszcze powie, że wracam do Szczecina.  Nagle rozdzwonił się jej telefon. 
- Chyba sama to powiesz - uśmiechnęła się i podała  mi telefon. 
*
- Kasiu i jak z Misią. W porządku ? - zapytała zaniepokojona mama.
- Mamo w porządku. Nie przyjeżdżajcie nic mi nie jest. Na pewno sobie nadwyrężyłam coś. Jest okej - próbowałam ją jakoś uspokoić, ale na marne 
- Tak kurwa okej. Karetka po ciebie przyjeżdża i ty mówisz okej !. Gorączka, bóle brzucha, zimno ci jest i ty mówisz, że jest okej. Dziecko no, nie doprowadzaj mnie do białej gorączki !. Jesteśmy już pod Poznaniem. Dzwoniłam do taty i leci już samolotem.
- Mamo zwariowałaś no. Po co dzwoniłaś do taty ?!
- Ma też o tym wiedzieć, a jest przecież fizjoterapełtą i zna się na tym. To jest poważne Dominika. 
- Kurwa świetnie. Może jeszcze Obama przyleci i pogratuluje mi kolejnej kontuzji dla największej ciepielengi !
- Nie przeklinaj mi. Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale opanuj się przynajmniej z tym. 
- Dobra sorki. 
- Będziemy niedługo. Jakby coś to macie zdzwonić. Kocham Cię.
- Też cię Kocham. Do zobaczenia.- i się rozłączyłam.
*
- Fajnie z mamą rozmawiacie- zaśmiała się przyjaciółka.
- Wiem - uśmiechnęłam się, bo zaśmiać się nie mogłam. Oddałam cioci telefon, bo musiała iść na oddział. Po tym jak poszła rozmawiałam z Mają o przyjeździe ojca. Mamę z ojczymem jeszcze jakoś zniosę, ale nie taty. Nie to, że jestem zła na niego czy cuś, ale wiem jakie ma obowiązki we Włoszech. 4 kliniki lecznicze i firmę ze sprzętem medycznym, do odnowy biologicznej i takie tam. Jest szefem tego wszystkiego i w dodatku ma swoich pacjentów. Jestem zła, nawet to za mało powiedziane. Jestem wkurwiona i mam wyrzuty sumienia, że ich tutaj "ściągnęłam ". Rozmawiając tak z Majką nagle ktoś wpadł do sali, a tym kimś okazał się Zbyszek. Miałam minę typu O.o i byłam zdziwiona skąd on wie, że tutaj jestem. Miał zadyszkę wiec pokazał nam palcem, żebyśmy poczekały chwilkę.
- Zbyszek usiądź tutaj, a ja zaraz wrócę. Pójdę do bufetu- Maja pokazała swoje miejsce do siedzenia i wyszła. Jak już umiarkował jego oddech to zaczął pierwszy
- Nie wiesz jak się przestraszyłem. Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie - złapał mnie za rękę i się uśmiechną, po czym pocałował mnie, bo tego jeszcze nie zrobił. 
- Po pierwsze co ty tutaj robisz ?
- Prezes po meczu podszedł do mnie i powiedział, że jak jesteśmy ze sobą bardzo związani i powinienem wiedzieć, że wylądowałaś w szpitalu, po tym jak na meczu upadłaś na ziemię i coś tam z brzuchem, ale nie wiem, nie słyszałem więcej, bo myślałem, że zemdleje ze strachu - Wyrecytował to na jednym wdechu. Jak to powiedział zrobiło mi się cieplej na sercu. 
- Dziękuje - uśmiechnęła się i ścisnęłam mocniej jego rękę.
- A tak poza tym to co ci jest ?
- Nie wiem, ale jest beznadziejnie. Moi rodzice przyjeżdżają więc ich poznasz - uśmiechnęłam się.
- Super - powiedział, a ja się delikatnie zaśmiałam. Po tej rozmowie, opowiedział mi o swoim meczu. Dosłownie wszystko. Co do każdego punktu. Byłam zadowolona z nich, bo wygrali. Później przyszła Majka i wtedy rozmawialiśmy o wszystkim. Próbowali mnie odgonić od tych myśli związanych z kontuzją. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęła. 
Obudziłam się gdy usłyszałam jak moi biologiczni rodzice nad czymś dyskutują. Otworzyłam powoli oczy, bo światło mnie raziło. Zauważyłam, że wszyscy planowani już przyjechali, a przyjaciółka odjechała, która musiała już wracać do domu. 
- Cześć śliczna. Już ich poznałem i nie było tak źle -powiedział szeptem i uśmiechną się
- Hej. To fajnie - powiedziałam tym tonem jak zawsze gdy wstaje czyli zaspanym i zniechęciałym. Przy okazji uśmiechnęłam się do reszty i przywitałam się tak samo jak ze Zbyszkiem. 
- Cześć Smerfetko - powiedział tata tym swoim Włoskim akcentem, którym kocham. 
- Tato nie rób mi wstydu. Nie jestem już tym małym smerfem co kiedyś - zaśmiałam się
- Dla mnie zawsze będziesz - i pocałował mnie w czoło tak jak to zawsze robił. Później przywitałam się z mamą i Bartkiem, a do wujka się tylko uśmiechnęłam. 
- To co mi w końcu jest ? - zapytałam się i popatrzyłam się na tatę, bo zbierał się by coś powiedzieć
-  Masz naderwany mięsień brzucha. Dlatego tak bolał i przy tym dostałaś gorączki, ale to jest normalne. - jak to usłyszałam to zamarłam. Jaki naderwany miesień brzucha ! Kurwa No !
- Was pogięło z tą diagnozą co nie ? Nie mówicie mi prawdy - mówiłam pomału ze łzami w oczach. Ścisnęłam mocniej rękę chłopaka, bo myślałam, że śnię. 
- Nie skarbie to jest prawda. Z Antonio ustaliliśmy, że polecisz do Włoch i tam przeprowadzi ci zabieg i odbędziesz rehabilitacje. Zrobi to najlepiej...
- Nie nigdzie nie jadę ! Mam szkołę, przyjaciół, Zbyszka, nie, nie jadę ! Nie ma mowy !

- Domiś będzie najlepiej jak zrobimy zabieg u mnie - powiedział tata'
- Nie kurwa czy wy nie rozumiecie ! Nie chcę ! Nie chcę opuszczać Zbyszka, przyjaciół !. A co jak się stanie, że zapadnę znowu w śpiączkę tak jak podczas tego zabiegu z kolanem ?!. Ja się nie ruszam ! Nie pozwalam ! Nie chce wyjeżdżać - powiedziałam płacząc.
- Misia pojedziesz. Wszystko będzie dobrze. Zrobią ci tam doskonale to i wrócisz szybko. Będzie dobrze - powiedział to Zbyszek ocierając mi łzy z policzków
- I ty przeciwko mnie ! Wtedy też wszyscy mówili, że szybko wrócę, a siedziałam tam z miesiąc jak i nie dłużej. Zapadłam w śpiączkę na 3 dni po operacji. Nie zniosę tej długiej rozłąki. Nie chcę jechać ! - dalej płakałam i byłam wściekła na nich wszystkich.- Chcę zostać sama - powiedziałam 
- Ale... - zaczął Zbyszek i nie dane mu było dokończyć
- Wynoście się stąd ! - krzyknęłam dalej płacząc. Wszyscy wstali z miejsc i wyszli przed sale. Jednak wiedziałam, że ktoś jest jeszcze w sali i ten ktoś siada koło mnie.

*****
Siemano :* 
Rozdział miał być wcześniej, ale podczas tych burz, które odwiedziły Szczecin internet mi źle działa :(. 
Jak się podoba rozdział ?
Jeżeli jest jakiś błąd itp. to piszcie to poprawie :P
Wena pomału wraca, ale musicie być cierpliwe, bo rozdziały będą rzadko dodawane z powodu wolno wracającej weny :P hahahah
Jak zobaczyłam te 6 komentarzy pod ostatnim rozdziałem to byłam mega szczęśliwa :D. Może teraz też mnie zaskoczycie i będzie więcej ? 
Pozdrawiam Dooma :).   

CZYTASZ+KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ