środa, 29 lipca 2015

Rozdział 52


Dni mijały szybko i spokojnie. Czułam się wypoczęta i szczęśliwa. Te kilka dni z rodziną dobrze na mnie wpłynęły. Dzisiejsza data na kalendarzu wskazywała pierwszy września ( sobota) lecz rozpoczęcie roku miało się odbyć trzeciego września w poniedziałek. Kilka dni temu Bartek prasując strój galowy dla Wiktorii spalił go żelazkiem. Gdy to zauważyłam śmiałam się jak opętana. Pomimo prób ratowania sukienki nie udało się usunąć plamy. Ubranie poszło do kosza, a młoda pozostała bez galówki. Przez 2 dni rodzice byli w większości sklepach gdzie można by było zdobyć taką odzież lecz Wiki nic się nie podobało. Z racji, iż chciałam jechać do Ikei razem z siostrą i Bartkiem wybraliśmy się do Berlina. Do domu w Kato musiałam zakupić rzeczy do sypialni, bo w niej stoi tylko łóżko, szafa typu " stelażowa", która jest po poprzednich właścicielach i się rozpada, malutka komoda, w której nic się nie mieści i większość przedmiotów leży w kartonach. Jakieś zasłonki i karnisz też by się przydały, bo obecne rolety nie podobają mi się. Pieniądze na udekorowanie mieszkania dostałam od rodziców chrzestnych z racji, że mieszkają zza granicami naszego państwa i bardzo rzadko się widzimy. Na osiemnaste urodziny nic od nich nie dostałam i uważają, że musieli mi coś dać, a jak się dowiedzieli, że kupiłam mieszkanie to muszą mi jakoś pomóc. Przy okazji dali mi spóźniony prezent na uro. Tak więc o kwestie finansowe nie musiałam się martwić. 
O 8 wyjechaliśmy ze Szczecina. W trakcie jazdy mogłam się przespać, bo połowę nocy przegadałam z Natalią ( przyjaciółką ze Szczecina). Po ponad dwóch godzinach zajechaliśmy pod jedno z centrów handlowych. Z zewnątrz wydawało się być bardzo duże więc od razu kazałam Wiki by trzymała się blisko mnie albo ojczyma. Potrzebny był nam Primark, w nim kupimy wszystko. Gdy dotarliśmy do sklepu Bartek poszedł na dział męski, a my poszłyśmy najpierw na dziecięcy. Dość szybko znalazłyśmy to czego tutaj szukałyśmy. Biała sukieneczka, obszyta koronką. Do tego młoda wzięła kilka koszulek z fajnymi nadrukami ( np. napis SMILE i obrazki ust na całej koszulce, w emotikonki )i kilka koronkowych w innych kolorach. Gdy zauważyła różowe ogrodniczki wręcz błagała mnie by jej kupić. No co ja mogłam zrobić jak u nas to wrodzone by robić słodkie oczka. Jak usłyszała, że wezmę jej to była bardzo szczęśliwa. Do koszyka dorzuciłam jeszcze czerwoną koszulę w kratę. Później przeszłyśmy na dział z moimi ubraniami. Tam wybrałam białą bluzę z baranami, białą bluzkę na długi rękaw w czarne paski, szarą bluzkę na długi rękaw, kilka sweterków w różnych kolorach, dwie koszulki z nadrukiem uśmiechniętej buzi ( oczywiście buźki były inne), czerwoną koszulę w kratę i dużo skarpetek w przedziwaczne wzory. Dla Mani i mamy też znalazłyśmy ubrania, które na pewno im się spodobają. Po godzinie spotkałyśmy się z ojczymem pod kasą. Bartek miał za wszystko zapłacić. Po odczekaniu w kolejce i zapłaceniu wzięliśmy wszystkie torby ( było ich około 12) skierowaliśmy się w stronę samochodu. Gdy włożyliśmy zakupy do bagażnika i usiedliśmy w samochodzie udaliśmy się do Ikei. Ogromniasty sklep, który uwielbiam. Mogłabym tutaj siedzieć 24 godziny. Lekarz wziął większy wózek z racji, że musiałam kupić parę mebli i na mniejszy by się nie zmieściło. Najpierw przeszliśmy do działu z pokojem dziennym. Tutaj nic nie potrzebowaliśmy więc idąc wolno i patrząc na meble przeszliśmy do kolejnego działu z regałami. Tam już wybrałam dwie komody : jedna była z czterema szufladami, druga była z sześcioma szufladami i podłużna. Wszystkie meble były w kolorze białym. Do jadalni, "miejsce do pracy" i sypialni nic nie potrzebowaliśmy. Dopiero w dziale "szafy i przechowywanie" zaczęło się kupowanie. Najpierw mała toaletka ze szklanym blatem i szufladą, wysoki regał na książki, duży wieszak na ubrania. W kuchni i działach dla dzieci także nic nie potrzebowaliśmy. Teraz musieliśmy przejść na parter by wybrać różne akcesoria. Zjechaliśmy windą na dół i udaliśmy się na dział kuchenny. Tam kupiłam kilka filiżanek, serwetki, miskę, noże. Na tekstyliach wybrałam kilka poduszek małych i dużych, dwie pary zasłon : błękitne i białe, karnisz. Na samym końcu kupiłam lustro na ścianę, wieszaki i haczyki, pudełka na różne pierdółki. W magazynie odszukaliśmy odpowiednich numerków, pod którymi były te meble, które wybrałam. Rzeczy było mnóstwo, ale się cieszyłam, bo etap meblowania i dekorowania będę miała za sobą. W bagażniku nie zmieściło się większość rzeczy więc wylądowało na tylnych siedzeniach z czego Wiki nie była zadowolona. Po całym dniu spędzonym w stolicy Niemiec ( w samej Ikei 2 godziny i 40 minut) pojechaliśmy coś zjeść, a potem do domu. Całą drogę powrotną spałam. Zakupy mnie wykończyły. Do domu zajechaliśmy o 18. Chłopaki rozpakowali i przepakowali moje rzeczy do Łukasza samochodu, bo jutro jedziemy do Katowic. Ja po zjedzeniu kolacji poszłam się wykąpać. Zmęczona zasnęłam o 19.
Obudziłam się o czwartej rano z bólem głowy. Poszłam do łazienki by zmoczyć twarz wodą, bo czułam jak gorąca fala ciepła oblewa moje ciało. Odbicie mojej twarzy w lustrze mnie przeraziło. Calutka twarz bladziutka. Pomału zeszłam na dół, kręciło mi się w głowie. Przytrzymywałam się wszystkiego, bo czułam, że zaraz runę na podłogę. Bartek miał dzisiaj na rano do pracy i robił dla siebie śniadanie w kuchni. Jak mnie zobaczył od razu do mnie podszedł i pomógł mi dojść do sofy w salonie. 

- Domiś co jest ? Cała blada jesteś. Coś ci dolega ?- mówił to pomagając mi usiąść
- Kręci mi się w głowie i boli mnie. Jest mi niedobrze, gorąco mi jest- oparłam głowę o dłonie. Słyszałam jak ojczym gdzieś poszedł. Poczułam jak coś spływa mi z nosa. Dotknęła tego miejsca, a na palcach zobaczyłam krew. Jeszcze tego mi brakowało, pomyślałam. 
- Bartek chusteczki, krew - wybełkotałam, trzymając ręce pod nosem tak by ciecz nie poleciała na dywan.
- Trzymaj- podał mi papier kuchenny.

Wsadził mi termometr pod pachę, położył zimny podkład na kark i podał mi drugi bym przyłożyła do czoła. Po kilku minutach zaczęłam mieć dreszcze więc okrył mnie kocem. Termometr wskazywał prawidłową temperaturę. Jest mi tak niedobrze, że myślałam, że się zaraz porzygam. Witam w świecie anemików ! Krew ustąpiła po półgodzinie. Resztę nocy/ranka przeleżałam w salonie. Bartek zniósł moją pościel i położył wszystko co było mi potrzebne na ławie przed łóżkiem. Zasnęłam zaraz po jego wyjściu, a obudziłam się gdy Łukasz zaczął gilgotać mnie po stopach. Trzepnęłam go poduszką w głowę i kazałam mu się odwalić. Poszłam na górę do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w rurki w kolorze ciemniejszego dżinsu i białą bluzkę na długi rękaw. Oczy podkreśliłam eyeliner i czarnym cieniem. W pokoju nałożyłam białe trampki. Zawołałam przyjaciela, bo chciałam by zniósł mi walizkę. Wzięłam plecak sportowy, który wzięłam od właśnie samego Piszczaka i zeszłam na dół. Przywitałam się z Cecylką i zapytałam co ona tutaj robi. W odpowiedzi usłyszałam, że jedzie razem z nami. Czyli Łukasz jedzie z Cecką na wakacje ^^. Zjadłam śniadanie, które przygotowała mama. Po tym poszłam umyć zęby i sprawdziłam czy nic nie zapomniałam. Pożegnałam się z siostrami i z rodzicielką. W samochodzie czekaliśmy na Cecylię, która przed podróżą chciała skorzystać z toalety. Wykorzystując jej nieobecność musiałam zapytać Łukasza co wykombinował. 

- To gdzie ją zabierasz ? bo chyba w Kato nie będziecie siedzieć ?
- W Bieszczady jedziemy. Tam jest największy wybór do jazdy konnej, a ona kocha konie więc uznałem, że to będzie dobre miejsce. 
- Ona kocha konie, a ty ich się boisz - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu- oj stary szczęścia życzę - zachichotałam i usiadłam na miejscu. Łuki posłał mi jeszcze groźne spojrzenie i odpalił samochód. 

Podróż minęła bez większych przeszkód mimo, że raz poleciała mi krew z nosa. Chłopak przez ten czas dopóki ciecz nie przestała mi lecieć zwolnił prędkość i bez zatrzymywania jechał dalej. Dosyć szybko się z tym uporałam i mogłam w spokoju spędzić kolejne godziny jazdy. Podróż wydawała się być krótka, dlatego, że większość drogi przespałam Gdy byliśmy prawie w Kato, Łukasz obudził nas pogłaśniając muzykę, która leciałam w radiu. Wszystko by było okey, ale utwór, który leciał ( DVBBS & Borgeous -TSUNAMI) jest głośny wręcz dudni z głośników, a przyjaciel włączył to bardzo głośno. Dostał po głowie i obiecał, że już nigdy tak nie zrobi. Będąc w stolicy województwa śląskiego pomogłam mu dotrzeć do nowego mieszkania. Osiedle Tysiąclecia jest nowym osiedlem i drogim osiedlem. Po znajomości udało mi się otrzymać to mieszkanie. U Magdy było podobnie. Mieszkanie mieściło się na 12 piętrze i miało 3 pokoje, 2 łazienki, kuchnie z aneksem, garderobę ( którą przerobiłyśmy na spiżarnię), salon i balkon. Usytuowany był w bardzo dobrej lokalizacji. Blisko AWF tylko 10 minut bez korków samochodem, do Spodka 8 minut również bez korków. Na osiedlu znajdują się 3 większe sklepy więc nie ma co narzekać. Podjechaliśmy pod blok. Wysiadłam z pojazdu i odtworzyłam bagażnik. Na plecy zarzuciłam plecak, w rękach trzymałam jeden z lżejszych kartonów i skierowałam się w stronę klatki. Krzyknęłam jeszcze, pod którą klatką mieszka i który mają wcisnąć guzik w windzie. Otworzyłam kluczem pierwsze drzwi i od razu zahaczyłam je nóżką by przyjaciele mogli wejść. W windzie nacisnęłam guziczek z numerem 12. Po kilku sekundach byłam na odpowiednim piętrze. Wsadziłam klucz w drzwi z "82". W domu było cicho co oznaczało ze współlokatorki nie ma. Położyłam karton na ziemi i podeszłam do okna balkonowego. Odsłoniłam rolety i odtworzyłam okna, bo w domu było czuć duchotę. Po paru minutach przyszli przyjaciele. Cecylka zachwycała się mieszkaniem i przechadzała się po lokum. Natomiast Łukasz zdyszany opadł na sofę w salonie. Wniósł trzy kartony z meblami więc się nie dziwię. Ciężko dyszał więc przyniosłam mu szklankę z sokiem, a on w podziękowaniu skinął głową i wypił na jednym wdechu. Potem odłożył szklankę na podłodze i powiedział " ładne to mieszkanko" chociaż widział tylko jedną trzecią mieszkania. Zaśmiałam się i poszłam do dziewczyny. 

-Piękne tu masz, a jak wszystko już będzie zrobione to będzie jeszcze ładniej - uśmiechnęła się i dalej oglądała widoki za okna w mojej sypialni.
- Dziękuje, ale nie przesadzaj. Normalne mieszkanie. Co chcecie na obiad ?
- My już jedziemy tylko Łukasz wniesie ci pozostałe rzeczy. Nie kłopocz się - poklepała mnie po ramieniu i wyszła z pokoju. 
- Łukasz śmigaj po resztę rzeczy - powiedziała stanowczo Cecylka
- Kobieto daj żyć - odpowiedział z zamkniętymi oczami. Nie wiedział, że dziewczyna stoi tuż za nim. Zaśmiałam się i podeszłam bliżej. Trzepnęła do w głowę na co chłopak zareagował od razu 
- Ałaaaa  Cysia za co ?! 
- Idź po pudła do samochodu, a nie się obijasz - wskazała na drzwi, a przyjaciel grzecznie wykonał to o co poprosiła
- I żyj tu chłopie z kobietami - powiedział do siebie i myślał, że my tego nie słyszymy 
- Słyszałam - odpowiedziałyśmy jednocześnie, a potem zaśmiałyśmy się 
- To ja pójdę zamówić pizzę - wstałam z kanapy i weszłam do kuchni. 

Była to mała kuchnia z widokiem na salon. Kolor ścian wybrałyśmy z Madzią. Przeglądając kolory postanowiłyśmy, że bierzemy wiaderko koloru granatowego i białego. Meble były białe z drewnianym blatem. Ściany miedzy wiszącymi szafkami, a tymi co stały oddzielało szkło kuchenne w jagody. Przy jednym z wyjśc z tego pomieszczenia wysiała tablica, na której można pisać kredą. Tam mamy zapisane różne numery czy też inne informacje. Spojrzałam na nią i odnalazłam 9 cyferek potrzebnych do zamówienia dzisiejszego obiadu. Po chwili rozmowy z miłą panią odłożyłam telefon na blat w kuchni. Łukasz właśnie nosił wszystkie przedmioty przywiezione ze Szczecina do mojego królestwa. Po niecałych 40 minutach czekania na jedzenie jeden gigant hawajski z colą był już w moich rękach. Odłożyłam to na małą komodę stojącą w przedpokoju i wręczyłam chłopakowi 30 zł. Podziękowałam i życzyłam mu miłego dnia. Po zjedzonym posiłku moi goście musieli jechać by zdążyć przed 18 do hotelu. Pożegnałam się z nimi życząc miłego wyjazdu. Przy Łukim poklepałam go po plecach szepcząc " Tylko się tam nie zabij. Będzie dobrze chyba, że przestraszysz tego konia".  Zaśmiałam się, a ten ponownie posłał mi zabijające spojrzenie. Obiecali zadzwonić po przyjechaniu i wysłać mi kartkę. Po wyjściu przyjaciół z mieszkania dorwałam telefon, bo zapomniałam zadzwonić do rodziców i Zbyszka z informacją, że cała i zdrowa dojechałam. Najpierw wykręciłam numer do mamy

- No w końcu !
- Przepraszam, ale zapomniałam. Cała i zdrowa dojechałam 
- To dobrze - uśmiechnęła się - nic się tam nie zbiło i wylało ?
- A co się miało - dopiero teraz zauważyłam, że na blacie leży koszyk z przetworami mamy - Mamo !
- No co ? Musisz coś jeść ! A później znowu chuda przyjedziesz.
- Mamuś ja tego do świąt nie zjem - jęknęłam 
- To zawieziesz Zbyszkowi albo sąsiadom oddasz !- westchnęłam, wiedziałam, że i tak nic więcej nie mam do powiedzenia w tym temacie
- Dziękuje - uśmiechnęłam się przeglądając zawartość koszyka.- Zupa kalafiorowa ! - wydarłam się do słuchawki - Mamuś kocham cię 
- Widzisz jednak coś sobie tam znalazłaś - czułam, że się uśmiecha
- Dobra muszę kończyć, bo do Zbycha muszę zadzwonić 
- Dobrze, nie zapomnij zadzwonić od czasu do czasu ! 
- Będę pamiętać. Kocham cię Mamo 
- Ja ciebie też skarbie 

Mieć taką mamę to skarb. Próbowałam dodzwonić się do chłopaka lecz nie odbierał. Z walizki wyciągnęłam dres i sportową bieliznę. Poszłam do łazienki i rozebrałam się z ciuchów. Wykonałam szybki prysznic po czym szybko, ale dokładnie się wytarłam. Nałożyłam luźne ubrania i postanowiłam ogarnąć ten bałagan w moim pokoju. Zapakowane meble odstawiłam w kąt. Złożyłam szafę stelażową i po ustaleniu jej miejsca powiesiłam na niej ubrania, a na dolną półeczkę wrzuciłam buty. Kartony z rzeczami ułożyłam tak by mieć do nich dostęp w każdej chwili. Przeniosłam pudełka z zakupami do kuchni i salonu i odstawiłam na blat w kuchni. Przetwory mamy ułożyłam w spiżarni, a akcesoria kuchenne jak i do salonu położyłam w miejscu przeznaczonym dla nich. Było po 18 kiedy usłyszałam dzwoniący telefon. Odebrałam szybciutko, a po drugiej stronie usłyszałam roześmiany głos 

- Cali i zdrowi dojechaliśmy w Bieszczady - Cyśka roześmiana  pocałowała chłopaka. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie ich wyprawy w góry
- To się cieszę. Jak się podoba ?
- Jest fantastycznie i jesteśmy blisko stadniny koni - teraz to parsknęłam śmiechem. Co teraz się robi dla miłości 
- A jak Łuki ?
- Zmęczony, ale też zadowolony - usłyszałam jedynie głośne "yhy" ze strony przyjaciela
- To bawcie się dobrze i zadbaj tam o niego 
- O to się nie martw - zaśmiała się, a ja z uśmiechem pożegnałam ich mówiąc by na siebie uważali.

Usiadłam w salonie i po raz kolejny próbowałam zadzwonić do siatkarza. Odebrał po kilku sygnałach zdyszany

-  A ty co taki zdyszany ? Biegałeś ?
- Nie ćwiczę 
- Na siłowni ?
- No w domu 
- Czekaj czekaj. Siłownię w domu masz jedynie w Wawie. Po jaką cholerę jesteś w Warszawie !
- Księżniczko spokojnie - uśmiechnęłam się - Badania tutaj mamy, a dopiero jutro mamy się stawić w Rzeszowie na wieczornym treningu więc zostałem dłużej.
- Mogłeś do mnie przyjechać - powiedziałam obrażona 
- Mogłem, ale mama mnie siłą zatrzymała - zaśmiałam się gdy to usłyszałam. Ta kobieta jest genialna- Jak się dowiedziała, że tutaj jestem to wydzwaniała do mnie i przyjechałem na obiad. W Katowicach już jesteś ?
- Tak, właśnie dzwonię powiedzieć, że przyjechałam. Wpadnę niedługo do ciebie tylko spędzę z Miśkiem kilka dni i dokończę pokój remontować
- Mam się czuć zazdrosny ? - powiedział śmiejąc się 
- O mnie zawsze ! - uśmiechnęłam się
- Poradzisz sobie ze skręceniem mebli ?
- Michała poproszę o pomoc
- Okej jakby co to dzwoń
- Masz to jak w banku - zaśmiałam się - Słońce kończę, bo zmęczona jestem i usypiam na kanapie. Kocham cię i pamiętaj o mnie.
- O tobie zapomnieć się nie da. Ja też kocham i śpij dobrze, a śnić to tylko o mnie możesz !
- A w jakiej formie ? Nagiej i jak leżysz na łóżku ? To ja może przyjadę do Wawy ?
- W każdej chwili - zaśmialiśmy się obydwoje 
- Kocham cię Zbyś, papa - cmoknęłam do słuchawki i przed rozłączeniem usłyszałam to samo.

Zmęczona przebrałam się w piżamę i zamknęłam dom i okna. Z uśmiechem na ustach szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


*******
Hej, cześć czołem, witam :)
Nudy !!! Wybaczcie za to u góry, ale wena odpływa wraz z wakacyjną pogodą :(. U mnie pochmurno, deszczowo i burzowo :/ Beznadzieja, a rozdział nudny jak flaki z olejem.
Przepraszam też z niedotrzymania słowa :( Miałam dodać wczoraj, ale nie potrafiłam porządnie sklecić zdania. Rozdział miałam napisany w połowie, a nie chciałam takiego krótkiego dodawać :/ 

Czekam na wasze opinie :) Im więcej osób napiszę tym większą będę miała radochę i siłę do napisania następnych rozdziałów :D 
Także pokażcie na co was stać ! 

Pozdrawiam Dooma :). 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 51


Wstałam o 9. Mimo, że późno zasnęłam czuję się wypoczęta. Przewróciłam się na drugi bok. Uśmiech sam wkradł mi się na usta. Lekko pogłaskałam policzek chłopaka, dotykając opuszkami palców jego ust. Czułam się przy nim inaczej, czułam się kochana, wyjątkowa, szczęśliwa. Mimo iż zawiodłam się na nim dużo razy, nie żałuje żadnej decyzji podjętej w sprawie siatkarza. Kochałam tego wariata nad życie. 
Wstałam pomału z łóżka by go nie obudzić. Owinęłam się kocem i poszłam do łazienki by się umyć. Po wykąpaniu się, owinięta ręcznikiem miałam wyjść po ubrania lecz leżące na blacie umywalki 2 pudełka z małą karteczką na samej górze przykuły moją uwagę. Podeszłam bliżej i chwyciłam za kawałeczek karteczki

" You've always been beautiful. Now you're just deciding to be healthier, fitter, faster & stronger.
Remember that. " Z.B <3

Na mojej buzi pojawił się wielki banan. Uwielbiam ten cytat. Odłożyłam papierek na bok i odtworzyłam pierwsze, mniejsze pudełko. Ukazała mi się śliczna bransoletka. Zbigniew wiedział o tym, że lubię małe nie rzucające się w oczy ozdoby i tak było tym razem. Mała, złota bransoletka. Zrobiona na cienkim łańcuszku, gdzie na środku widniała wąska blaszeczka, na której było wyrżnięte malutkie serduszko. Na odwrocie blaszki była wygrawerowana dzisiejsza data tylko, że 2 lata wcześniej. 21.08.2010 rok. Odłożyłam biżuterię do pudełka i odtworzyłam następne. Zaśmiałam się i wyciągnęłam górę od bielizny. Zauważyłam kolejną karteczkę, wzięłam ją i przeczytałam.

" Mam nadzieję, że się podoba ;) "

Oj podoba, podoba. Ten to jednak jest zboczony, ale przyznaję wybrał bardzo ładny komplet bielizny. Ubrałam ją i narzuciłam jeszcze wczorajszą koszulkę Zbyszka by nie paradować półnago. Wyszłam po cichutku z łazienki i odłożyłam pudełka na komodę stojącą przy ścianie, gdzie stało większość urządzeń elektrycznych. Siatkarz stał przy oknie i patrzył się na widoki za nim. Przed budynkiem są prowadzone prace archeologiczne i mimo, że teraz wala się pełno czerwonych cegiełek i nie wygląda to najlepiej to mam nadzieję, że w przyszłości coś z tego wyjdzie ładnego. Przed tym placem przepływała rzeka, na której już pływały małe łódki i kajaki. Te dwa miejsca oddzielała jedna z głównych ulic Szczecina. Chłopak popijał kawę, którą musiał zrobić z pokojowego ekspresu. Stał w samych bokserkach. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, ręce kładąc na jego torsie. Pocałowałam go w prawą łopatkę. Odwrócił się i filiżankę z napojem odstawił na małą, wiszącą półeczkę w odcieniach brązu. Większość mebli w tym pomieszczeniu było w tym kolorze, które dobrze się komponowały ze ścianami pomalowanymi na szaro i biało. Obdarował moją głowę pocałunkiem. Popatrzył w dół,a kawałek odsłoniętej koszuli pokazywał część białego biustonosza z czarną koronką i tego samego koloru ramiączka. Uśmiechnął się, bardziej mnie przytulając. 

- Widzę, że dobry rozmiar wybrałem 
- Idealny - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta - Dziękuje, chociaż nie wiem z jakiej to okazji. Dlaczego na bransoletce jest dzisiejsza data tylko z 2010 rokiem ?
- Dokładnie dwa lata temu się poznaliśmy. Poszliśmy do tej kawiarenki w Katowicach.
- Faktycznie to już dwa lata. Przepraszam, ale ja nic nie mam dla Ciebie. Mogę nawet powiedzieć, że nie pamiętałam. Przepraszam.- spuściłam głowę 
- Ty już mi dałaś prezent- popatrzyłam zdziwiona na niego- tyle razy mi wybaczyłaś, że nigdy nie spłacę swojej głupoty
-Wybaczyłam ci, bo cię kocham - wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek

Zmieniłam koszulę Zbyszka na moje ubrania, czyli standardowo białe trampki, szarą bluzeczkę w cienkie, czarne paski, która odkrywała mi brzuch i niedawno zakupione ogrodniczki z krótkimi nogawkami.  Oczywiście bieliznę zostawiłam. Włosy związałam w koczka. Do tego na głowie zawiązałam bandamkę i wszystko wyszło tak.
Łukasz przyjechał pod hotel około 11.30, oddaliśmy kluczyki do pokoju i podziękowaliśmy. Razem z dziewczynami, które miały nockę u siatkarza i teraz siedziały na tylnych siedzeniach w pojeździe udaliśmy się do domu. Przyjechaliśmy około 13 do Żółwiej Błoci. Drzwi wejściowe w lato zamykamy, bo i tak całe dnie przesiadujemy na zewnątrz, dlatego musieliśmy wejść przez ogród. Tam już siedziała męska część rodziny, chłopaki również do nich dołączyli. Wika pobiegła się przebrać w strój kąpielowy, bo chciała popływać w basenie, który od samego początku wybudowania tego domu był, ale nikt z niego nie korzystał. Mania udała się na hamak, a ja poszłam sprawdzić gdzie jest żeńska część rodziny. Oczywiście siedziały w kuchni. Mama, babcie, ciocie, pani Mirka, jak te babska siedzą w kuchni to lepiej tam nie wchodzić. Poszłam więc się ubrać w strój by również popływać. Ubrałam na to kimono i zeszłam na dół. Do kuchni weszłam jedynie po butelkę tymbarka. Przywitałam się z rodziną i poszłam na dwór. Dzisiaj było o wiele więcej stopni niż wczoraj, w słońcu dochodziło nawet do 42. Odstawiłam wszystko na koc i poszłam się schlapać wodą, po czym wskoczyłam do basenu. Oczywiście starałam się nie przemęczać, by nie uszkodzić ponownie jajników. Mała chciała zawody kto szybciej pływa. Niestety ze mną z 1.75 cm nie wygra dziewczynka z 1.39 cm. Mimo to dałam jej kilka razy wygrać. Wiktoria od ostatnich wakacji gdy z nią pływałam zrobiła postępy. Pływała szybciej i ładniej ( nie chlapała wodą na wszystkie strony). Te treningi z pływania przynoszą efekty. Zibi i Łuki postanowili przyłączyć się do nas. Nie byliby sobą gdyby nie zrobili wielkiej bomby wskakując do zbiornika. Babcia Bożenka gdy to zauważyła opieprzyła ich, ponieważ Wiki dla niej jest malutka i mogła się potopić. Zaczęłam się śmiać jak i panowie siedzący pod altanką. We czwórkę ścigaliśmy się, siatkarze by było sprawiedliwie płynęli pieskiem. Robili to nieumiejętnie, bo nie umieją tym stylem pływać. Wszyscy się śmiali jak zauważyli co oni wyprawiają. Pokręciłam z politowania głową i dalej oglądałam ten cyrk. Przypłynęli równocześnie, a później się kłócili kto był pierwszy. Gdy my z Wiką byłyśmy na środku basenu oni się skapnęli, że te "zawody" dalej trwają i jak najszybciej płynęli ( tym razem już kraulem) by nas dogonić. Wzrost Łukasza mu przysłużył i to on dopłynął jako 3. Zbyszek musiał zadowolić się miejscem ostatnim. Znudziło nam się te ściganie. Młoda zajęła się sobą, a mną oczywiście Łukasz. Gonił mnie po tym basenie i chciał utopić. Atakujący nie mógł mnie uratować, bo rozmawiał przez telefon i jak się później dowiedziałam dzwoniła jego mama. 

- Mama pozdrawia i pyta kiedy przyjedziesz - powiedział kiedy przyszedł do nas i klapnął obok mnie na kocu. 
- Widzę, że wkupiłaś się już w łaski teściowej - zaśmiał się przyjaciel za co zdzieliłam go po mokrej klacie. - Ałaaaaaa
- Masz za swoje - wystawiłam mu język i położyłam głowę na Zbyszkowej klacie.- Pani Jadzia to wspaniała kobieta i ją polubiłam z wzajemnością. 
- Zbyszek jeżeli w najbliższym czasie masz czas to możemy pojechać, ja mam wolne do października. 
- No z tym wolnym to będzie trudno, chyba oni prędzej przyjadą do Rzeszowa niż my do Wawy - zaśmialiśmy się we trójkę. 

Z racji, że atakujący o 20 ma samolot do Wawy, a później do Rzeszowa, obiado-kolacja była o 16.30. Kobietom nie chciało się gotować i stać przy garach więc miał być grill. Rodzina jeszcze bardziej zaakceptowała Zbyszka. Byłam szczęśliwa, bo jednak źle znosiłam kłótnie między członkami rodziny. Wszyscy musieli wypić za zdrowie rodziców, ja odpuściłam z wiadomych przyczyn. Dla mężczyzn jeden kieliszek wódki czy lampka szampana to flaszka piwa. O 18 poszłam narzucić na siebie luźne ubrania i do tego nałożyłam sandałki. Chłopak też się przebrał i poszedł się pożegnać z moją rodziną. Wzięłam od przyjaciela kluczyki i dokumenty od samochodu. Zawiozłam siatkarza na lotnisko i tam poczekałam, aż odleci. 

- Przyjadę za kilka dni, ale jeszcze pojadę do Żor do Miśka, bo nie widziałam się z nim dawno - uśmiechnięta, stałam w ramionach Zibiego i gładziłam go po policzku. 
- Tylko jedź ostrożnie.
- Łukasz będzie prowadzić. Nie mam zamiaru znowu tłuc się po tych fatalnych drogach.  

Chłopak musiał już iść na odprawę wiec po raz ostatni na te kilka dni złożyliśmy pocałunek na naszych ustach. Przytuliłam się jeszcze raz do siatkarza. Na odchodne pomachał mi i uśmiechnął się. Również mu pomachałam i czekałam, aż zniknie mi z pola widzenia. Gdy nie miałam sylwetki siatkarza przed oczami skierowałam się na parking gdzie stał samochód. Zachciało mi się owoców, a po dzisiejszej "imprezie" na pewno nie było już nic lub zostało samo co nie lubię. Zanim pojechałam do domu udałam się do kauflanda w Goleniowie. Kupiłam jabłka, mandarynki, winogrona, gruszki i mango. Zaszłam jeszcze na dział z nabiałem gdzie kupiłam jogurt pitny i serek wiejski, a na samym końcu podeszłam do półek z chrupkami i włożyłam do koszyka płatki typu " fitness" i cini minis. Po spakowaniu zakupów i zapłaceniu, ponownie wsadziłam dupsko do pojazdu. Do domu jechałam 20 minut i po 19 byłam na miejscu. Rodzina dalej siedziała pod altanką. Zostawiłam wszystko w kuchni, umyłam owoce, pokroiłam i podzieliłam na dwie części. Jedną miskę zaniosłam dla najbliższych, a drugą wzięłam ze sobą. Usiadłam na huśtawce ogrodowej. Postanowiłam zadzwonić do Michała. Dawno z nim nie rozmawiałam i byłam ciekawa co tam u niego. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer przyjaciela. Odebrał dość szybko, bo już po dwóch sygnałach.

- Halllooooo - usłyszałam roześmiany głoś naszego Misiaka
- Widzę, że humorek dopisuje Misiaku
- Bardzo - wiedziałam, że się szczerzy, lecz usłyszałam także dźwięk jakby kogoś pocałował
- Michu czy ja nie przeszkadzam ?- zapytałam z bananem na twarzy. Jakby on kogoś miał to byłabym najszczęśliwsza na świecie. 
- Nie przeszkadzasz - zaśmiał się lecz w tle usłyszałam cichutki chichot i to na pewno nie był siatkarza
- Dobra nie zawracam wam dupy i mam jedną sprawę
- Mówiłem, że nie przeszkadzasz, ale jak chcesz ze mną skończyć gadać to mów co ci dolega
- Partnerka ci dogodzi, cicho siedź i się się nie obrażaj - uśmiechnęłam się- za kilka dni będę w Kato to wpadnę do ciebie, nie będę przeszkadzać ?
- Wiesz dobrze, że możesz przyjechać kiedy chcesz. Wpadaj śmiało.
- To dzięki i za kilka dni będę. Pozdrów ją ode mnie i trzymaj się Misiaku, papa 
- Okej do zobaczenia

Ten dzień jednak kończy się dobrze. Jeżeli Michał jest szczęśliwy to i ja będę. Mam nadzieję, że ta kobieta zajmie się nim tak, że zapomni o Majce i będzie w końcu szczęśliwy. 

**********
Witam w gorący lipcowy dzień :D !
U Was też taka duchota czy pada ???
Rozdział miałam już napisany w piątek, ale od tego dnia do wczoraj byłam od rana do wieczora zajęta i przychodziłam padnięta do domku. Dzisiaj robiłam poprawki i dopiero mogę dodać. 
Dzięki, że piszecie mi co mam poprawić, zwracacie mi jakie błędy popełniłam itp. Róbcie to ! Nie będę i nie jestem zła na Was :). Oczywiście postaram się poprawić i urozmaicać te opowiadanie :D. 
Pozdrawiam Dooma :).

Czytacie to komentujcie, a mnie wasze słowa motywują do pisania :)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 50



Śnił mi się sen. I było by wszystko okej gdyby ten sen był normalny. W pewnej chwili poczułam jak ktoś wskakuje na łóżko i skacze po nim. Otworzyłam oczy i od razu zmrużyłam, ponieważ było bardzo jasno w pokoju. Wiki w końcu znudziło się skakanie po łóżku. Mała przytuliła się do mnie i bawiła się moimi ciut przydługimi włosami. 

- Zbyszek przyjedzie ?
- Skarbie mówiłam Ci już, że Zbyś ma treningi i nie może przyjechać, choć też bym bardzo chciała.
- A nie może wziąć urlopu ?
- Sportowcy nie mają urlopów tak jak na przykład lekarze. Oni mają wyznaczone dni wolne i jedyne zwolnienie jakie im przysługuje to lekarskie - uśmiechnęłam się i pogłaskałam siostrę po główce
- To niech to lekarskie weźmie !
- Ale Zibi nie jest chory i nie może ot tak wziąć zwolnienia. Dobra malutka wstajemy, bo muszę się ubrać i trzeba pomału się szykować - uśmiechnęłam się i lekko popchnęłam Wiktorię by zeszła z łóżka. 

Mała od razu podchwyciła temat i zaczęła mówić o swojej kreacji na dzisiaj. Była tak zajęta tym, że nie zorientowała się, że wyszła z pokoju, a mnie przy niej ni było. Zaśmiałam się kręcąc głową. Pościeliłam łóżko i podeszłam do okna by zobaczyć jaka jest pogoda. Odtworzyłam okno balkonowe by przewietrzyć pomieszczenie. Pogoda jest rewelacyjna jak na sierpień. Słońce grzało i było cieplutko jak na tą porę dnia. Zegar wskazywał godzinę 7.26, a temperatura wynosiła 23 stopnie. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej taki zestaw, w który miałam się ubrać.  Szybko wykonałam poranną toaletę, zakryłam niedoskonałości na twarzy i mogłam zejść na dół. Przy stole siedziała już damska część rodziny ( czyli siostry i mama). Bartek pojechał wieczorem razem z Łukaszem do chłopaka domu. Na śniadanko zjadłam naleśniki. Po zjedzeniu wzięłam codzienną dawkę leków. Mama poszła się ubrać, a młodsza ze sióstr oglądała telewizję. Ja wraz z Manią poszłyśmy położyć się na ogrodowe leżaki. 

- Mama ostatnio wspominała, że kogoś poznałaś - z uśmiechem na ustach popatrzyłam na Mańkę. Gdy spojrzała na mnie poruszyłam charakterystycznie brwiami, a ona przybiła " facepalm'a". Obie się zaśmiałyśmy.
- To tylko kolega - uśmiechnęła się i widziałam jak się lekko rumieni mimo, że spuściła głowę w dół
- Taaaa wmawiaj tak sobie, jak i ja kiedyś sobie wmawiałam - popatrzyłyśmy na siebie - " Zbyszek to tylko przyjaciel i nikt więcej " - wspomniałam swoje słowa z przeszłości jak nie byłam z siatkarzem w związku. Do tego dołączyłam zmieniony głos i wymachiwałam ręką. Zaczęłyśmy się histerycznie śmiać omal nie spadając z leżaków. - To nie jest  nic złego mieć chłopaka - dotknęłam ramienia siostry - tylko zanim przejdziecie do kolejnego kroku bądźcie w stu procentach pewni, że sobie ufacie i kochacie się.
- Dzięki - z uśmiechem na ustach przytuliła mnie
- Pamiętaj, że możesz do mnie dzwonić kiedy chcesz - powiedziałam gdy już się oderwałyśmy od siebie - A teraz mów jak ma na imię - powiedziałam opierając brodę o dłoń
- Dawid - wspominając jego imię ponownie się zarumieniła
- Rumienisz się - zaśmiałam się i lekko uderzyłam ją w ramię
- Ty też się rumieniłaś jak o Zbyszku wspominałaś - odpowiedziała i z uśmiechem wstała kierując się do domu
- Ej ! - krzyknęłam za nią i również udałam się do domu, gdzie mama wołała byśmy się zbierały. 

Postanowiłam nie zakładać butów na wysokim obcasie by nie przemęczać nóg. Założyłam sandałki w kolorowe paski. Pomogłam pozamykać okna w domu i poszłam do samochodu. Dzisiaj ja prowadziłam więc w pojeździe ustawiłam wszystko tak by wygodnie mi się jechało. Po 30 minutach byłyśmy w Szczecinie. Obecnie stałyśmy w korkach co tutaj jest normalne. Pomału zaczynałam się denerwować, bo nie lubię co chwilę hamować. Po półgodzinie wyjechaliśmy z tych przeklętych korków i po 10 minutach byłyśmy w salonie gdzie przemiłe panie miały się nami zająć. Makijaże i fryzury miałyśmy mieć zrobione w domu przed samym ślubem. Wszystkie 3 usiadłyśmy na fotele fryzjerskie, a rodzicielka poszła na zabiegi kosmetycznie. Na szczęście nie siedziałam zbyt długo. Podcięcie zniszczonych końcówek zrobiono w 15 minut, a farba rozjaśniająca włosy przyjęła się za pierwszym razem. Wtedy mogłam iść na zabiegi kosmetyczne takie jak depilacje brwi, oczyszczanie twarzy. Paznokcie zostały na samym końcu. Około godziny 13 wyszłyśmy z salonu. Udałyśmy się do pobliskiej restauracji i zamówiłyśmy lekki obiad w postaci sałatek. Rano napchałam się tymi naleśnikami i nie byłam głodna, ale do wieczora miałam nic nie jeść i musiałam coś przekąsić. Zamówiłam " Orientalną surówkę z ogórka" tylko poprosiłam bez papryczki chili. Wszystkie do tych sałatek wybrałyśmy do popicia mojito bezalkoholowe. 
Po 2 godzinach siedziałyśmy w domu i czekałyśmy na 3 kobitki z tego samego salony. w którym dzisiaj byłyśmy. Pani Mirka ( mamy świadkowa) właśnie przyjechała. Jak one są w jednym pomieszczeniu to rozmawiają tak długo dopóki im ktoś nie przerwie. Więc starsze kobietki zajęły się sobą, młoda oglądała bajki, a Mania pisała sms, z tego co zobaczyłam, z Dawidem. Poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam wziąć prysznic. Rozebrałam się ze swojego dotychczasowego ubrania, związałam włosy i weszłam pod prysznic odkręcając ciepłą wodę. Zmoczyłam ciało, po czym nałożyłam jagodowy żel pod prysznic. Spłukałam pianę, zakręciłam korek i wyszłam z kabiny. Calutka łazienka pachniała tymi jagódkami. Uśmiechnęłam się i wytarłam ciało. Z owiniętym ręcznikiem wyszłam z pokoju. Na łóżku leżała bielizna, którą założyłam. Ubrałam szlafroczek, który zakupiłam we Włoszech w Victoria's Secret wraz z bielizną. Trochę mnie to kosztowało, ale jedną porządną bieliznę w życiu trzeba mieć. Po 10 minutach przyszła fryzjerka i mnie uczesała. Makijaż również mi zrobiła. Nie chciałam jakiegoś bardzo widocznego więc wszystko wyszło tak. Zostało 40 minut do wyjazdu. Mama była szykowana w sypialni, dziewczyny prawdopodobnie też. Usłyszałam jak Bartek woła mnie na dół. Zdziwiłam się, że tak szybko przyjechali. Dopiero będąc na schodach zobaczyłam kto stoi. Bartek, który wyglądał bajecznie, Łukasz w garniaku, który pomagałam mu wybrać i Zbyszek. Tak mój Zbyś, który ubrał się tak, że nogi mi miękną. Uśmiechnął się sposobem tym zarezerwowanym dla mnie i wyciągnął jedną rękę, bo drugą trzymał Wikę. Jako iż nie mogłam biegać, szybkim krokiem podeszłam do siatkarza i uwiesiłam się na jego szyi. Mocno się do niego przytuliłam, próbując się nie rozpłakać, bo makijaż mam niestety nie wodoodporny. 

- Widzisz Zbyszek wziął zwolnienie lekarskie dla mnie ! - mała zadowolona przytuliła się jeszcze bardziej. Mimo iż chłopak boi się dzieci to dzielnie się trzymał. Aż uroniłam kilka łez, a Zibi starł je kciukiem
- Co tutaj robisz ? Przecież masz treningi ?- zapytałam z wielkim bananem na ustach
- Poprosiłem prezesa i trenera o wolne, ale to nie jest ważne- machnął ręką jakby to była błahostka.
- Jesteś moim szczęściem Bartman - przytuliłam się do niego mocno tak jakbym miała go stracić. Stwierdziłam, że jestem niska. Sięgałam mu do klatki piersiowej. Chłopak pocałował mnie we włosy.
- Laska w tym szlafroczku dupkę ci widać - zaśmiał się Łukasz jedząc winogrono. Ten to kurwa wiecznie głodny. Na te słowa Zbyszek obrócił mnie tyłem do siebie i stałam przodem do przyjaciela. 
- To niech te twoje paczadła się napatrzą na mój piękny tyłeczek - już miałam się obracać lecz chłopak przytrzymał mnie mocniej nie dając mi się obrócić
- Zapomnij. Na Cecylki się popatrz - obaj się zaśmiali
- Czyli to jednak na poważnie ? - zapytałam przyjaciela podchodząc do niego
- Można tak powiedzieć - uśmiechnął się
- Łukaszek w końcu się za siebie wziął - ucieszyłam się i przytuliłam przyjaciela 
- Żony trzeba szukać - zaśmialiśmy się wszyscy

Przeprosiłam wszystkich i poszłam na górę ubrać sukienkę. Małgosia, która robiła mnie na bóstwo, poprawiła lekko rozmazany makijaż. Do większej kopertówki włożyłam portfel, telefon i leki. Z butami w ręku zeszłam na dół i czekaliśmy tylko na mamę. Stałam przytulona do Zbyszka, cieszyłam się, że tutaj jest. W końcu mamuśka wyszła z sypialni. Widziałam łzy w oczach Bartka. Po prostu mama wyglądała przepięknie. Cała ceremonia miała się odbyć na Zamku Książąt Pomorskich czyli w miejscu gdzie zawsze odbywają się śluby cywilne. Razem ze Zbyszkiem i Manią jechaliśmy z Łukim, a Wiki z kimś z rodziny. Ceremonia na zamku odbyła się prawidłowo o godzinie 17. Bardzo mi się podobało mimo iż wole śluby kościelne od urzędowych. Po tym w sali toastowej wznieśliśmy, jak sama nazwa wskazuje, toast za nowożeńców. Wręczyliśmy duży bukiet kwiatów od naszej 5 i 3 koperty z pieniędzmi (ode mnie i dziewczyn, Zbyszka i Łukasza i Cecylii). Na przyjęcie udaliśmy się do przytulniej restauracji na Starym Mieście. Gości nie było dużo, bo przybyło około dwudziestu. Po przybyciu wypiliśmy kolejną lampkę szampana, zjedliśmy późny obiad, potańczyliśmy. Około 20 przynieśli tort, który był przepyszny. Przyjęcie miało zakończyć się około 22-23, ale razem ze Zbyszkiem zwinęliśmy o 21. Myślałam, że będziemy jechać do domu, ale jak się później dowiedziałam, dom w Żółwiej Błoci zostawiamy nowożeńcom. Siostry jadą do Łukasza, a my idziemy do hotelu. Widać siatkarz już wcześniej załatwił wszystko, bo gdy weszliśmy odebrał tylko kluczyki od pokoju. Hotel był także umiejscowiony na Starym Mieście. Na łóżku leżała torba siatkarza i moja co mnie jeszcze bardziej zdziwiło

- Bartek mi trochę w tym pomógł - zaśmiał się

Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się. Poprosiłam aby pomógł mi zdjąć sukienkę. Staliśmy naprzeciwko lustra więc widzieliśmy siebie w całości. Gdy odpiął sukienkę, która sunęła się na podłogę, przyjrzał się uważnie i pocałował w szyję. Czułam się troszkę skrępowana. Po wypadku, w którym miałam pęknięty jajnik, patrzyłam krytycznie na swoje ciało. Nie lubię patrzeć się na swoje odbicie w lustrze, a co dopiero jak ktoś się na nie patrzy. Dlatego chciałam jak najszybciej uciec do łazienki lecz uniemożliwiał mi to Zbyszek. Chłopak to zauważył

- Misia co jest ?
- Nic, po prostu... po tym wypadku się wstydzę - spuściłam głowę, a Zibi odwrócił mnie w swoją stronę
- Wstydzisz się ? Domiś nie masz czego. Jesteś piękna, masz wspaniałe ciało i nie masz się czego wstydzić. A tak poza tym to seksowną masz tą bieliznę z Victoria's Secret- wymruczał do ucha, a po całym moim ciele przeszły ciarki. - Idziemy się kąpać - zażądał i wziął mnie na ręce, a ja się zaśmiałam. 

Razem wzięliśmy wspólny prysznic. Zibi jak zwykle w takich sytuacjach jest napalony, ale uprzedziłam go, że jeszcze miesiąc przerwy nie minął i musi się powstrzymać. Mimo to nie obyło się bez pieszczot w łóżku. Zasnęliśmy wtuleni w siebie grubo po północy.


*******
Dzień dobry Kochane, a raczej Dobry wieczór :*.
Mamy rozdział 50 ! Zapowiadałam dłuższy i taki mi się wydaje, że jest :D. 
Pod ostatnim rozdziałem były tylko 2 komentarze :/. Widząc taką ilość zasmuciłam się :(. 
Wasze komentarze dają mi motywacje do pisania dalszych rozdziałów !
Dlatego zachęcam do pisania ich :). Wam to zajmie zaledwie chwile, a mnie to uszczęśliwia i daje kopniaka do pisania :D.

Jak się dzisiaj dowiedziałam Zbyszek z Asią wzięli ślub ! Gratulacje i życzę szczęścia na nowej drodze życia i małych Bartmanów w bliskiej przyszłości :D. Dla p.Asi wytrwania z panem wędrownym, który bardzo często zmienia kluby :D
( I tak wiem, że tego nie zobaczą :P).

Pozdrawiam Dooma :).

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 49



Dzisiaj wychodziłam ze szpitala. Kilka dni temu miałam wyjechać do Szczecina no, ale niestety mój dłuższy pobyt na Podkarpaciu usprawiedliwię szpitalem. Postanowiłam powiedzieć o tym mamie jak wrócę do domu tak samo jak o moim związku ze Zbyszkiem. Nie dzwoniłam teraz, bo po prostu nie chciałam jej denerwować przed ślubem. 
Zibi miał być lada chwila, bo godzinę temu skończył poranny trening. Miałam już wszystko przygotowane, wypis leżał na szafeczce przy łóżku. Obecnie rozmawiałam z doktor. Mówiła mi jak mam przyjmować leki, które mi przypisała, bo było aż 3 rodzaje ich i każde miałam brać o innych porach, a czasami je łączyć. Nie rozumiałam nic więc się cieszę, że przynajmniej mi to wszystko jeszcze napisała. 

- Żadnego wysiłku fizycznego, noszenia ciężkich rzeczy. Żadnych imprez i alkoholu, bo bierzesz leki. Tak z dwa tygodnie powinny wystarczyć, no chyba, że będziesz odczuwała, że potrzebujesz więcej czasu to wtedy masz odpoczynek przedłużony - zaśmiałyśmy się obydwie - A i bym zapomniała - popatrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy- Z chłopakiem dopiero współżyć po miesiącu - westchnęłam teatralnie, że niby się tym przejęłam, ale szybko zaczęłam się śmiać
- Jak mus to mus - uśmiechnęłam się i zapytałam o jeszcze kilka informacji - Bo tak czytałam, że po tym mogą być problemy z zajściem w ciąże.
- No w końcu to jest uszkodzenie jajnika na całe życie. Są problemy jak się będziesz stresować i jak na siłę będziecie się starali o to dziecko to jeszcze trudniej będzie zajść. Jak już się zdecydujesz na dziecko to lepiej zgłoś się to twojej ginekolog i popytaj się jej. Może Ci jakieś leki przepiszę, ale na pewno Ci powie, że nic na siłę. 
- Okej - uśmiechnęłam się. 


 Doktor musiała już iść więc pożegnałyśmy się. Życzyła mi szybkiego powrotu do zdrowia i mile spędzonego ślubu oczywiście bez szaleństwa. Podziękowałam jej za wszytko i życzyłam miłego dnia. Długo nie zostałam sama, bo gdy ginekolog wychodziła minęła się w drzwiach z chłopakiem. Uśmiechnęłam się szeroko gdy go zobaczyłam. Podszedł do mnie i pocałował w ten sposób w jaki zawsze mnie całuje. Po pieszczocie Zbigniew wziął moją torbę i mogliśmy opuścić szpital. Jednak na długo nie mogłam zostać w Rzeszowie, bo już dziś leciałam samolotem do Szczecina, bo pojutrze jest uroczystość zaślubin. W domku zjedliśmy późne śniadanie- wczesny obiad, poszliśmy się przejść na spacerek z Bobkiem i do godziny 17 spędziliśmy czas razem. O tej godzinie chłopak zawiózł mnie na lotnisko. Ciężko było mi się z nim rozstać. Będziemy się widzieć dopiero za jakiś miesiąc. 



- Może pojedziesz ? - spytałam z nadzieją w oczach chociaż wiedziałam, że nie przyjedzie, bo ma treningi

- Misiaku - przytulił mnie jeszcze bardziej i pocałował we włosy - za moment się zobaczymy i będziesz miała mnie już dość - zaśmiał się - ten czas szybko zleci - uśmiechnął się i pocałował 
- I tak wole byś się zerwał i pojechał ze mną - uśmiechnęłam się i po raz ostatni wpiłam się w jego usta. 


Pożegnałam się i poszłam w kierunku, w którym miała się odbyć odprawa. Odwróciłam się jeszcze by zobaczyć czy stoi. Zauważyłam uśmiechniętą buźkę, ale mimo dużej odległości miedzy nami w jego oczach widziałam tęsknotę. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu. Odwróciłam się i czekałam na swoją kolej by oddać bagaż. Gdy już mi go zrejestrowali wzięli bagaż podręczny i również musieli go odznaczyć. Miła pani z obsługi wydrukowała mi kartę pokładową i mogłam iść odbyć kontrole bezpieczeństwa. Tam musiałam pokazać dokumenty, a później przeszłam do miejsca gdzie musiałam przejść przez bramki, a mój bagaż podręczny został prześwietlony i sprawdzony. Wszystko było w porządku więc mogłam zabrać swoje rzeczy. Miałam 40 minut do odlotu samolotu więc poszłam do kiosku, by kupić gazetę i gumy do żucia. Gazety wybierałam dość długo ( bo w końcu wybór między Cosmopolitan, a Vogue jest mega trudny :P), w końcu wzięłam obie gazety i wykreślanki. Gdy wyszłam z małego sklepiku udałam się do poczekalni, a gdy już do niej dotarłam zauważyłam, że ludzie szykują się by wejść na pokład samolotu. I ja się ustawiłam w krótkiej kolejce gdzie po szybkim sprawdzeniu biletu udałam się na pokład samolotu. Miejsce miałam z brzegu. Już myślałam, że będę siedzieć sama, a ostatni pasażer jaki wsiadł na pokład był właśnie moim sąsiadem. Jak to u mnie bywa okazał się nim piękny przystojniak. Mimo, iż mam Zibiego to i tak ciśnienie mi skoczyło. Piękny brunet o niebieskich oczach, dość wyskoki ( na oko z 1.90), do tego ciemna karnacja. No po prostu 8 cud świata !. Gdy wzbiliśmy się w powietrze i mogliśmy odpiąć pasy chłopak przyglądał mi się ukradkiem, a jak nie mi to mojemu małemu stosowi gazet. Zaśmiał się cichutko, a ja z uśmiechem spojrzałam się na chłopaka


- Nudzić to się nie będzie pani - zaśmiał się 
- I o to mi chodziło - również uśmiechnęłam się
- Do Szczecina lecisz zwiedzać ?
- Nie, do domu 

Szczerze mówiąc rozmawialiśmy cały lot. Czasopisma, które kupiłam nie przeczytałam. Po kilkunastu minutach rozmowy zorientowałam się, że rozmawiam z piłkarzem ręcznym GAZ-SYSTEM Pogoń Szczecin. Z tego co się orientuje piłkarz jest w moim wieku i pochodzi ze Szczecina. Czułam, że do mnie zarywa. Próbowałam się nie roześmiać choć ciężko mi było się powstrzymywać. Po godzinie lotu udaliśmy się razem po bagaże tam już się pożegnaliśmy, bo zauważyłam Łukasza z dwiema siostrami. Od razu z bagażem podbiegłam do nich ( chociaż mi nie wolno :p) i przytuliłam rodzeństwo. Siatkarz stał obrażony, bo pierwsza do niego nie podeszłam. Za to dostał siarczystego buziaka w policzek co później wycierał przez 10 minut, bo uważał,że się zarazi. Po 10 minutowej podróży dotarliśmy do domu. Z rodzicielką witałyśmy się długo, bo to u nas normalne. Córeczka mamusi ^^. Po kolacji gdy siedzieliśmy w czwórkę ( ja, Łukasz, mama i Bartek) opowiadałam co tam u mnie, o ostatnim wypadku i o powrocie do Zbyszka. Przyjaciel nie był zadowolony mimo to iż upewniałam go, że Zibi nie zrobi mi krzywdy. Mama mnie zawsze wspierała i tak było tym razem. Później oni opowiedzieli co tutaj się działo. Z Łukim siedziałam do rana. 
Na drugi dzień wstaliśmy z chłopakiem około 13. Tak to jest jak się zasypia po 4 nad ranem. Wstałam i udałam się do łazienki. Tam się wykąpałam, ubrałam strój kąpielowy  i narzutkę by nie paradować pół nago po chałupie. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zjadłam obiadek przygotowany przez babcię, która przyjechała dzisiaj. Jak zwykle uznała, że jestem za chuda i wpakowała mi cały talerz jedzenia. Łukasz należy do głodomorów wiec przejął połowę zawartości z mojego talerza. Dzisiaj zapowiadało się ciepło wręcz upalnie więc postanowiłam poleżeć na ogrodzie i się poopalać. Po posiłku wzięłam jeszcze leki, a później z butelką wody udałam się na ogród. Do końca dnia przeleżałam na leżaku i łapałam słońce by potem nie wyglądać jak trup. Kilka razy zostałam wrzucona do basenu albo przez Bartka albo przez Łukasza. Cieszyłam się bardzo, że jestem w domu. Blisko rodziny, jedynie brakowało mi Zbyszka. Ta tęsknota zniknęła częściowo gdy zadzwonił wieczorem i rozmawialiśmy około półtorej godziny. Po tej rozmowie zasnęłam z telefonem przy twarzy. Nawet się nie zorientowałam kiedy odeszłam do krainy Morfeusza. 


*******
Witam w tak upalny dzień :D. 
Przepraszam, że rozdział dzisiaj mimo iż planowałam dodać wcześniej, ale niespodziewanie wyjechałam do babci i nie miałam tam jak dodać, a o napisaniu to już nie wspomnę :P. 
Wróciłam dzisiaj i przepraszam, że jest tak mało szczegółów :(. Następny postaram się napisać lepiej :D. 
Jak u was wakacje mijają ? 

Nasze Orzełki lecą do Rio :D. Jestem z nich mega dumna :). 

  Dziękuje za komentarze pod dodanym wcześniej rozdziale :* Mam nadzieję, że i pod tym też się znajdą :D. 

Pozdrawiam gorąco Dooma :).