niedziela, 20 września 2015

Coś się stało i nie mam pojęcia co !

Blogger nawalił po całości !
Patrzę dzisiaj i rozdział 58, który opublikowałam teraz jest w roboczych i to jeszcze o połowę krótszy !!!!
Jestem mega zła !
I usunął mi jeden komentarz pod tym rozdziałem !
Wybaczcie, ale bedzie mały zastój. Spróbuję to do piątku zrobic :)
Także wytrzymajcie jeszcze troszkę :)
Pozdrawiam Dooma :)

środa, 16 września 2015

Rozdział 58


"TAK"

24 grudnia otrzymałam wypis ze szpitala. Nie czułam się jeszcze dobrze, ale było lepiej niż kilka dni temu. Około godziny 12 przyjechał Zbyszek. Przywiózł mi ubrania, które ubrałam po wcześniejszym wykąpaniu się. Ubrana w szary długi sweterek, jasne wzorkowate leginsy, różowy pastelowy szalik i jasne różowe kozaki emu, które dostałam od Felicie odebrałam karteczkę, która pozwalała mi opuścić szpital i udałam się wraz z chłopakiem na dwór. Przed wyjściem założyłam kurtkę i rękawiczki. Na dworze mimo, że jest grudzień śniegu było malutko. Prawie w ogóle go nie było, za to temperatura pokazywała dziesięć kresek na minusie.
Droga do stolicy zajęła nam niecałe cztery godziny. Przespałam prawie całą podróż. Obudziłam się będąc 50 kilometrów od Wawy. Staliśmy w korku więc postanowiłam zadzwonić do taty i złożyć życzenia. Długo nie porozmawialiśmy, bo był wraz z macochą w trakcie drogi do Watykanu. Co roku jadą tam by otrzymać błogosławieństwo od Papieża, później w rodzinnym gronie zasiadają do stołu wigilijnego, a wieczorem po kolacji wszyscy jadą na Pasterkę do stolicy apostolskiej. Święta tam są magiczne. Żałuję, że od kilku lat w święta Bożego Narodzenia jestem w Polsce, ale Zbyszek nie może wyjechać na tak długo, a on również chciałby spotkać się z rodziną. Obiecał mi, że jak tylko będzie miał więcej dni wolnych w święta to na pewno tam pojedziemy. Godzinę przed rozpoczynającą się wigilia u państwa Bartman, dotarliśmy do Wawy. Zbyszek zdecydował, że zatrzymali się w jego mieszkaniu. W Cosmopolitanie ogarnęliśmy się po podróży. Gdy się wykąpałam i na ciało nałożyłam balsam o zapachu wiśni chciałam założyć rajstopy, ale wielkie łapska Bartmana mi to uniemożliwiły. Wyprostowałam się i odwróciłam się przodem do niego. Złączył nasze usta w długim pocałunku. Od rana był jakiś dziwny. Jakby się czymś stresował ?

- Coś się stało ? - zapytałam kładąc jedną rękę na jego policzku, a druga trafiła na ramię.
- Co ? Nie nic. Po prostu się boje, że coś sobie jeszcze zrobisz - zaśmiał się, za co jego potylica oberwała
- Nic się już nie stanie. Postaram się po raz kolejny nie wylądować w szpitalu.
- Chyba, że na porodówce - po raz kolejny zdzieliłam go po głowie tylko, że mocniej.

Wygoniłam go z łazienki bym mogła dokończyć się ubierać, bo stanie w samej bieliźnie i to na boska nie było przyjemne. Zaraz się przeziębię i znowu będzie wrzeszczał, że nie dbam o siebie. Tak więc nałożyłam rajstopy, białą koszulę, czerwoną spódniczkę za kolana, ale nie do kostek i szary nierozpinany sweterek. Mankiety podwinęłam, a kołnierzyk poprawiłam by to wszystko ładnie i schludnie wyglądało. Postanowiłam by zrobić makijaż tak by wyglądało naturalnie. Nałożyłam cienką warstwę fluidu by zakryć zaczerwienienia, czekoladowym odcieniem kredki zagęściłam linię rzęs, po czym wyglądały jakbym miała ich więcej, lekko przejechałam tuszem rzęsy, a usta przejechałam pomadką ochronną. Po skończonym makijażu uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i spryskałam się perfumami, które używam tylko na takie okazję. Są łagodne i do tego ładnie pachną. Po mnie łazienkę zajął chłopak. Z kosmetyczki wyjęłam bransoletkę od siatkarza i złoty zegarek. Włosy wyprostowałam i pozostawiłam rozpuszczone. Na nogi nałożyłam szare odkryte buty na małym obcasie. Do torebki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wyszłam z sypialni i usiadłam na sofie w salonie. Kolacja wigilijna w tym roku ma być w pomniejszonym gronie. Przyjedzie siostra Zbyszka z narzeczonym i my. Nikt więcej ma nie zawitać, z tego co mi chłopak powiedział. Zibi wyszedł z łazienki po 10 minutach z niezapiętą koszulą. Pokręciłam głową i poczekałam kolejne 10 minut, aż się kompletnie ubierze. Około 16 wyszliśmy z mieszkania i taksówką udaliśmy się na obrzeża miasta gdzie mieszkał w dzieciństwie atakujący. Dotarliśmy jako ostatni co nie zdziwiło pani Jadzi. W przedpokoju stało za dużo butów jak na przyjazd przyszłej pary. Jakby dodatkowo przybyły cztery osoby. Zdjęłam buty i nałożyłam kapcie, a po tym Zbyszek pomógł mi zdjąć płaszcz. Gdy weszłam w głąb mieszkania myślałam, że się przewidziałam. Moja rodzina siedziała tutaj, w domu Bartmana. Stałam tak z wysoko podniesionymi brwiami. Ocknęłam się dopiero gdy mama mnie przytuliła. Później przywitałam się z rodzicami siatkarza i Bartkiem, a na końcu z dziewczynami. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech gdy zobaczyłam Wiktorie na rekach u Zbyszka.

- A do mnie pierwszej przywitać się nie przyszłaś ? - założyłam ręce na biodra i wpatrywałam się w młodą
- Bo się stęskniłam bardziej za Zbyszkiem - przytuliła się mocniej do chłopaka
-Wiesz co czuje się zazdrosna - złapałam ją w biodrach i ściągnęłam ja z rąk Zbycha w czym on sam mi pomógł. Odstawiałam ja na ziemię i zaczęłam gilgotać lecz po chwili uniosłam Wiktorię do góry u przytuliłam.

Przed tym jak usiedliśmy do stołu Kasia ( siostra siatkarza) poprosiła nas byśmy poszli razem z nią i jej narzeczonym. W malutkim pokoiku wręczyła nam zaproszenie na jej ślub. Zbyszek od razu podszedł i przytulił siostrę. Ja zaś podeszłam do Konrada. Później zamieniliśmy się i uścisnęłam młodą Bartman.
Czas szybciutko minął i nim się obejrzałam było po kolacji wigilijnej. Mimo, iż co roku odchodzę od tradycji „zjedzenia 12 potraf”, bo nie przepadam za rybami to jestem najedzona. Pierożki pani Jadzi były fenomenalne i zjadłam ich naprawdę dużo. Żeńska część rodziny posprzątała na stole i pomału znosiliśmy ciasta i ciepłe napoje. Gdy kolejna porcja wody była wstawiona w czajniku razem z Kasią zaniosłyśmy ostatnie porcje ciasta na stół. Usiadłam na krześle i złapałam rękę siatkarza. Obrócił głowę w moją stronę, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Pocałował moje czoło i mocniej ścisnął dłoń. Położyłam głowę na ramieniu siatkarza i wsłuchałam się w rozmowę mamy i pani Jadzi. Rodzicielka wszystko widziałam kątem oka, uśmiechnęła się i puściła oczko w moją stronę. Zachichotałam cichutko. Gdy czajnik dawał znak, że woda zaczyna się gotować wstałam razem z Kasią i udałyśmy się do kuchni. Tam zalałyśmy gotowe już kubki i zaniosłyśmy na stół. Już miałam usiąść na krześle lecz zbyszkowa ręka mnie powstrzymała. Zaprowadził mnie kawałek od stołu i stanął naprzeciwko mnie. Nie wiedziałam co on robi i jeszcze patrząca się rodzina na tą całą akcję mnie trochę krępowała. Gdy chłopak splótł swoją dłoń w moją skupiłam na nim całą uwagę.

- Jesteśmy razem już dwa lata. Mieliśmy trudne chwilę, które mam nadzieję już nie nastąpią. Ten czas bardzo szybko minął. Bardzo cię kocham i nie wiem co by było gdybym cię stracił z własnej głupoty. Wiem, że ta gatka jest oklepana, ale stres góruje – zaśmiał się nerwowo i przeczesał wolną ręką włosy. Uśmiechnęłam się i by dodać mu odwagi pogładziłam kciukiem jego zewnętrzną stronę dłoni. - Wiem, że mieliśmy się nie spieszyć, ale od kilku miesięcy korci mnie by to zrobić.

Z prawej kieszeni wyjął czarne pudełko. Puścił moją dłoń i uklęknął na prawe kolano. Otworzył kostkę, a w niej ujrzałam prześliczny pierścionek z niewielkim szafirem na środku.

- Wyjdziesz za mnie ? - powiedział, a mnie kompletnie zatkało.

Nie wiedziałam co mam robić, miałam pustkę w głowię i nawet nie potrafiłam wypowiedzieć „TAK”. Łzy lały się ciurkiem po policzkach wyznaczając własne ścieżki. Przyłożyłam dłoń do ust i stałam jak jakaś wariatka rycząc jak głupia. Usłyszałam, że nie tylko ja płaczę, bo rodzicielki również pochlipują i w dłoniach trzymają chusteczki. Widziałam jak chłopak się denerwuje, za pewnie bał się, że odpowiem mu nie lub ucieknę, ale nie mogę mu tego zrobić. Kocham go tak bardzo, że zrobię dla niego wszystko. Chcę tego i chciałabym już do końca życia z nim być. Przez gardło nie przechodziło mi żadne słowo więc lekko pokiwałam głową na „tak”, a gdy Zbyszek wstał rzuciłam mu się na szyję. Z tych emocji nie kontrolowałam już płaczu i ciała. Trzęsły mi się ręce, nogi mam jak z waty, na oczy już nie widzę, bo łzy gromadzące się w nich zasłaniają mi wszystko. Wtuliłam głowę w dół nadobojczykowy i wypowiedziałam cichutkie -Kocham cię- tak by tylko on to mógł usłyszeć. Po chwili ( w której i tak się nie uspokoiłam) włożył na serdeczny palec u prawej ręki prześliczny pierścionek. Na środku znajdował się niewielkich rozmiarów szafir, dookoła głównego kamienia były po trzy diamenty, a na szynie umiejscowione zostały po cztery mniejsze diamenty idące w dół. Nasze mamy przyszły jako pierwsze i przytuliły mnie obydwie. W tym czasie Wiki była już w ramionach Zbyszka. Płakałyśmy już we trzy, a nawet w piątkę, bo Kasia i Mania też były wzruszone. Wyciągnęła dłoń przed kobiety by i one mogły zobaczyć to cudo. Byłam zachwycona tym pierścionkiem. Siatkarz wiedział co kupuje, bo nic bym w nim nie zmieniła. Po dziewczynach męska część rodziny złożyła nam gratulacje. Gdy już wszyscy obejrzeli małą biżuterię na palcu podeszłam do chłopaka i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Przytuliłam się do niego, a on standardowo pocałował moje czoło. Do godzin wieczornych spędziliśmy czas w rodzinnym gronie. Zwinęliśmy się do domu około 21. W taksówce przytulona do Zbyszka zdjęłam pierścionek z palca. Uśmiechnęłam się widząc dzisiejszą datę wygrawerowaną na biżuterii. W domu wzięliśmy wspólną kąpiel w wannie, a w sypialni oddałam się cała chłopakowi. Zasnęliśmy nad ranem zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.



Następnego dnia wstaliśmy o 13. Zostałam obudzona przez wielkoluda buziakiem w usta. Przeciągnęłam się i z uśmiechem na ustach wpatrywałam się w chłopaka. Lekki zarost i idealny nieład na głowie siatkarza jeszcze bardziej mnie pobudzał. Miałam ochotę powtórzyć nasze wybryki z dzisiejszej nocy. Objęłam jego szyję jedną ręką i popchnęłam go lekko by położył się na plecach. Położyłam się na nim i składałam krótkie pocałunki na jego ustach. Poleżeliśmy tak z 30 minut, a po tym jak poszłam się umyć i wyszykować, a siatkarz miał zrobić „ śniadanie”. Narzuciłam wczorajszą koszulę chłopaka i wzięłam z walizki przygotowane ubrania na dzisiaj. Po wykąpaniu się i umyciu włosów założyłam czystą białą bieliznę, czarne rajstopy, czarne skórzane spodnie, białą bluzkę, której krótki kołnierzyk był uniesiony do góry. Na to miałam jeszcze nałożyć czarną marynarkę. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i usiadłam do stołu, bo „śniadanie” właśnie podano. Małej porcji jajecznica ze szczypiorkiem, chłopak dodał dla siebie boczek. Na talerzu znalazły się jeszcze koktajlowe pomidorki, ogórek i rzodkiewka. Podziękowałam i szybko zjadłam swoją porcję jedzenia. Po zjedzeniu wzięłam leki i z toalety zabrałam szczotkę i suszarkę. Włosy wysuszyłam w sypialni i tam również się pomalowałam. Nie prostowałam włosów, zostawiłam je takie jakie są czyli lekko zakręcone. Dwadzieścia minut po 14 udaliśmy się zakorkowaną Wawą na obrzeża miasta do domu państwa Bartman. Tam zjedliśmy wspólnie obiad, a w godzinach wieczornych pojechałam z chłopakiem i siostrami do kościoła, bo jedynie my nie uczestniczyliśmy w pasterce.

Kolejne dni były spokojne i bez niespodzianek. Na dwa dni polecieliśmy do Włoch by odwiedzić ojca i pokazać mu pierścionek. Cieszyłam się, że po raz kolejny pozwolił Zbyszkowi bym została jego żoną. Po tych wydarzeniach bałam się, że długo będzie się przekonywał do chłopaka. Rodzina taty jest zadowolona z siatkarza i szczęśliwa z „nowego członka rodziny”. Stęskniłam się za nimi i jeszcze bardziej żałowałam, że muszę opuścić ten wspaniały kraj.

Jak się okazało na sylwestra nie pojechaliśmy, bo Zbyszek się rozchorował. Tak więc sylwka spędziliśmy w Katowicach, z polsatem, w łóżku z herbatą i chusteczkami. O północy obudziłam na krótką chwilę siatkarza by złożyć mu życzenia. O pierwszej w nocy zasnęliśmy. Rano ( godzina 12) wstałam i ubrałam się w leginsy i luźną koszulę. Zmniejszyłam ogrzewanie, bo w mieszkaniu była sauna. Zrobiłam rosół i gdy Zbyszek wstał o godzinie 15 to podałam do stołu obiad. Zjadł z niechęcią, bo całe gardło miał opuchnięte, ale musiał to zjeść by wziąć leki. Ja również zażyłam swoje dodając te na odporność by chorowity mnie nie zaraził. Po posiłku oglądnęliśmy film, na którym siatkarz zasnął. Ja po filmie zadzwoniłam do mamy na skype i porozmawiałam z nią jedząc ciasto przywiezione z Warszawy. Po skończeniu półtorej godzinnej pogadanki, odebrałam telefon od mamy siatkarza. Zapytała o zdrowie syna i czy nie ma przyjechać pomóc, ale od razu zaprzeczyłam mówiąc, że jest wszystko w porządku i za kilka dni Zibi wyzdrowieje. Około 20 wykąpana położyłam się spać uprzednio dając mały posiłek Zbyszkowi przed wzięciem leków. Zmierzyłam temperaturę i gdy byłam pewna, że nie ma gorączki okryłam go szczelniej kołdrą, dając mu buziaka w czoło, odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


******
Witam :)
Dodaję rozdział z "lekkim" poślizgiem :P Wybaczcie, ale nie wyrobię się w ten weekend z nowym rozdziałem dlatego przedłużyłam ten wpis o jedną kartkę w Wordzie. 
Dzięki za radę pisania w tym programie ;). Teraz będę przygotowana na takie sytuację. 

Komentujcie, oceniajcie, piszcie jak się wam podoba rozdział :) Każde Wasze słowo jest dla mnie motywacją do dalszego pisania :D 

Niestety Siatkarzom nie udało się zdobyć kwalifikacji na IO. Trzecie miejsce nie jest takie złe ;). BRĄZ SMAKUJE JAK ZŁOTO !
Jak to nasz Kapitan powiedział : będziemy pić szampana w styczniu ! 
Jestem z nich bardzo dumna, bo zagrali ten turniej rewelacyjne :). 

Pozdrawiam Dooma :). 


MAGIA BLOGGERA ! 

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 57



Pierwszy października rozpoczął się dla mnie i dla mojej współlokatorki koszmarnie. W nocy byłyśmy na imprezie ze "stara ekipą" prościej mówiąc z ludźmi z liceum. Wróciłyśmy o czwartej nad ranem, a o 8 musiałyśmy ponownie wstać by się przygotować na rozpoczęcie roku akademickiego. Jestem kompletnie nieprzytomna. Z wielkim trudem wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Modliłam się by zimny prysznic choć troszkę postawił mnie na nogi. Nic to nie pomogło. Wykąpałam się i nakładałam dużą ilość żelu pod prysznic by zmyć ten smród wczorajszej imprezy. Ubrałam się w czarną sukienkę z długim rękawem. Dół sukienki był podzielony na trzy grube pasy i ten pośrodku miał kolor biały. Czarne rajstopki z ciemniejszymi wzorkami i czarne zamszowe szpilki z chudym paseczkiem. Włosy pozostawiłam takie jakie były. Artystyczny nieład. W kuchni zjadłam skromne śniadanie, bo prawie nic nie było w lodówce, a nie chciało nam się iść do sklepu po jakiekolwiek produkty, które mogłybyśmy zjeść na śniadanie. Wyjechałam półgodziny przed rozpoczęciem. Do uczelni nie miałam za daleko, bo zaledwie 10 minut samochodem. Wszystko odbywało się na jakiejś wielkiej auli. Mnóstwo przemówień, wręczanie jakiś nagród dla absolwentów i tym podobne. Po tych wszystkich przemówieniach odbyło się pasowanie. Później każdy opiekun danego rocznika rozdał indeksy i legitymacje i było po wszystkim. Do domu wróciłam po ponad dwóch godzinach. Pomimo "zmarnowania" tych kilku godzin cieszyłam się, że poszłam. Dużo osób z mojego rocznika nie było, a na tym rozpoczęciu dowiedziałam się kilka ważnych i przydatnych, jak dla mnie, informacji. Wieczorem ma się ukazać plan. Gdy przybyłam do domu Madzi jeszcze nie było. Poszłam się przebrać w miętowe, wygodne rurki i białą luźną koszulkę. Makijaż zmyłam, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Rozwaliłam się na kanapie i zadzwoniłam do mamy by powiedzieć jej jak było "pierwszego dnia". Czasami mam wrażenie, że ta kobieta jeszcze bardziej przejmuje się niż ja. Jak zwykle nasza rozmowa toczyła się bardzo długo i po przyjściu współlokatorki dopiero pożegnałam  się z rodzicielką. Westchnęłam i popatrzyłam na tapetę w telefonie. Byli na tym zdjęciu rodzice, dziewczyny i Zbyszek z Łukaszem. Ciężko mi było, tęskniłam za nimi. Gdy jeszcze Zibi grał i mieszkał na Śląsku to aż tak nie myślałam o tym. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nigdy w życiu nie ma łatwo. Tak już jest. Magda również usiadła zrezygnowana obok mnie i podała mi małe pudełko pizzy. Zdziwiłam się, ale gdy powiedziała mi, że to nasz obiad to uśmiechnęłam się i podziękowałam jej. Nie miałam siły robić nic. Tak spędziłyśmy czas do 18. Oglądnęłyśmy dwa filmy : Star Trek i Star Trek w ciemności. Oby dwie lubimy science fiction więc nie było problemu z doborem filmu. O 18 zasypiałyśmy na siedząco więc postanowiłyśmy iść spać. Po szybkim prysznicu odpłynęłam w krainę morfeusza.

Grudzień. Te dwa miesiące minęły bardzo szybko. Były ciężkie, bardzo ciężkie i najgorsze jakie przeszłam. W szkole nauki po sam czubek nosa, dużo zajęć i miałam to szczęście, że piątek miałam wolny. Moja grupa trafiła tak, że nie miała wykładów w ten dzień i jedynie basen, ale z racji mojego natychmiastowego uczulenia po spotkaniu się chloru z moją skórą miałam zwolnienie. Tak naprawdę to nie wiedziałam, że to mam. Dawno już nie byłam na basenie, a gdy odbyły się pierwsze zajęcia szybko opuściłam kompleks wodny i z wysypką udałam się do dobrze zaopatrzonej pielęgniarki. Stamtąd odesłali mnie do szpitala. I jak się okazało mam uczulenie na chlor i dostałam odpowiednie zwolnienie na te zajęcia. Piątek miałam z głowy od szkoły. 
Na początku listopada pokłóciłam się ze Zbyszkiem. Tak naprawdę poszło o wszystko, a głównym powodem u niego było, że gdy mam wolne ( bo takie dni się zdarzały ) nie przyjeżdżałam do niego, a ja mu zarzuciłam, że znowu kręci się koło niego Aśka i jemu to nie przeszkadza. Byłam okropnie zła jak się dowiedziałam. Gdy patrzyłam na zdjęcia zrobione przez fotografów (którzy byli na meczach Resovi) jak ona jest obok Zibiego i widać, że bardzo dobrze im się rozmawia i nie przeszkadza to chłopakowi to miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam co robić. Jeszcze za tydzień święta, a mieliśmy jechać do stolicy by spędzić czas z rodziną atakującego. Nie odzywamy się do siebie od tamtego momentu. Chyba Zibi napisał dwa razy czy żyje i nic mi nie jest, a tak to cisza. Nie mam zamiaru jechać do jego rodziny jak jesteśmy pokłóceni. Pani Jadzia i Kasia ( siostra siatkarza) od razu będą widzieć, że coś jest nie tak. 
Jeszcze dochodzi ta anemia. Ostatnio źle się czuje, każde nowe badanie pokazuje mniejszą ilość witaminy B12, coraz większy niedobór żelaza. Z każdym dniem jestem słabsza i bladsza. Magda ma już tego dosyć i boi się o mnie, że pewnego dnia padnę jej przed nogami. A o braniu leków to już nie wspomnę, bo to jest główny powód moich objawów. Bardzo często zapominam ich brać. Mimo, iż karteczki mam porozwieszane po pokoju i kuchni, które przypominają mi o ich braniu i tak zapominam tego robić. Sama doprowadziłam się do tego stanu. Znajomi twierdzą, że pomału popadam w jakąś depresję, bo i tak tylko wychodzę z domu na uczelnię i nigdzie więcej. 
Wstałam jak zwykle osłabiona i z wielkim problemem z łóżka. W łazience ubrałam szary gruby sweter i granatowe spodnie. W kuchni Madzia robiła już śniadanie, które po chwili zjadłyśmy w salonie. W trakcie jedzenia podsunęła mi plastikowy kieliszek z lekami. Uśmiechnęłam się lekko i połknęłam leki. Dokończyłam powoli posiłek, podtrzymując ręką głowę. Nie najlepiej się czułam, a dzisiaj chyba miałam jeden z dni kulminacyjnych. Przyjaciółka co chwile zerkała na mnie i kręciła głową. Widać po niej, że się martwiła. Nie dziwię się jej. Ja na jej miejscu już dawno bym siebie zabrała do szpitala. Półgodziny przed zajęciami ubrałam kurtkę parkę ze skórzanymi rękawami w kolorze oliwkowym, szyję opatuliłam szarym kominem, na nogi włożyłam trapery, a do ręki wzięłam rękawiczki i torebkę. Na uczelnię jechałam powoli więc zajechałam kilka minut przed pierwszą lekcją. Kurtkę oddałam do szatni i udałam się do sali. Wszystkie cztery zajęcia trwały łącznie 4 godziny. Teraz miałyśmy lekcję na sali. Tak zwane z niższych szkół : Wychowanie fizyczne. Takie zajęcia odbywały się trzy razy w tygodniu, w tym basen i jak było ciepło to stadion lekkoatletyczny. Wszystkie udałyśmy się pod szatnie i czekałyśmy na nauczyciela. Był nim młody, bo dopiero co po studiach, przystojny, z wysportowaną sylwetką trener Jakub. Łatwiej jest nam mówić do niego "trenerze" niż na per pan. Ze wszystkimi dziewczynami z mojej grupy złapał dobry kontakt na samym początku roku. Może dlatego, że był o kilka lat od nas starszy ? Albo, że chciał by nasza współpraca układała się dobrze ? Wiem na pewno, że nie ulegnie flirtom dziewczyn. Za każdym razem gdy tylko wyczuje jak jakaś do niego zarywa to kręci głową i klepie ją po ramieniu śmiejąc się. Czasami przeobraża to w żart i później całe zajęcia turlamy się po podłodze śmiejąc się, aż bolą nas brzuchy. Jest naprawdę fajnym, wyrozumiałym i w prządku facetem. Trener dziś kazał mi się nie przebierać widząc mój stan. Dziękowałam za to Bogu, bo mimo, iż te zajęcia zaliczałam do najlepszych, nie byłam w stanie dzisiaj uczestniczyć w nich. Usiadłam zatem na sali, na niskich trybunach liczących dwa rządki. Gdy Jakub kazał dziewczynom zrobić kółeczka na rozgrzewkę, podszedł do mnie by porozmawiać. 

- Co się dzieje Doma ? Ostatnio nie za dobrze wyglądasz.
- Nic, to tylko przemęczenie- wsparłam łokcie o kolana i oparłam głowę o otwartą dłoń. 
- Nie ściemniaj mi tutaj - dotknął mojego ramienia - przecież nie tylko ja to widzę. Inni nauczyciele też to zauważyli, a w szczególności Franek - uśmiechnął się.
Franek jest starszą osobą z poczuciem humoru. Taki Ferdek z liceum. A o kobiety na uczelni to w szczególności "dba". 
- Anemię mam i nie najlepiej się przez to czuję. Muszę odpocząć i będzie dobrze. 
- Powinien ją trener zabrać do piguły, bo ona zaraz zejdzie nam - powiedziała Agata lekko sapiąc. Z nią najbardziej się zakolegowałam w grupie.
-  Chyba się przejdziemy.- wstał i zniknął na chwilę. 

Gdy przyszedł zauważyłam, że trener Małowicz - zajmuje się biegami- stał obok niego i krzyknął od dziewczyn, że on się nimi zajmie. Kuba podszedł do mnie i podał mi rękę bym mogła wstać. Do pielęgniarki był kawałek do przejścia. Szliśmy ramię w ramię, pomału, co chwilę czułam wzrok trenera na sobie. 

- Chcesz usiąść i odpocząć ? - zapytał i przystanął. Ja zrobiłam to samo i wsparłam się rekami o kolana. 

Pokręciłam głową i wzięłam kilka głębszych wdechów. Kręciło mi się w głowę i czułam, że zaraz poleci mi krew z nosa. Lecz to się nie stało, bo poczułam jak moje ciało zamienia się w jedną wielką galaretę i chciałoby upaść na ziemię lecz Jakub szybko zainterweniował i złapał mnie w ostatniej chwili. Ostatnie co pamiętam to to, że zostałam wzięta na ręce przez mężczyznę. 




Zatrzymałem się na stacji benzynowej by odpocząć i zatankować samochód. Do Katowic miałem jeszcze z jakieś 40 minut. Po kontuzji jaką się nabawiłem wczoraj dostałem wolne do świąt. Od razu postanowiłem pojechać do Dominiki i ją przeprosić za swoje idiotyczne zachowanie. Wiem, że ostatnio nie za dobrze się czuła, mój kuzyn informuje mnie o wszystkim. Chodzi razem z nią na uczelnie. Może to głupie, że tak robię, ale martwię się o nią nawet gdy się pokłócimy. Nie chcę jej stracić po raz kolejny. Pijąc kawę usłyszałem ten irytującą melodię, która wydobywała się z telefonu. Nigdy nie mam czasu jej zmienić. Dzwonił Artur, mój kuzyn.

- No hej. Co jest?
-  Hej Zbyszek. No nie za ciekawie jest - odparł wypuszczając powietrze z ust. Zaczynałem się martwić 
- Co się tam dzieje ? Mów mi ! - w słuchawce usłyszałem głośne rozmowy i jakieś krzyki.
- Zabierają ją .
- Kogo ?!
- Dominikę- zamarłem. 
- Co się dzieje ! Cholera jasna Artur !
- Pogotowie ją zabiera. Nie jest za ciekawie, ma mnóstwo kabli podłączonych, chyba od kardiogra...
- Gdzie ją zabierają ? - powiedziałem odpalając samochód i z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu.
- Słyszałem, że na Raciborskiej...
-  Dzięki zadzwonię później - rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie obok.

Do Katowic dojechałem w 20 minut, a samo przejechanie miasta zajęło mi tyle samo. W szpitalu zapytałem się gdzie leży Miśka. Po długim czekaniu, aż kobieta siedząca za biurkiem uwierzy mi, że jestem jej chłopakiem otrzymałem odpowiedź, że leży na oddziale chorób wewnętrznych. Udałem się na pierwsze piętro i odszukałem głównej sali. Gdy już tam dotarłem zauważyłem, że jakiś facet siedzi przy Miście. MOJEJ  Miście. Myślałem, że mnie kurwica strzeli. Miałem ochotę jemu przywalić jak zobaczyłem, że łapię ją za rękę. Jednak próbowałem opanować narastającą złość. Wziąłem kilka głębszych wdechów i podszedłem do nich.




Obudziłam się w szpitalu. Tak podejrzewałam, bo leżałam na łóżku, które było niewygodne, byłam podłączona do jakiś kabelków, a w nosie miałam rurkę, która jak się domyśliłam doprowadzała tlen do organizmu. Obok mnie siedział Jakub. Uśmiechnęłam się.

- Wszystko jest już w porządku.
-Zemdlałam ?
- Tak. Jesteś poważnie osłabiona i to przez to, że leków nie brałaś. Twój stan się pogorszył, a anemia pogłębiła. 
- Jak się Magda ze Zbyszkiem dowiedzą to mnie zamordują. - westchnęłam i zamknęłam oczy. Chciało mi się płakać z własnej głupoty. 
- Będzie dobrze - złapał za rękę- wyjdziesz z tego tylko musisz brać leki i wypocząć. Nabierzesz siły i będzie dobrze - uśmiechnął się i dodał otuchy lekko pocierając kciukiem o moje palce. Kąciki ust lekko się uniosły, wymusiłam uśmiech. Wszystko się wali. Jak nie ze Zbyszkiem to ze zdrowiem.  
- Dziękuje trenerowi za wszystko. Bez trenera bym zginęła
- Bez przesady zrobiłem co do mnie należało.

Nagle zauważyłam Zbyszka za Jakubem. Uniosłam brwi ze zdziwienia jak najwyżej tylko mogłam. Siatkarz położył dłoń na ramieniu nauczyciela i podniósł go jednocześnie odrywając moją dłoń z jego. 

- Zbyszek zostaw go - powiedziałam wlepiając wzrok w chłopaka. Ten dalej trzymając go za bluzę zapytał się 
- Kim ty jesteś ? - widziałam w jego oczach zdenerwowanie, lecz Kuba nie był przestraszony, raczej zdziwiony. Zdjął rękę Zbyszka ze swojego ramienia i poprawił ubranie
- Nauczycielem Dominiki, a przepraszam bardzo, kim pan jest ?
- Nie twoja sprawa, wynoś się stąd - wysyczał przez zęby i już chciał pchnąć Kubę w kierunku drzwi kiedy się odezwałam
- Zbyszek, ty wyjdź. 
- Co ?! 
- Słyszałeś. Wyjdź.
- Miśka kurna...
- Czy mam wezwać lekarza, a on ochronę ? Wyjdź !- popatrzył na mnie smutnymi oczami, które widział u niego pierwszy raz w życiu. Zrobiło mi się go szkoda, ale nie miałam siły jeszcze z nim się widzieć. Nie po tym co mi zrobił.
- Przepraszam pana za niego, ja nie ...
- Spokojnie. Rozumiem, że to chłopak ?
- Tak - westchnęłam.
- Pójdę już. Czekam po nowym roku na ciebie na uczelni. Będzie dobrze - uśmiechnął się i pożegnał, życząc wesołych świąt. 

Nie wiem ile tak sama leżałam w sali. Z dziesięć - piętnaście minut. Zbyszek wszedł do sali dalej ze smutnym wzrokiem. Usiadł na krzesełku gdzie wcześniej Kuba. Popatrzył mi w oczy i objął moją rękę w swoje wielgaśne łapy. Pocałował ją i położył z powrotem na łóżko. 

- Dlaczego to zrobiłeś ?
- Ten koleś...
- To był nauczyciel. Mój nauczyciel z uczelni. Pomógł mi. Dlaczego jesteś tak cholernie zazdrosny ?!
- Przepraszam. Ale gdy widzę obok ciebie jakiegoś faceta, a w szczególności takich jak tamten to mnie krew zalewa. Miśka kocham cię i nie mogę znieść jak się, któryś obok ciebie kręci.
- Nie ufasz mi ?
- Ufam, ale nie lubię jak jakiś facet jest na tym miejscu gdzie ja powinienem być. 
- Nie zdradziłabym cię nigdy. Zapamiętaj to sobie do końca życia. Tylko ciebie debilu kocham. Nie rób tak więcej, proszę.
- Obiecuję - pochylił się i złączył nasze usta w krótkim pocałunku.
- Co tutaj w ogóle robisz ? 
- Mam kontuzję i przyjechałem do ciebie, a dowiedziałem się, że zabierają cię do szpitala więc najszybciej jak mogłem przyjechałem tutaj.
- Od kogo wiesz, że zabrali mnie ? - zdziwiłam się, bo jedynie mógł się dowiedzieć od Magdy, a ona jeszcze nic nie wie o moim wypadku
- Mój kuzyn Artur chodzi z tobą do szkoły i od listopada kazałem mu ciebie obserwować w szkole - dzięki temu, że siedział bliżej mogłam mu strzelić w policzek, ale tak leciutko. 
- Jesteś porąbany - zaśmiałam się i pokręciłam głową. 
- Ale cię kocham - uśmiechnął się i po raz kolejny obdarował moją drobną dłoń buziakiem

Dowiedziałam się, że święta spędzę w szpitalu. Mój organizm jest w poważnym stanie, które może zagrażać życiu. Załamałam się już kompletnie. Zaczęłam wtedy płakać. Jednak gdy Zbyszek porozmawiał z lekarzem, na osobności, udało mu się namówić, bym wyszła 24 grudnia. Gdy to usłyszałam popłakałam się tylko tym razem ze szczęścia. Coś mi hormony dzisiaj skaczą. Raz jestem bardzo zła, że mam ochotę wszystkich pozabijać, a zaraz zaczyna płakać. Jednak dostałam kilka zastrzeżeń, które muszę przestrzegać, by ponownie nie wylądować w szpitalu. 
Zbyszek na te kilka zamieszkał w moim pokoju. Codziennie przychodził i przynosił co i rusz nowe rzeczy bym się nie nudziła. Oczywiście o jedzeniu nie muszę wspominać. Madzia także do mnie wstąpiła i wygłosiła kazanie jaka ja głupia potrafię być. Nawrzeszczała, a potem powiedziała, że mam się niczym nie przejmować.  Z Zibim ustaliliśmy, że na dwa dni zostaniemy w Wawie, na kolejne dwa w Szczecinie i pojedziemy do Rzeszowa, bo chłopak musi się wstawić na treningi. Sylwester odbędzie się tym razem w Żorach u Kubiaka i większość osób, które znam tam przybędzie. 
Jutro mam dostać wypis i w godzinach porannym mam wyjść ze szpitala. Od razu jedziemy do stolicy i piszę siatkarzowi sms z listą rzeczy jakie ma mi spakować do walizki. Po wysłaniu wiadomości, zmęczona odkładam telefon i odpływam w krainę morfeusza. 



******
Witam w nowym roku szkolnym :D 
Czy tylko mój kalendarz pęka w szwach od natłoku sprawdzianów, kartkówek, prezentacji itp. ? Zwariuje w tej szkole. 
Nie zabijajcie mnie za to na górze :P Sielanka przerwana ! 
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

Czekam na wasze komentarze :*

Pozdrawiam Dooma :) 

PS. Wybaczcie, ale nie mam czasu na czytanie nowych opowiadań :/. Gdy tylko znajdzie się odrobina wolego postaram się zajrzeć do tych, do których jeszcze nie dotarłam :).

Rozdział 37


Lekcje, lekcje i jeszcze raz lekcje. Ferie się skończyły więc czas wracać do szkoły.  Mam już tego dosyć. Jest piątek i codziennie na 7.30 do 14.30 ! Jestem już tak wyczerpana, śpiąca, znudzona tym wszystkim, że z chęcią poszłabym spać. Właśnie mija bardzo wolno 6 lekcja czyli Angielski. Jest tak nudny, bo to co przerabiamy teraz  mamy już 6 raz. Więc z nudów piszę jednocześnie z Łukaszem i Natalką ( przyjaciółką ze Szczecina). Ta ma zajebiście, bo już siedzi w hali  i rozciąga się by nie dostać żadnej kontuzji. 

Księżna ile to pierwiastek z 256 ? ~ Łuki 
16 głąbie ! Żeby podstaw nie umieć ?! A tak w ogóle to po co ci to ? ~ - Ja
Matematyczka się znalazła ! Pomagam kuzynowi w matmie ~ Łuki
Że w matmie ?! hahahahaah Lepszej pomocy nie miał hahhaha ~ Ja
Bardzo śmieszne  HA HA HAAA. W liceum miałem 4 ! ~ Łuki 
A ty przypadkiem w liceum to przez matmę prawie nie zdałeś ? ~ Ja
Nie skądże ~ Łuki 
hahahhahahhaa widzisz przede mną nic nie ukryjesz gamoniu hahahah ~ Ja
 Dobra ja lecę mu dalej pomagać. Buziolki piękna :*.~ Łuki 
No Buziolki :* ~ Ja 

Dobra już jestem, bo ten głupek musiał nam przerwać :D ~ Ja
Okej :P. A właśnie jak się czujesz ? ~ Natka
Okej, a skąd takie pytanie ? ~ Ja
Bo właśnie jak spotkałam tego " głupka" na mieście to mówił, że się ostatnio źle czujesz :/.~ Natka
No ja go zabije kurwa -.-. To masz złe info. Jest okej ze zdrówkiem, może psychicznie było źle, bo dosyć poważnie pokłóciłam się ze Zbysiem, ale jest już okej :).~ Ja
No to super :). A aż tak poważnie było ? ~ Natka 
Za dużo by opowiadać. Było ale już po wszystkim i nie wracajmy do tego :).~ Ja
Jak sobie życzysz smerfetko hahaha ~ Natka 
Zabije cię !!! ~ Ja 
Oj przecież wszyscy wiemy, że tego nie zrobisz, bo mnie kochasz :*.~ Natka 
Aż za bardzo. Dobra muszę kończyć, bo poliglotka mnie zabija wzrokiem ~ Ja
Okej to powodzenia :*~ Natka. 

- Dominika chcesz nie odzyskać telefonu ?
- Przepraszam bardzo.
- To wszyscy chować telefony do toreb i piszecie wypracowanie. 
Tak więc wyciągnęłam kartkę i zaczęłam pisać. Nie chciało mi się więc pisałam bardzo wolno. Na następnej lekcji też mieliśmy Angielski więc nie wychodziliśmy ( chyba, że ktoś potrzebował) i rozwijaliśmy swoje prace. Tak przedłużałam moje pisanie, że oddałam 2 minuty przed dzwonkiem na drugiej lekcji. Wszyscy wyszli znudzeni i zmęczeni nic nie robieniem na lekcji. Poszłam do automatu by kupić kawę, może ona mnie trochę pobudzi. Gdy nalewała się do kubeczka, ktoś odwrócił mnie tak, że lekko uderzyłam plecami o ścianę. Czy kurwa ktoś mi da wreszcie spokój ?!
- No gwiazduniu jak tam nasz Zbysiu ? - zapytał Marcin. Jest największym chuliganem w szkole i wszystkim musi uprzykrzać życie i nękać każdego dnia. Ja jestem jego nowym celem.
- Co cię to obchodzi debilu. Czy przynajmniej ty możesz być tak dobry i mi dać spokój ?- wszystko mówiłam spokojnie. 
- Wiesz dobrze, że nie skarbie - dotknął palcami mój policzek. Szybko strąciłam te jego przeszczepy.- Czemu ty dalej z nim jesteś ? 
- Bo się kochamy. Chyba to jasne. 
- Skarbie ty jesteś taka ślepa - uśmiechnął się szyderczo - przecież to jasne, że on nie może być z młodszą. 
- Możesz przejść do sedna ?
- Nasz siatkarzyna dalej się spotyka z moją kuzyneczka ? - uśmiechnął się 
- A możesz jaśniej i szybciej bo nie mam czasu ?
- Moja seksowna kuzynka Asiuńka dalej się z nim spotyka - trochę mnie to zdziwiło, ale nie załamało.
- Myślisz, że w to uwierzę ? Śmieszny jesteś. A teraz przepraszam, ale chcę iść na lekcję - popchnęłam go na automat, wzięłam swoją kawę i poszłam pod klasę. 
Szczerze mówiąc nie ruszyło mnie to. Ze Zbyszkiem umówiliśmy się, że będziemy  rozmawiać o naszych sprawach, by znowu siebie nie okłamywać. Przez te 2 tygodnie spędziliśmy ze sobą tydzień, a to dlatego, że ja jechałam do Szczecina, a chłopak zaczął intensywne treningi. Teraz głupek ma przeciążenie mięśni barku i na góra 2 tygodnie jest wykluczony z gry. Szybciej by wrócił, ale bagatelizował ten ból i ma teraz za swoje. Gdy dwie ostatnie lekcje minęły wsiadłam do mojego BMW <3 (  tak wiem za bardzo się tym podniecam :P) uprzednio odwożąc leni ( Kubę, Wojtka i Krystiana) na trening, skierowałam się na Żory. Od tygodnia to właśnie moje tymczasowe miejsce zamieszkania, a tak dokładnie mieszkanie atakującego. Zaparkowałam pod blokiem i udałam się na 4 piętro w budynku. Weszłam, ściągnęłam kurtkę i buty, założyłam kapcie i udałam się do kuchni by zobaczyć co tam pichci Zbyszek. 
- Pięknie pachnie - powiedziałam przytulając się to jego pleców i wdychając jakże przecudowny zapach jego perfum. 
- Dziś Cię chyba nie otruje - odwrócił się i obdarzył mnie namiętnym buziakiem w usta.- Coś się stało ? 
- Masz procenty ?
- Misia nie będziesz ...
- Błagam Cię ! - zrobiłam oczy jak kot ze shreka 
- Ja z tobą nie wytrzymam - wywrócił oczami i podszedł do lodówki, a ja zamieszałam warzywa na patelni.- Co sobie życzysz ?
- Piwo, wino, ale nie wódkę, bo będę rzygać.
- To do obiadu wino, a potem strzelimy sobie po piwku.- uśmiechnął się i podszedł do mnie opierając mnie o blat kuchenny. Ponownie obdarował mnie namiętnym pocałunkiem. Powiem wam, że brakowało mi tego. Nie umiem jednym słowem opisać co czuje podczas pocałunku. Każdy jest inny i wyjątkowy. Czy te drobne, krótkie buziaki w policzek, skroń, w nos, w usta czy te długie, namiętne przepełnione miłością pocałunki. Każde uwielbiam. 
Podczas obiadu nic nie mówiliśmy. Jedynie patrzeliśmy się nawzajem na siebie i posyłaliśmy uśmiechy. Po zjedzonym posiłku posprzątaliśmy i usiedliśmy z piwem na sofie. Oparłam się plecami o klatkę atakującego, a on objął mnie w talii. Powiedziałam całą sytuację co się wydarzyłam z Marcinem w szkole. Nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz mnie ruszyło. Poczułam jak po policzkach spływają łzy, więc szybko je wytarłam. Zbyszek powiedział, że się z nią nie spotkał przez 2 tygodnie. Wierzyłam mu. 
- To może poprawię Ci humor i bardziej ubarwnimy nasz wieczór ?- szepnął mi do ucha i pomału całując moją szyję i odpinając guziki mojej koszuli.
- No to pokaż mistrzu co potrafisz - uśmiechnęłam się. 
Wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie, na nowo badając i napawając się każdym kawałkiem naszego ciała. 


***** 
Witam Was <3
Myślę, że rozdział się podoba :)
Fajnie, że mamy tutaj nowe czytelniczki :*, ale jestem smutna, bo znowu tak mało komentarzy jest pod poprzednim. 
Mam nadzieję, że teraz i przy następnych rozdziałach będzie więcej :D. 
Pozdrawiam Dooma :). 
PS. KOŃCÓWKA JEST DO KITU ! :( PRZEPRASZAM :(