niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział 66



- Co my tutaj mamy, BLIŹNIAKI ! - zawołał ucieszony lekarz, a nas wmurowało w siedzenia
- BLIŹNIAKI ?! - zawołaliśmy jednoczenie, wpatrując się w doktora
- Dwa zdrowe serduszka biją ! Cud ! Proszę popatrzeć na monitor, tu jest jedno, a tu drugie - zachwycony pokazywał palcem na obraz z usg. Kilka łez spływało po moich policzkach, z uśmiechem na ustach, obróciłam głowę w stronę męża. Przerażony i blady na twarzy wpatrywał się w to samo miejsce gdzie przed chwilą ja. Zaśmiałam się i wsłuchiwałam się dalej co lekarz mówił. Ósmy tydzień ciąży rozpoczęliśmy z dobrymi wiadomościami. 
Dwa tygodnie później nie było już tak radośnie. Lekarze podejrzewali zespół zanikającego płodu. Przyjechaliśmy do szpitala, bo od kilku godzin podolewał mnie brzuch. Woleliśmy upewnić się, że wszystko jest w porządku. Było duże ryzyko obumarcia słabszego płodu, zatrzymali mnie w szpitalu i czekali, nic nie potrafili zrobić. Nic się nie dało zrobić. W tamtym momencie wolałam o tym nie wiedzieć. Najgorsze dwa miesiące mojego życia. Codziennie budziłam się z myślą, czy jeszcze mam dwoje dzieci, żyłam w strachu i niepewności. Każdego dnia modliłam się bym urodziła dwoje zdrowych dzieci. Otrzymywałam dużo wsparcia od rodziny, przyjaciół. Przebywali ze mną, dodawali słowa otuchy. Do ostatnich moich dni będę im wdzięczna za to co dla mnie zrobili. 

W szóstym miesiącu wyszłam ze szpitala. Ten okres wspominam bardzo źle. Niekorzystnie się to odbiło na mnie. Zamiast przytyć kilka kilo, schudłam dobre cztery kilogramy. Mało jadłam, bo jedzenie szpitalne przyprawiało mnie o wymioty. Mama Zbyszka gotowała mi obiady, za co byłam jej ogromnie wdzięczna, bo to były jedyne posiłki jakie jadłam. 
Teraz ważę siedemdziesiąt osiem kilo, czyli przytyłam osiemnaście kilogramów. Brzuszek jest już duży, sprawia mi najwięcej trudności wieczorami i nocą, bo nie mogę znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Bolą mnie plecy, nogi mi puchną, pojawiają się pierwsze rozstępy. Jest to uciążliwe, ale można to przetrwać. Najważniejsze, że z maluszkami jest dobrze. Obydwoje żyją, jedno jest mniejsze, drugie większe, mniejsze jest spokojniejsze, za to drugie urządza imprezę w brzuchu. Większe waży 953 g, kruszynka tylko 800 g. Lekarze tłumaczyli nam, że dzieci będą się różniły pod każdym kątem. Na pewno mniejsze dziecko będzie chorowite, teoretycznie ono miało się nie urodzić, dlatego konsekwencją tego będzie duże ryzyko chorób. Na razie nie zamartwiamy się tym. Co będzie to będzie. 
Zbyszek dba o nas bardzo dobrze. Jak tylko może to skacze i uważa by nic się nie stało. Najlepsze są wieczory, gdy leżmy w łóżku. Malce uspokajają się gdy tylko dłoń Zbyszka spocznie na brzuszku. Chciałabym już mieć przy sobie te urwisy, bym mogła je wziąć na ręce, przytulać, całować w te drobne czółka. Ciąża sprawia mi dużo kłopotów i jestem już tym zmęczona. 
Czas do sezonu ligowego minął szybciutko, Zbyszek zagra najbliższy rok z Jastrzębskim. Wracamy na stare śmieci. Bardzo się cieszę, z jednego powodu, że poród odbędzie się w Polsce, a z drugiego, bo tutaj wszystko się zaczęło. Zbyszkowi udało się dostać dom, w którym mieszał trzy sezony temu. Jastrzębie jest miejscem z wieloma wspomnieniami. Właśnie w tym domu jedliśmy wspólne kolacje, wylegiwaliśmy się na kanapie i oglądaliśmy, jakże znienawidzone przez męża, komedie. Tutaj pierwszy raz pocałowałam Zbyszka. Na samo wspomnienie usta poszybowały mi w górę. Tak się cieszę, że wróciliśmy do Jastrzębia, od razu czuje się lepiej.
Weszłam pomalutku na pierwsze piętro naszego domku by zawołać chłopaków na obiad. Od tygodnia robili pokoik dla dzieci. Patryk razem z Damianem zaoferowali się pomocą i nie chcieli słyszeć sprzeciwu. Ja i tak nie miałam nic do gadania, bo to nie ja tam siedzę. Od wczoraj Zbyszek ma ich po dziurki w nosie i tylko maluchy, które obecnie chyba toczą wojnę we mnie, sprowadzają go na ziemie i nie pozwalają  mu na wypowiedzenie choćby jednego przekleństwa w mojej obecności. Zapukałam w drewnianą powłokę i poczekałam, aż któryś z nich uchyli je lekko.

- Obiad gotowy, możecie zejść tylko umyjcie ręce - uśmiechnęłam się do Patryka i z powrotem zeszłam na  dół. W między czasie jak siatkarze ogarniali się, otworzyłam drzwi Monice, która z małą Kubiakową radośnie mnie przywitała. Mężczyźni również przywitali się z kobietą, po czym usiedli do stołu by zjeść ciepły posiłek. Po obiedzie, zaoferowali się w posprzątaniu, więc mogłam zrelaksować się na kanapie. Zbyszek zaparzył nam herbatkę i poleciał na górę. 
- Jak się czujecie ? Słyszałam od teściowej, że jest lepiej - uśmiechnęła się i upiła łyk napoju. 
- Monia gdybyś ty mnie widziała jak wyglądałam będąc w szpitalu, powiedziałabyś, że to miejsce jest dla mnie rajem. Tak dobrze to ja się czułam po ślubie, przed ciążą- zaśmiałam się głaszcząc małą kopię Michała. Jest tak podobna do siatkarza, że gdyby chciał, to nie mógłby się jej wyrzec.
- Nawet nie wiesz jakiego nam strachu napędziłaś, jak Zbyszek przyjechał i płakał Michałowi w rękaw dobrą godzinę. Już z Miśkiem myśleliśmy, że poroniłaś
- Dzięki, że się nim zajęliście. Rodzice już nie mieli pomysłu jak go wyprowadzić z dołka. Ignaczaki z resztą też. Pomimo tej kłótni, zachował się na prawdę w porządku. Chyba będę musiała mu kupić tego Ardmore'a - zaśmiałam się przypominając sobie sytuację jak żartował, że ta "przysługa" będzie kosztować whisky z górnej półki. 
- On to za dużo pomysłów ma w głowie - Monia wywróciła oczami i spojrzała na córkę.
- Właśnie jak tam w Turcji ? Zaaklimatyzował się ?
- Jak zdzwoni to mówi, że jest cudownie. Klub i atmosfera w nim mu się podoba, wszyscy przyjęli go bardzo dobrze, no i ma przynajmniej Marcina przy sobie. Ja w końcu też nie będę czuć się samotna, bo Hania pojechała wraz z Marcinem
- I nie będziesz się nudzić jak Polkę dacie do przedszkola
- Plusy pracy w domu kochana. Ty z resztą też się nie nudzisz. Teściowa ponoć regularnie zagląda do ciebie
- Tak pani Maria to złota kobieta. Chociaż tyle razy już jej mówiłam, żeby odpoczęła w domu, a ona i tak przychodzi. Przynajmniej może porozmawiać ze mną, bo pan Jarek albo siedzi na hali albo wyjeżdża na turnieje z młodymi.

Przez dobre kilkadziesiąt minut plotkowałyśmy z Monią na przeróżne tematy. Gdy przyjaciółka musiała wracać, pożegnałam się z nią i małą Kubiakową i odprowadziłam je do bramy. Do godziny osiemnastej pospałam i gdyby chłopaki nie zaczęli się kłócić na korytarzu to bym dalej spała. Pomalutku wstałam z łóżka i najpierw udałam się do toalety. Później poszłam do kuchni gdzie Zbyszek robił przekąskę. Po wyrazie twarzy wiedziałam, że znowu coś mu nie pasowało i dlatego zaczęli się sprzeczać. Podeszłam do niego i w miarę możliwości przytuliłam się do jego pleców. 

- Pierdolone gady...- wiązanka przekleństw leciała z jego ust dopóki nie trzepnęłam go w plecy. Odsunęłam się dwa kroki od niego i położyłam dłonie na biodrach. Spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem.
- Przy dzieciach nie będziesz mi przeklinał ! 
- No jak ja już kurwicy z nimi dostaje ! Przecież to nam ma się podobać, a nie im !
- Nie klnij! Jeny Zbyszek weź kilka głębokich wdechów i przestań się tak brzydko wyrażać!

Odwróciłam się i wzięłam z koszyczka jabłko. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie lubię jak przy nas przeklina. Dzieci wszystko słyszą, a ja nie chcę by słuchały jak ich "mądry" tatuś tak brzydko się wypowiadał. Poszłam do sypialni i zaczęłam czytać kolejną książkę dotyczącą macierzyństwa. Po kilkunastu minutach mąż przyszedł z herbatą i lekami, które musiałam zażyć. Bez słowa wzięłam je i wróciłam do czytania, a mężczyzna położył się obok mnie, podwijając koszulkę, kładąc dłoń na brzuszku. Jak w mgnieniu oka szkraby uspokoiły się, starając przytulić kawałek swojego ciała do miejsca gdzie jego dłoń spoczywała. Odłożyłam książkę na bok i przymknęłam powieki by choć na chwilę odpocząć od ich szaleństwa. 

- Dajcie mamusi odpocząć, bo ona z wami zwariuje - zaśmiał się, podwijając koszulkę i całując miejsce gdzie poczuł lekko wystającą główkę jednego dziecka. 
- Zwariuje z tobą, dopóki nie przestaniesz przeklinać. A teraz wybierz bajkę i przeczytaj skarbom jak już są takie spokojne - Zbyszek wstał i podszedł do komody gdzie mieliśmy już ładną kolekcję książek dla dzieci. Gdy już wybrał tą którą dzisiaj przeczyta, położył się w tej samej pozycji co wcześniej i odtworzył czytankę na pierwszej stronie.
- Dawno, dawno temu ...

******
Witam :)
Nie mam usprawiedliwienia na swoją długą nieobecność więc chciałabym tylko Was bardzo PRZEPROSIĆ.
Jak zawsze bardzo dziękuje tym, którzy pozostali i którzy zostaną do końca tego opowiadania. 
Dobrą informacją jest to, że cały czas przekładam publikację epilogu, a złą informacją jest fakt, że nie mam pojęcia kiedy następny wpis się tutaj pojawi :/
  Do zobaczenia wkrótce ! 
Pozdrawiam Dooma :). 

piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 65



Dwa lata później

Zaczął się maj. Sezon klubowy we Włoszech się zakończył, czas pakować graty i wracać do Polski. Dwa lata spędzone w Modenie były fantastyczne. Zbyszek czuł się dobrze z klubie, dlatego przedłużył kontrakt o rok. Ja za to mogłam dłużej współpracować z Cristiano. Decyzja o nieobowiązkowych praktykach była jedną z najlepszych jakie podjęłam. Cris całą swoją wiedzę przekazywał mi najlepiej jak potrafił. Nauczyłam się więcej od niego niż na studiach. Chodziłam na uczelnie gdzie on wykładał, a po tym pracowałam w szpitalach z mniej chorymi pacjentami. Zaczęłam więcej czytać i uczestniczyć w konferencjach. Czułam, że spełniam się w tym zawodzie. Swoją zdobytą wiedzę wykorzystywałam gdy Zbyszek przegrywał mecze i był bardzo zdenerwowany, że bez kija to do niego nie można było podejść. Robiłam mu wtedy herbatę ziołową, wysyłałam go pod prysznic, później rozkładaliśmy się na sofie i piliśmy napój. Mężowi wtedy odchodziło zdenerwowanie i stres, mógł spokojnie porozmawiać. 
Kilka tygodni po ślubie, poszłam razem z chłopakiem do lekarza by rozpocząć terapię. Chciał pójść ze mną, by mnie wesprzeć. Zdecydowaliśmy się na jednego z najlepszych lekarzy w Warszawie. Doktor Jerzy ucieszył się gdy zobaczył nie tylko mnie, ale i Zbyszka. Po długiej rozmowie i dowiedzeniu się wszystkiego, przepisał mi na sam początek leki hormonalne. Poinformował nas, że terapia może potrwać latami, nie każda metoda może zadziałać, a w ostateczności zostaje inseminacja lub in vitro. Siatkarz również przeszedł badania, lekarz chciał mieć stu procentową pewność, że moja niepłodność jest spowodowana przez chorobę jajników. Po pierwszych badaniach mógł potwierdzić, że od Zbyszka strony jest wszystko w porządku więc polecił mu witaminy z grupy A, C i E na poprawienie jakości nasienia. Wizyty musiały być częste więc poszukaliśmy kliniki we Włoszech bym nie jeździła co miesiąc do Polski. 
Od dnia piątego września musiałam kontrolować każdy dzień. Codziennie sprawdzałam temperaturę ciała i zapisywałam ją w kalendarzyku. Po miesiącu brania pigułek miesiączkowałam regularnie. Gdy przeczuwałam, że dni na poczęcie dziecka się zbliżały robiłam testy i gdy wychodziły pozytywne, wieczory z mężem spędzałam w sypialni. Jednak po roku nie było żadnej poprawy. Doktor przepisał nowe leki i już po pierwszym miesiącu byłam w stanie błogosławionym. Jaka była moja reakcja ? Byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że to może tak szybko nastąpić. Zbyszek wręcz przeciwnie przyjął tą wiadomość radośnie, cieszył się jak małe dziecko. Pomimo, że również spodziewał się potomstwa później to jednak był zadowolony, że zostanie tatą. Nie powiedzieliśmy nikomu, chcieliśmy by informacja o dziecku była w stu procentach pewna. Niestety po pięciu tygodniach poroniłam. Nie było to z mojej winy, ani nikogo innego. Przez kilka dni byłam nieswoja i podłamana, ale po zapewnieniach doktora Jerzego, że tak się zdarza szybko wróciłam do normalności. Zwolniliśmy tępo z mężem, starałam się nie stresować, czytałam dużo na tematy zajścia w ciążę przez kobiety niepłodne, odżywiałam się zdrowiej i regularniej i przytyło mi się troszkę. Nie zmartwiłam się przybraniem na wadze. Leki, które brałam powodowały tycie. Od grudnia do marca tak żyłam i gdy czułam te dni mówiłam o tym Zbyszkowi i staraliśmy się je wykorzystać w całości.
W marcu zaczęliśmy się mijać ze Zbyszkiem, chłopak wyjeżdżał na mecze poza Modene, u mnie zmieniono godziny praktyk i od trzynastej do dziewiętnastej nie było mnie w domu. W połowie marca miałam egzaminy na uczelni w Polsce i musiałam na nich być. Dziesiątego zawitałam w dawnym mieszkaniu w Katowicach, który teraz okupywała Magda z chłopakiem i koleżanka z uczelni przyjaciółki. Następnego dnia i przez kolejne dwa tygodnie miałam egzaminy z dwu dniowymi przerwami. Z racji, że jestem razem z trzema osobami z grupy na toku indywidualnym mam przesunięte sesje na inne terminy. Testy zdałam jedne gorzej, drugie lepiej. Zbytnio się nie przejęłam kilkoma trójami w indeksie. 
Od początku miesiąca zaczęłam wymiotować, a z dnia na dzień stawały się one nie do zniesienia. Kilka razy dziennie latałam do łazienki, a urodziny przesiedziałam calutki dzień nad ubikacją. Będąc w Katowicach była współlokatorka się zmartwiła. Nie wiedziała co mi podawać do jedzenia, bo każdy zjedzony posiłek zwracałam. Najlepszy w tym okresie był makaron, jedynie on nie powodował u mnie mdłości. 

- Może ty jesteś w ciąży ? - wypaliła Magda, gdy zjawiła się z miętową herbatą. 
- Nie wiem, nie mam pojęcia - podeszłam do umywalki i zmoczyłam twarz zimną wodą. Odebrałam od dziewczyny ciepły napój, upijając z niego kilka łyczków - czytałam, że po poronieniu ciężej zajść.
- Aj daj spokój - machnęła ręką i usiadła obok mnie na krawędzi wanny - pójdę zaraz po test ciążowy i sprawdzimy - uśmiechnęła się i wstała kierując się do wyjścia z mieszkania. Po trzydziestu minutach czekałyśmy w łazience na wynik testu. Po przeczytaniu ulotki, pole wynikowe musi się zabarwić, wtedy może oznaczać ciążę. Z trzęsącymi się rękoma wzięłam tester i spojrzałam na niego. Płytka zamalowana, wynik pozytywny.
- Pozytywny- westchnęłam i podałam przyjaciółce test
- Nooo świetnie ! Kiedy masz wizytę u lekarza ?
- Za trzy dni.
- Od razy masz zadzwonić i mówić czy zostałam ciocią - uśmiechnęła się i przytuliła - będzie dobrze, zobaczysz, że tym razem się uda. 

Doktor Jerzy potwierdził zagnieżdżenie się zarodka. Był to trzeci tydzień, a stężenie betaHCG wyszło na maksa. Lekarz kazał stosować tak jak do tej pory kwas foliowy i witaminy, zalecił zrezygnowanie z praktyk i leżenie w łóżku, a wyjścia jedynie do toalety. 
Po wyjściu poinformowałam Magdę, że jestem w ciąży, dziewczyna się bardzo ucieszyła i powiedziała, że będzie trzymać za nas kciuki. Zbyszek dowiedział się kilka dni później jak przyjechał do domu. Również bardzo się ucieszył i opiekował się mną najlepiej jak potrafił. Tak jak lekarz kazał zrezygnowałam z praktyk i wysłałam podanie na uczelnie o zwolnienie dziekańskie z powodu ciąży. Nie było problemu z udzieleniem go po dostarczeniu wyników lekarskich stwierdzających ciążę. 
Od trzech miesięcy jestem na "wakacjach" i jestem szczęśliwa. Dopiero od kilku dni cieszę się tym szczęściem. Bałam się, że znowu nie doniosę ciąży. Lekarz, ten z Włoch, zapewnił nas na ostatniej wizycie, że z dzidziusiem jest wszystko w porządku i nie ma powodów do zmartwień. Ze Zbyszkiem cieszymy się z tej wiadomości i nie zamartwiamy się na zapas. 

Musiałam usiąść i odpocząć po dopakowaniu ostatniej walizki z ubraniami. Jestem zmęczona ciągłym schylaniem się do walizek. Mąż dopakowywał ostatnie pierdółki do kartonów. Wszystko zniósł do samochodu i wrócił się po walizkę. Zapiął ją i wyniósł na przedpokój. Oparłam głowę o zagłówek łóżka, wyprostowałam nogi i położyłam się wygodniej na materacu. Spojrzałam w dół i pogłaskałam lekko zaokrąglone podbrzusze. U większości ciężarnych, brzuszek widać w czwartym miesiącu, ja wmawiam sobie, że jak tata jest duży to i dzidzia będzie duża. 

- Zmęczona ? - zapytał się siadając obok, kładąc głowę na moich udach.
- Trochę, przeholowałam dzisiaj, ale to tylko dzisiaj, od jutra będę się oszczędzać - uśmiechnęłam się, głaszcząc przydługie włosy męża. 
- Synka mi nie przemęcz - powiedział niby groźnie choć po chwili zaśmiał się i położył rękę na malutkim brzuszku. 
- Zbyszek za bardzo napaliłeś się na tego syna, a jak okaże się, że będziemy mieć córkę to będziesz zawiedziony.
- Będziemy mieć syna, czuje to - podniósł się lekko i pocałował miejsce gdzie znajduje się domniemany "syn".
- Ty lepiej nie przeczuwaj tylko idź nam rób jedzenie, bo twój "syn" chce jeść.
- Zamówimy coś, nie mam siły nic już robić- powiedział bawiąc się moją obrączką, trzepnęłam go lekko w brzuch.
- Ty chyba zwariowałeś ! Muszę się zdrowo odżywiać, a ty pakujesz we mnie pizze ! Robisz obiad i koniec gadki.
- Miśka nooo, nie chce mi się !- podniósł się i zbliżył się do mojej twarzy, pocałował mnie w usta i zetknął nasze nosy ze sobą- zadzwonię do teścia, że przyjedziemy na obiad.
- Nie będziesz wykorzystywał Felicie do robienia obiadków dla siebie ! I tak już ma za dużo na głowie, odkąd tata zachorował, a po drugie zauważy, że jestem w ciąży - położyłam dłoń na karku chłopaka.
- Założysz luźną sukienkę i nie będzie nic widać, poza tym masz jeszcze mały brzuch.
- Ale za to jem więcej i często zdarzają mi się nudności po zjedzeniu. Nie ma mowy, robisz obiad tutaj !
- Miśka nooo
- Nie Miśkuj mi i wynocha do kuchni - odepchnęłam go lekko od siebie i rozłożyłam się wygodniej na łóżku - przynieś mi ogórki ! - krzyknęłam gdy zaczął szykować posiłek. Po kilku minutach przyniósł mi ostatnie zielone warzywo i bagietkę - dziękuje kochanie - pocałowałam go w policzek. Ten zaśmiał się pod nosem i wrócił do gotowania. 

Od wczoraj jem ogórki kiszone tonami. Wysłałam go do sklepu, bo oczywiście u nas lodówka świeciła pustkami. Zakupił najpotrzebniejsze produkty i siedem słoików ogórków. On niezbyt zadowolony, że musiał to wciągać na siódme piętro, ze względu, że widna się zepsuła, a ja szczęśliwa, że mogę zaspokoić zachciankę. Jutro wyjeżdżamy do Warszawy, a tam już teściowa jest zaopatrzona w domowej roboty przetwory więc nie będzie mi narzekał, że musi jeździć za każdą moją zachcianką. Rodzicom powiemy o ciąży w sobotę, za dwa dni. Zbyszek poinformował rodzicieli, że i moi pojawią się na obiedzie. Reszta dnia minęła nam bez większych przygód. Zbyszek dokończył pakowanie, ja w tym czasie ucięłam sobie drzemkę. Później zjedliśmy kolację i wykończeni dniem położyliśmy się spać o dwudziestej pierwszej. 
Pobudka o 2 nad ranem, ledwo żywa ubrałam się w leginsy, luźną bluzkę, a na to narzuciłam cienką bluzę. Umyłam zęby, związałam włosy w kucyk i na drogę wzięłam ostatni, zostawiony na czarną godzinę słoik z ogórkami. Z torebką i słoikiem udałam się pomału do podziemnego parkingu. Niestety windy dalej nie naprawili i troszkę się zmęczyłam schodząc po schodach. Zbyszek poszedł do portierni oddać klucze do mieszkania, ja w tym czasie układałam poduszki by wygodnie mi się jechało, bo to w końcu nie są dwie godziny drogi, tylko szesnaście ! Okryłam się do połowy kocem i zjadłam zielonego przyjaciela. Gdy wyjechaliśmy na autostradę pomodliliśmy się, a ja później odpłynęłam. Około szóstej nad ranem przebudziłam się, by skorzystać z łazienki i coś przekąsić. I tak co półtorej - dwie godziny musieliśmy robić postój na siusiu i zrobiliśmy jeden nieplanowany, trzeba dodać, że nie przepisowy, postój na autostradzie, bo zachciało mi się wymiotować. Zielony przyjaciel poszedł do bagażnika, bo na samo patrzenie miałam mdłości. Po przejechaniu 1453 kilometrów dotarliśmy wieczorem do stolicy Polski. Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy z bagażnika i udaliśmy się na szóste piętro Cosmopolitanu. Padliśmy na łóżko zmęczeniu podróżą. Zbyszek od razu zasnął, ja zadzwoniłam do rodziny, że dotarliśmy cali i bezpieczni. Po poinformowaniu najbliższych poszłam się wykąpać i dołączyłam do męża. Miałam trudności z zaśnięciem, nie mogłam się ułożyć, było mi ciężko znaleźć wygodną pozycję. Po godzince wiercenia się na łóżku, odpłynęłam przytulona do siatkarza. 



*******
Witajcie :*
Zbliżamy się do końca historii Dominiki i Zbyszka.
Dziękuje wszystkim, którzy zostali <3
Pozdrawiam Dooma :).

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 64


Taki znaczek "***" oznacza kolejną piosenkę. 

-Ty żartujesz ?! Jeżeli to jest głupi żart pożałujesz Bartman - mówiłam szybko i ze złością. Nie wierzyłam w to co przed chwilą usłyszałam.
- Nie żartuje, przysięgam - uśmiechnął się i położył prawą dłoń na klatce piersiowej - z takich rzeczy się raczej nie żartuje.
- Zbyszek zwariowałeś ?!- wstałam z leżaka i podeszłam do barierki balkonowej - No zwariował kretyn - bardziej powiedziałam to do siebie niż do chłopaka - czy ty wiesz co zrobiłeś ?! 
- Może i popełniłem błąd nie mówiąc tego, ale chciałem by to była niespodzianka
- Czy ty siebie słyszysz - emocje targały już moim ciałem do tego stopnia, że zaczęłam mówić piskliwym głosem co dzieje się bardzo rzadko- niespodzianką mogą być wakacje, kolacja.. nie wiem... PREZENT ! ale ślub ?! - z trzęsącymi rękoma podeszłam do niego i złapałam go za koszulę - Zbyszek - próbowałam się opanować, zniżyłam głos i wzięłam głęboki oddech - przecież ślub ma nas połączyć na zawsze, mam nosić twoje nazwisko, mam zostać twoją żoną, a ja się o tym dowiaduje tydzień przed ? 
- Nie chciałabyś i nie zgodziłabyś się na ten ślub.
- Prawda, nie zgodziłabym się na to, ale chciałabym wyjść za mąż za ciebie tylko nie teraz, Zbyszek - pociągnęłam go za rękę by usiadł na leżaku. Usadowiłam się obok niego i pewniej złapałam dłoń chłopaka- Jak ty sobie to wyobrażasz, hmm ? Ja mam dopiero dwadzieścia lat, przecież to za wcześnie, skarbie - popatrzyłam mu w prost w oczy i wiedziałam, że nie podobają mu się te słowa. Załapałam go za podbródek i podniosłam go lekko, a on od razu spojrzał mi w oczy.
- Czy zawsze musisz patrzeć na siebie ? Czy w tym związku tylko ty jesteś ważna ? - mówił bardzo spokojnie, nawet za bardzo, nie było to do niego podobne. Ze zdziwieniem popatrzyłam na niego, ale nie przerwałam, dałam mu dokończyć to co chciał powiedzieć - Ja mam dwadzieścia sześć lat i chcę się w końcu ustatkować, chcę mieć żonę, dzieci ... chcę założyć rodzinę. Czy nie potrafisz tego zrozumieć ? - patrzył się na mnie ze smutkiem w oczach. Mi również było smutno, czułam żal do chłopaka, że nic mi nie powiedział.
- Rozumiem - powiedziałam po kilku minutach ciszy. Opuściłam głowę i bawiłam się skrawkiem narzutki, którą miałam na sobie. Przypomniało mi się o badaniach i tej niepłodności, Zbyszek nic nie wie, a mi wraz z chwilą przypomnienia, zrobiło się gorąco i czułam się głupio, że mu o tym nie powiedziałam. Jak by wiedział, że ze mną może nie mieć dzieci, to na pewno nie chciałby tego ślubu, zerwałby ze mną i znalazł by inną, która by urodziła mu pociechy - muszę ci coś powiedzieć - głos mi się łamał, nie byłam w stanie na niego popatrzeć. Przełknęłam głośno ślinę i wypuściłam głośno powietrze z ust- to może wszystko zmienić ...
- Co to za informacja ?
- Ja... - z trudem podniosłam głowę -ja nie mogę mieć dzieci- popatrzyłam ze smutkiem w oczach - jestem niepłodna, nie mogę mieć dzieci - pociągnęłam nosem i starłam pojedynczą łzę z policzka.
- To przez ten... gwałt ? - na samo słowo "gwałt" dostałam dreszczy. Zbyszek objął mnie, by tak jakby dodać mi otuchy, bym wiedziała, że nikt mi już nie zrobi krzywdy.
- Nie, dowiedziałam się dzień przed. Zapomniałam ci o tym powiedzieć, tyle się działo, że wypadło mi to z głowy. Przepraszam- ponownie wytarłam rękawem cienkiego materiału bluzki łzę z policzka. Chłopak ucałował moją głowę. Nie tego się spodziewałam.
- To nic - powiedział spokojnie - są sposoby by to zwalczyć. Jak to możliwe... dlaczego to się stało ? Genetycznie ?
- Zespół policystycznych jajników - zaśmiałam się i otarłam ostatnie płynące łzy- gdy przyjedziemy do Polski pójdę do lekarza by zacząć terapie lekową. Może to długo potrwać więc lepiej zacząć wcześniej - uśmiechnęłam się- to ile osób będzie na tym ślubie ?- chłopak się zaśmiał i mocno mnie objął, dając całusa w głowę.

Odpowiedział, że około pięćdziesięciu osób. Przez kolejne godziny powiedział dosłownie wszystko o tym ślubie, co, gdzie i jak. Organizował to od dłuższego czasu niż mi się to zdawało. Planował mi to powiedzieć w lutym, ale to całe zajście w Berlinie mu przeszkodziło. Nie chciał bardziej mnie denerwować, uważał, że potrzebny był mi wtedy spokój i uporządkowanie swoich spraw. Głownie pomagali mu tata z Felicie, ale i mama z państwem Bartman dołożyli swoje trzy grosze. Gdy pomyślałam o tym, że miałam niecały tydzień na znalezienie sukni, zdenerwowałam się. Cwaniak właśnie dzisiaj odebrał garnitur wraz z obrączkami, a mnie pozostawił bez niczego, cytując jego słowa : "Jesteś kobietą, jesteś we Włoszech i będziesz miała całą świtę w postaci babskiej części rodziny i przyjaciół więc znajdziesz wymarzoną sukienkę". Taaa niektóre szukają latami, a ja mam sześć dni w znalezieniu tej jedynej ! 
I tak w pozostałe dni szukałam sukni. Na początku pomagali mi tata wraz ze swoją małżonką. Przeszukaliśmy cały Rzym i okolice i nic się nie znalazło co by mi się spodobało. Trzy dni przed tym ważnym wydarzeniem dołączyła moja świadkowa, Natalia, oraz Ignaczaki z Moniką. Krzysiek z synem zrezygnowali z podbojów domów mody i pozostali ze Zbyszkiem w hotelu, my za to jeździliśmy po Latinie, Civitavecichia,Tivoli, nawet do Perugi pojechaliśmy, ale nic nie znalazła. Po przyjeździe do holetu w Rzymie zrezygnowana opadłam na leżak na tarasie i głośno wypuściłam powietrze w poduszkę. Zbyszek jak i Igła zaśmiali się. 

-Nic a nic ? - zapytał narzeczony
- Niiiiiiiiiiiiiccccccccccc - westchnęłam i położyłam się na meblu, opierając się plecami - to ty mnie do tego doprowadziłeś  !- wytknęłam palcem na Zbyszka - jak nic nie znajdę to się załamie.
- Przecież byliście w tylu sklepach ! Jezus Maria - zaśmiał się atakujący po czym i Krzysztof do niego dołączył
- Czy ty myślisz, że to ot tak się znajduje ! Jak mi się jedna spodobała to nie było rozmiaru i musiałabym czekać miesiącami, albo cena była za wysoka, a nie pozwolę ojcu wydać fortuny na rzecz, którą założę jeden raz. Uparł się, że zapłaci mi za suknie, obojętnie jaka cena będzie widnieć na metce. Dziadek mamie też kupował i on też kupi. Im starszy tym głupszy !
- Zobaczysz, w czwartek lecimy do Mediolanu i na sto procent coś ci się spodoba - Monia położyła dłoń na moim kolanie i uśmiechnęła się. 

I miała rację. Pierwszy salon i po kilku sukienkach znalazłam tą jedyną. Już na sam widok miałam łzy w oczach, a jak ją ubrałam to całkowicie się rozkleiłam. Płacząc wyszłam do rodziny i przyjaciół. Mama z macochą i przyszłą teściową na mój widok również się popłakały. Wiedziałam, że to jest ta suknia, w której wyjdę za mąż. Jeszcze bardziej się ucieszyłam, że jednym z dwóch rozmiarów był właśnie ten, który leżał na mnie idealnie. Cenowo też było w porządku, nie musiałam się martwić, że tata wyda fortunę. 
Stanęłam na podeście przed lustrem i popatrzyłam się na moje obicie. W próbnej fryzurze, którą jutro będę miała identyczną, mogłam wyobrazić jak jutro będę wyglądać. 
Suknia była uszyta z białej koronki, góra była obszyta koronką w kwiatki, ramiona miała okryte właśnie tym materiałem, dół zaś był z większymi elementami kwiatków. Nie było trenu, wszystko ładnie do siebie pasowało, około pięć centymetrów materiału było za dużo lecz po założeniu butów na pięciocentymetrowym obcasie nie było tego widać. Włosy miałam falowane, z przodu pasemka zostały zaciągnięte na tył głowy i związane przeźroczystą gumką. Ekspedientka przyniosła nie za długi welon, również z elementami koronki, przyczepiany był na małej opasce z kryształkami. Odwróciłam się do rodziny i ponownie się rozpłakałam, nie mogłam opanować emocji. Wszyscy mówili, że to jest ta sukienka, że leży idealnie, że pięknie wyglądam. 

- Zbyszkowi się spodoba, nie będzie mógł od ciebie wzroku oderwać - powiedziała pani Jadwiga, gdy przestałam płakać. Uśmiechnęłam się, nie byłam w stanie nic powiedzieć.

Suknię wraz z butami i welonem mogłam odebrać o szesnastej. Pozostałe trzy godziny spędziłyśmy u kosmetyczki. Tata pojechał prosto z salonu do stolicy. O wyznaczonej godzinie odebrałam strój i pojechałyśmy do Rzymu. Zbyszka i chłopaków w hotelu nie było, poszli na wieczór kawalerski wczoraj, żeby mogli dzisiaj wytrzeźwieć. Po wykąpaniu się i wypiciu kilku lampek wina z dziewczynami nie mogłam zasnąć. Co chwilę spoglądałam na suknię i zastanawiałam się czy do dobry pomysł tak wcześnie się pobierać. Miałam pewne wątpliwości, czy za kilka lat nie będzie potrzeby rozwód, bo rozmowy i kilkudniowe wyjazdy by odpocząć od siebie, nie będą nic pomagały i tylko to pozostanie, czy Zbyszek nie zdradzi mnie ponownie, czy będę w stanie poświęcić się całkowicie chłopakowi. Po kilkunastominutowej burzy myśli zmęczenie i alkohol wziął w górę i nie wiem kiedy odpłynęłam. 
Wstałam o dziesiątej. Spałam jak zabita i nie słyszałam walenia w drzwi. W końcu dziewczyny wpadły jak huragan do pokoju, budząc mnie. 

-Ty nie słyszysz jak pukałyśmy ?
- Spałam - powiedziałam zaspanym głosem i przecierając oczy. Monia odsłoniła firany w pokoju, przez co musiałam ponownie zamknąć oczy, bo ta jasność mnie oślepiła.
- Spałaś, a za sześć godzin masz ślub moja droga - Iwona zdarła ze mnie kołdrę. Mruknęłam niezadowolona i z impetem położyłam się tam gdzie kilka minut temu spałam. Mama weszła do pokoju z kawą i śniadaniem dla mnie, bo one już zjadły. Odstawiła wszystko na stolik i podeszła do mnie siadając na łóżku. Odgarnęła mi z twarzy włosy i pocałowała w czoło. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
- Stresik dopadł ? 
- Jak tu weszłyście to o sobie przypomniał - podniosłam się i upiłam łyk czarnego napoju. 
- Wypij kawę i zjedz śniadanie, jak się ogarniesz zawołam fryzjerkę to zaczniemy cię szykować - uśmiechnęła się i zostawiła mnie z Iwoną, Monią i Natalą.

Po godzinnych pogaduchach zaczęłam się szykować. W łazience wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy by fryzjerce łatwiej było zrobić fryzurę. Po wcześniejszym wytarciu mokrego ciała, nałożyłam białą koronkową bieliznę. Ze względu na to, że plecy sukienki są odkryte ramiączka i tył biustonoszu miałam zrobione na przeźroczystej gumce. Na początku przeszkadzało mi to lecz po godzinie się przyzwyczaiłam. Po półgodzinnym kręceniu włosów Angela każde pasmo włosów spięła, mogłam wtedy mieć lepszy dostęp do twarzy i nie denerwować się, że wpadają mi na buzię. Makijażem zajęłam się sama. Uważałam, że odstresuje się przy tym. Natalka mi w kilku rzeczach pomogła jak nie mogłam równo namalować kreski lub doczepić rzęsy. Malowałam się czterdzieści minut. Postawiłam na naturalny makijaż, nie chciałam się jakoś wystroić. Po tym dziewczyna mogła dokończyć fryzurkę. Na dwie godziny przed uroczystością zaczęłam się ubierać. Oczywiście tradycyjnie coś starego, coś nowego, niebieskiego i pożyczonego musiałam mieć. Nową rzeczą była suknia, którą założyłam na sam początek, a potem buty. Mama Zbyszka obdarowała mnie piękną bransoletką z kryształkami, jako prezent ślubny od niej. Na początku nie chciałam jej przyjąć, bo wiedziałam, że to jest pamiątka rodzinna, ale w końcu zgodziłam się. Powiedziała, bym w przyszłości przekazała ją swojej córce lub synowej. Kolczyki miałam podobne do bransoletki, naszyjnika nie zakładałam. Niebieską miałam podwiązkę, a pożyczoną rzeczą okazały się perfumy Moni. Iwonka włożyła mi jeszcze sto złotych za podwiązkę na szczęście. Bukiet ślubny był zrobiony z białych ferezji i róż.
Do Watykanu jechaliśmy około godziny. Przyjaciółki wraz z rodzicielką i teściową pojechały wcześniej. Po dojechaniu czekaliśmy przed jednym z mniejszych kościołów z tatą i świadkowa. Organista miał dać sygnał zaczynając grać pieśń na organach. Denerwowałam się, bałam się, że zapomnę przysięgi małżeńskiej, albo kiedy mam usiąść, a kiedy uklęknąć. Cztery dni przed ślubem byliśmy na przyśpieszonych kursach przedmałżeńskich, za co nieźle zapłaciliśmy. Wszystko zostało umówione, a nawet zrobiliśmy próbę jak to ma wyglądać w rzeczywistości. Ksiądz, który nam to udzielał, również poprowadzi naszą ceremonię zaślubin. 

- Nie denerwuj się smerfetko - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie przezwiska z dzieciństwa - będzie dobrze, zobaczysz - pogładził kciukiem moją dłoń. Chwilę później usłyszeliśmy graną pieśń. 

Powolnym krokiem weszliśmy do świątyni. Na wejściu zauważyłam narzeczonego. Ubrany był w granatowy, dopasowany do sylwetki garnitur i białą koszulę. Będąc coraz bliżej zauważyłam czarną muszkę i nieco przykrótkie rękawy co uwydatniło mankiety koszuli i srebrne spinki. Całą drogę do ołtarza patrzyliśmy się na siebie. Nie chciałam się patrzyć po całym kościele i stresować jeszcze bardziej. Wzrok Zbyszka mnie uspokoił, zapomniałam na te kilka sekund gdzie jestem. 
Gdy doszliśmy do ołtarza tata złapał mnie za dłoń i ucałował ją, po czy podał Zbyszkowi. On również złożył delikatny pocałunek na niej, a z rodzicielem uścisnęli dłonie. Podeszliśmy do krzeseł i rozpoczęła się ceremonia. Większość była prowadzona po włosku, ale na kazaniu ksiądz dopowiedział kilka śmiesznych komentarzy po polsku co zdziwiło niektórych gości. Przysięgę odmawialiśmy w dwóch językach na nasze życzenie. Ja mówiłam po włosku, Zbyszek po polsku.
Nadszedł czas złożenia przysięgi. Przed tym odpowiedzieliśmy na trzy pytania zadane przez księdza. Pierwszy był Zbyszek. Podaliśmy sobie prawe dłonie, a kapłan przewiązał je stułą. Pod splątanymi rękoma, złapaliśmy się za lewe dłonie, cały czas patrząc sobie nawzajem w oczy.  Ksiądz wypowiadał jedno zdanie które musieliśmy po nim powtórzyć.

-Ja Zbigniew biorę Ciebie Dominiko
 za żonę
 i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską
 oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
 Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

-Io Domenica, prendo te, Zbigniew, 
come mio sposo 
e prometto di esserti fedele sempre, 
nella gioia e nel dolore, 
nella salute e nella malattia, 
e di amarti e onorarti tutti i giorni della mia vita.

Po tych słowach ministrant podał księdzu obrączki. Zbyszek wziął moją, ucałował ją i na wysokości paznokcia nałożył na palec. Przy wypowiadanych słowach pierścionek przesuwał do końca palca.

- Dominiko przyjmij tę obrączkę
 jako znak mojej miłości i wierności
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Wzięłam z srebrnej tacy obrączkę większych rozmiarów niż moja. Ucałowałam ją i tak samo jak Zbigniew nałożyłam ją na wysokości paznokcia i wraz z wypowiadanymi słowami przesuwałam obrączkę do końca palca. 

-Zbigniewie, Ricevi this anello,
segno del mio amore e della mia fedeltà.
Nel nome del Padre e Figlio del
e dello Spirito Santo.

Po wypowiedzeniu przysięgi odbyła się modlitwa, a później eucharystia. Nam udzielono jej pierwszej. Msza zakończyła się błogosławieństwem. Po zakończeniu uroczystości musieliśmy iść po zakrystii by złożyć podpis w Księdze Małżeństw. Dostaliśmy certyfikat z błogosławieństwem od papieża. Podziękowaliśmy księdzu za całą uroczystość. Idąc przez kościół, główną nawą, Zbyszek nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń gładząc kciukiem obrączkę.

- Pani Bartman - cichutko się zaśmiałam i położyłam głowę na bicepsie męża. 

No na pięciocentymetrowym obcasie dosięgam mu do ramienia, co lekko mnie denerwuje, bo będę musiała stanąć na palcach lub zmusić go by się pochylił, ale wizja bycia w dziesięciocentymetrowch szpilach przez cały wieczór przyprawiała mnie o ból stóp.
Wychodząc z kościoła zostaliśmy obsypani konfetti, a z tub wystrzeliły białe i srebrne, papierowe motylki i płatki kwiatów. Po otrzymaniu prezentów i życzeń od gości udaliśmy się na salę weselną. Niestety siatkarze nie mogli być z nami, ze względu na kadrę, ale Krzysiek, Patryk (jako świadek) i dziewczyny siatkarzy podtrzymali atmosferę jaką by stworzyli chłopacy. Bramę weselną też stworzyli. 
Willa weselna, w której miała się odbyć druga część uroczystości była oddalona półgodzinną jazdą ze stolicy. Nie wiem jak chłopakowi się to udało, nawet nie chcę słyszeć ile za to zapłacił, ale gdy przybyliśmy na miejsce kilka łez szczęścia poleciało po policzkach. Rodzice powitali nas chlebem i solą, kieliszki z wypitą wódką poleciały za nasze plecy. Na sale Zbyszek wniósł mnie na rękach. Po odśpiewaniu przez gości "sto lat" i innych polskich przyśpiewkach, polski zespół poprosił gości o zajęcie swojego miejsca przy stole, a nas o zatańczenie pierwszego wspólnego tańca. Nie miałam pojęcia jaką piosenkę wybrał, nie mieliśmy żadnej próby. Po ślubie w kościele o nic się nie denerwowałam. Wiedziałam, że Zbyszek załatwił wszystko perfekcyjnie, a w tańcu poprowadzi mnie. Z głośników poleciała zagrana piosenka przez zespół. Zbyszek ucałował moją dłoń i złapał ją w swoją, drugą objął mocno w pasie. Ja wolną rękę położyłam na ramieniu chłopaka. 
***
- Pięknie wyglądasz - szepnął mi do ucha, przez co zarumieniłam się lekko - nie mogę od ciebie oderwać wzroku
- Twoja mama to samo powiedziała.
- Widzę, że nawet i bransoletkę masz jej
- Dała mi jako prezent ślubny, później mam ją przekazać naszej córce lub synowej - uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu w oczy, złożył delikatny pocałunek na moich ustach po czy obrócił mnie dookoła. Położyłam głowę na jego piersi, dałam mu się poprowadzić, ale częściej kołysaliśmy się do rytmu piosenki. Kilka razy już tańczyliśmy do niej. Zawsze ją śpiewaliśmy, wpadła nam w ucho i dlatego się szeroko uśmiechnęłam gdy usłyszałam, że będziemy do niej tańczyć.
- Więc proszę cię blisko bądź, kochaj mnie, trwaj przy mnie bo...- fragment ten zaśpiewałam ja, tak by tylko on mógł to usłyszeć
- Wokół wzburzone morze tylko twoja dłoń -zaśpiewaliśmy razem i Zbyszek ponownie okręcił mnie dookoła.- To los chce, dać lub zabrać mi, Dziś oprócz Ciebie wiem nie mam nic.

Mąż wspaniale poprowadził mnie w naszym pierwszym wspólnym tańcu. Na końcu złapał mnie mocniej w pasie, a ja czując to co chce zrobić objęłam jedną ręką jego szyję. Pochylił się w bok tak, że "leżałam" na jego ręce. Spojrzał mi w oczy i pocałował mnie, prostując nas. Goście wstali i zaczęli bić brawa. 

- Dziękuje - powiedziałam kładąc dłoń na policzku Zbyszka. Pocałowaliśmy się szybciutko i ukłoniliśmy się. 

Wesele się udało. Po wszystkich było widać, że są szczęśliwi. Zatańczyłam ze wszystkimi. Krzysiu i Ivan najwięcej razy wyciągnęli mnie na parkiet. Ignaczak za prośbą chłopaków zorganizował międzynarodowe połączenie na skype. Siatkarze, którzy nie mogli tutaj być chcieli złożyć nam życzenia i oczywiście, w wolnym czasie opić nasz ślub. Oczepiny również się udały. Muszkę Zbyszka złapał Ivan, a mój welon Natala. Zabawy oczepinowe trwały długo. Zmęczona, po godzinie drugiej nad ranem, usiadłam do stołu po kilku godzinnej zabawie i nalałam do swojej szklanki soku. Wypiłam łyk i nie zdążyłam odstawić naczynia z powrotem na stół, bo za pleców szklankę wyrwał mi Zbyszek. Cały mokry od potu wypił pozostałości napoju i dolał jeszcze raz wypijając ją duszkiem. Zaśmiałam się, kręcąc głową. Wzięłam serwetkę stojącą w serwetniku. Pochyliłam się, kładąc jedną dłoń na kolanie męża, a drugą dłonią, trzymającą chusteczkę wytarłam pot z twarzy siatkarza. Gdy jego twarz nie świeciła się aż tak od potu, pocałował mnie w czoło i złapał za dłoń. Wstał i pociągnął mnie na parkiet pomimo moich protestów. Zespół widząc idących nas w stronę części tanecznej zagrali wolniejszy kawałek. Objęłam szyję chłopaka, a on przyciągnął mnie bliżej siebie kładąc swoje wielgaśne dłonie na lędźwiach. Czuć było od niego alkohol, z resztą ode mnie też. Już na oczepinach zaczęło mi szumieć w głowie, przez wlane hektolitry napoju bogów.  
***
- Idziemy do pokoju ? - zapytał na ucho lekko je przygryzając, przez co się zarumieniłam lekko
- Yhymm - chłopak się zaśmiał i odszukał wzrokiem Patryka. Kiwnął mu głową, tak jakby mieli już ten gest ustalony. 

Zibi objął mnie w pasie i wyprowadził z sali. Weszliśmy do holu gdzie się mieściła recepcja i odebrał kluczyk od pokoju. Hotel, a raczej willa miał dwa piętra. Pierwsze było większe od drugiego, ze względu, że tutaj najwięcej gości było zakwaterowanych. Drugie piętro było całe nasze. Wchodząc na schody, chłopak złapał mnie w tali i pod kolanami i uniósł mnie. 

- Zibi postaw mnie - śmiałam się kładąc jedną dłoń na ramieniu, a drugą oplatając jego szyje - Zbyszek przewrócimy się, za dużo wypiłeś.
- To że dużo wypiłem nie znaczy, że jestem nietrzeźwy. Dobrze wiesz, że mam mocną głowę do picia. Jeszcze się nie chwieje - zaśmiał się i zaczął całować moją szyję.

Gdy dotarliśmy pod drzwi pokoju, odtworzyłam je kartą. Zbyszek popchnął je plecami, a zamknął lekko kopiąc w nie. Z szyi przeszedł do ust. Stał tak chwilę ze mną na rękach po czym najdelikatniej, nie odrywając się ode mnie postawił na ziemi. Położyłam mu dłonie na policzkach dając łatwiejszy dostęp do guziczków sukni. Odpinał je bardzo powoli. Barkami oparłam się o ścianę, lekko ciągnąc go, by nie oderwać naszych ust od siebie. Wypięłam biodra w kierunku jego by mógł swobodnie majstrować przy guzikach. Zjechałam dłońmi na klatkę piersiową siatkarza. Pod palcami czułam jak szybko bije mu serce. Pozostałam tam chwilę. Co jakiś czas mąż odrywał się od moich ust byśmy mogli złapać odrobiny powietrza, wtedy całował moją szyje, dekolt, obojczyki. Gdy odpiął wszystkie guziczki sukienki, wsunął dłonie pod nią, napawając się dotykiem skóry, która zdążyła już dostać gęsiej skórki. Odpięłam jego kamizelkę i koszulę rzucając je w głąb pokoju. Marynarki pozbył się na początku wesela. Zdjęłam buty, odczuwałam już skutki bycia kilkunastu godzin na wysokich butach. Teraz chłopak musiał się pochylić co mu się nie podobało. Ciężko oddychając, przycisnął swoje czoło do mojego. Pomału zsuwał pojedynczo ramiączka, drażniąc palcami moją skórę, a przy okazji podniecając mnie jeszcze bardziej. W końcu nie mogąc wytrzymać opuściłam ręce w dół, przez co sukienka szybciej opadła na ziemię. Czułam na sobie rozpalający i pełen pożądania wzrok siatkarza. Od pięciu miesięcy nie widział mnie w bieliźnie, nie mówiąc tutaj już o jej braku i o braku seksu w naszym związku. Zadowolony wziął mnie na ręce i zaprowadził nas do dużego, bardzo wygodnego łóżka. Położył mnie delikatnie błądząc rękoma po plecach.

- Myślałem, że będziesz bez stanika
- I ty myślisz, że cycki tak ładnie by się ułożyły pod sukienką ?
- Przynajmniej nie miałbym problemy z odnalezieniem zapięcia - powiedział między pocałunkami, jeżdżąc palcami po plecach w okolicach materiału górnej bielizny- no kurwa gdzie to jest - podniósł się, tak że spodnie opadły mu na podłogę. Wszedł ponownie na łóżko i opadł pupą na łydki. Usiadłam na meblu z rozkraczonymi nogami by on znalazł się pomiędzy nimi. 
- Zbyszek poczekajmy z tym, proszę. Nie jestem jeszcze gotowa- nie musiał nic mówić, jego spojrzenie pełne troski mi odpowiedziało. 

Położył dłonie na moich biodrach i pocałował w usta. Niespodziewanie przeleciał ciałem nade mną, a trzymając ręce w okolicach pośladków pociągnął mnie za sobą tak, że wylądowałam na nim. Pisnęłam śmiejąc się i wspierając łokcie o jego ciało. Do godzin porannych leżeliśmy w łóżku ciesząc się tymi chwilami. Zasnęliśmy gdy słońce było już na niebie i wpadało do pokoju przez okna. Mąż spał od kilkunastu minut, ja z wrażeń wczorajszego dnia i dzisiejszej nocy nie byłam wstanie. Cudownie się czułam z myślą, że jestem żoną Zbigniewa Bartmana. Wszystkie obawy z zaślubinami minęły. Siatkarz pokazał mi, że się zatroszczy i mnie nie opuści. Cały wieczór nie spuszczał ze mnie wzroku, a nad ranem rozmawiając zapewnił mnie, że słowa przysięgi nie wypowiedział ot tak, bo musiał. Wszystko co przysiągł przed Bogiem wypełni, będzie kiedy będę tego potrzebowała,będzie mnie kochał i szanował, będzie mi wierny i stworzy ze mną rodzinę, a potomstwo będzie wychowywał tak jak najlepiej będzie potrafił. Wiem, że poślubiłam odpowiedniego mężczyznę. 



********
Witam Wszystkie Czytelniczki :D
Dziękuje za każde słowo napisane przez was. Dziękuje tym osobą, które tutaj są, czytają i komentują :) 
Pierwszy raz popłakałam się pisząc rozdział !

Na Igrzyskach nasi siatkarze graja wspaniale, fundują nam mini zawały, w meczu z Iranem myślałam, że zejdę z tego świata :P. Dzisiaj przegrali z Rosją, ale i tak gramy dalej ! 
Wierzę, że jeszcze pokażemy tym sezonowcom na co nas stać ! 
Jedziemy po złoto ! 

Pozdrawiam Dooma :). 

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 63



Ósmego lipca, o godzinie trzeciej nad ranem Zbyszek postanowił obudzić cały dom tylko dlatego, że on musiał się przygotować do podróży. Myślałam, że go zamorduje. Madzia wyszła na korytarz przecierając dłonią zaspane oczy i pytając się co się dzieje. Odesłałam ją do łóżka i uspokoiłam przyjaciółkę, zapewniając ją, że wszystko jest w porządku. Sama poszłam do wyra, drzemiąc w nim jeszcze czterdzieści minut. O trzeciej-czterdzieści budzik zadzwonił, a ja niechętnie wygrzebałam się spod kołdry. Odsłoniłam firany, a moje oczy dostrzegły przepiękny wschód słońca. Zmrużyłam lekko oczy i popatrzyłam jeszcze chwile na spokojne ulice osiedlowe. W pokoju związałam włosy w niedbałego koka, nałożyłam Zbyszka bluzę, bo zrobiło mi się zimno. Na wpół śpiąco zrobiłam nam obojgu kawy. Do wyjścia mieliśmy godzinę, a ta panienka od godziny siedziała w toalecie. Wywróciłam oczami i w myślach błagałam tych u góry by dali mi siłę i cierpliwość. Szybko wypiłam kawę i poszłam do pokoju by chociaż częściowo się ubrać. Zdążyłam założyć białe, koronkowe majteczki i spódniczkę za kolano w kolorze jasnego dżinsu, gdy siatkarz wyszedł z łazienki gotowy do wyjścia. Wzięłam resztę ubrań i wyminęłam go w drzwiach. Szybko dokończyłam się ubierać nakładając do kompletu biały koronkowy biustonosz bez fiszbin i białą w koronkowe wzroki bluzkę na grubszych ramiączkach. Umyłam zęby i przemyłam twarz. W pokoju się pomalowałam i spryskałam ulubionymi perfumami. Do torebki dopakowałam kilka rzeczy i sprawdziłam czy mam dokumenty. Zbyszek stał na przedpokoju z plecakiem na ramieniu i walizkami przy sobie i czekał na mnie. Popatrzyłam na niego ze złością i ubrałam białe trampki bez sznurówek. Wyszedł pierwszy z mieszkania kierując się do windy, ja zamknęłam mieszkanie i również podreptałam do windy. Zjechaliśmy na parter i udaliśmy się do mojego bmw, które chłopak przejął po " śmierci" Audi. Nie wiem jakim cudem on to zrobił, ale rozwalił moje ulubione autko na strzępy. W marcu wjechał w wielką kałużę i musiał jechać do serwisu, później coś z silnikiem poszło, a na samym końcu akumulator wysiadł i po samochodzie. Na pewno coś tam jeszcze się zepsuło, ale przecież baby się nie znają dlatego nic więcej mi nie powiedział. 
W godzinkę dotarliśmy na lotnisko w Krakowie. Nasze miejsce docelowe było mi nieznane.
Te wakacje są prezentem od Zbyszka na moje dwudzieste urodziny. Nie pytałam go gdzie lecimy, miała ty być niespodzianka. Nie zwróciłam uwagi na mały telebim przy terminalu, na którym była nazwa miejscowości, a nawet wypowiadany nasz lot nie dotarł do moich uszu. Moja poranna złość na chłopaka minęła w drodze do Krakowa, jak to zwykle by załagodzić moje fochy, gładził swoją wielką dłonią moje udo i mówił, że nie zapomnę tych wakacji do końca życia. Szczerze mówiąc troszkę zdziwił mnie tymi słowami, bo w końcu oświadczyny już były, więc nic wielkiego nie powinno się zdarzyć. 
Po pięciogodzinnej podróży i dwóch przesiadkach dotarliśmy na przepiękną wyspę Pag w Chorwacji. Dolecieliśmy w godzinach po południowych, zameldowaliśmy się i będąc już w pokoju odświeżyliśmy się i przebraliśmy w luźniejsze ubrania. Po wykąpaniu nałożyłam na siebie niedawno zakupiony strój kąpielowy. Bez żadnych wzorków, miał jedynie na górnej części spływający materiał, bez ramiączek, całość była w kolorze brzoskwiniowym. Nałożyłam białą tunikę coś w stylu "kimono", a na nogi wsunęłam sandałki. W plecak chłopaka włożyłam dwa większe ręczniki, dwie butelki wody i nasze dokumenty. Zbyszek postanowił iść w samych kąpielówkach i japonkach. Najpierw przeszliśmy się po okolicy. Zobaczyliśmy gdzie są najbliższe sklepiki, odwiedziliśmy jeden coś w stylu naszego kiosku. Zaopatrzyliśmy się w mapy wyspy, jak i książki turystyczne z atrakcjami Chorwacji. Po małych zakupach skierowaliśmy się na plażę przed hotelem. Plaża była kamienista i bardzo mała więc postanowiliśmy tylko zamoczyć stopy w ciepłym morzu i chwile posiedzieć na ręcznikach. Po półtorej godzinie wróciliśmy na hotelowy basen. Do kolacji okupowaliśmy leżaki. Gdy zbliżała się godzina wieczornego posiłku udaliśmy się do pokoju by się przebrać, a potem z powrotem zeszliśmy na dół. Po zjedzonym posiłku przeszliśmy się po plaży. Zmęczeni godzinnym chodzeniem, po powrocie do budynku i po wykąpaniu od razu zasnęliśmy.
Na następny dzień zaplanowany był masaż i odpoczywanie nad basenem popijając koktajle i drinki z hotelowego baru. Podczas dziesięciodniowego pobytu w Chorwacji zwiedziliśmy Park Narodowy Krka i tak jak w Kanadzie nad wodospadem Niagara, tak i tutaj stateczkiem podpłynęliśmy pod sam wodospad Skradinski. Park Narodowy Plitwiczka jezera był kolejnym na naszej liście. Zwiedziliśmy go piechotą, później zorganizowane były wspinaczki, na którą ze Zbyszkiem poszliśmy. Nogi bolały niemiłosiernie lecz cały ten ból minął po skoku z wodospadu. Nie chciałam skakać, okropnie się bałam i wahałam się czy zrobić to czy nie. Siatkarz w końcu się zdenerwował i podniósł mnie. Zaczęłam się drzeć na niego i instynktownie oplotłam go nogami w pasie. Nie zdążyłam zaprotestować. Z pomocą Zbyszka skoczyłam z około 15 metrowej skały. Po skoku cieszyłam się jak dziecko. Chciałam jeszcze raz to zrobić lecz ponowne wejście zajęło by mi półtorej godziny, a z konta ubyło w przeliczeniu na polską walutę około dwustu złotych. Następne dni spędziliśmy "na walizkach". Najpierw na Istrze  jedeń dzień zwiedzaliśmy safari, a kolejnego dnia narzeczony uczył mnie grać w golfa. Na innych wyspach Chorwacji odpoczywaliśmy na plażach jak i również nurkowaliśmy i oglądaliśmy delfiny w delfinarium na wyspie Lošinj. Na sam koniec naszego pobytu wróciliśmy na wyspę Pag i skorzystaliśmy z nocnego życia na tej wyspie. Odwiedziliśmy mnóstwo klubów, czego skutkiem rano, a raczej popołudniu, był kac. W dzień powrotu ciężko było mi opuszczać ten przepiękny kraj. Zbyszek siłą zaciągnął mnie do wynajętego samochodu. Nie mogłam się opanować i kilka łez popłynęło mi po policzkach. Chłopak to zauważył i oczywiście wyśmiał mój obecny stan.

 I czego beczysz ? Zaraz będziesz marudzić i się denerwować, bo masz nie wodoodporny makijaż 
- Bo nie chcę wyjeżdżać ! A ty jesteś głupi ! Faceci to idioci ! Od tygodnia kretynie się nie pomalowałam, ale ty nawet w tych +10 soczewkach nie zauważysz tego ! 
- Spokojnie kochanie - zaśmiał się i przygarnął mnie ramieniem tak, że głowę miałam na jego klatce piersiowej - można tutaj zawsze wrócić na kilka dni, ale są też inne miejsca do zwiedzenia. Poza tym to nie koniec atrakcji piękna - ostanie słowo wyszeptał mi wprost do ucha. Ciarki miałam na całym ciele. 
- A co jeszcze mi pokażesz, hmmm ? 
- Niespodzianka - uśmiechnął się i nic już więcej nie powiedział. 

Zmęczona po nocnym imprezowaniu zasnęłam wtulona w niego i obudziłam się dopiero na lotnisku w Zadar. Czekaliśmy na nasz lot i gdy jedna z pań pracująca na lotnisku wypowiedziała lot do Rzymu, Zbyszek wstał i złapał rączkę walizki, a drugą rękę wyciągnął do mnie. Zdziwionym spojrzeniem popatrzyłam na niego.

- Ty żartujesz ? - zapytałam niepewnie łapiąc jego dłoń 
- Nie, mówiłem, że to nie koniec atrakcji - uśmiechnął się i pewniej objął moją rękę. 

Złapałam moją walizkę i razem z chłopakiem udaliśmy się na odprawę, a później do samolotu. Przelot trwał godzinkę. Z Ciampino Airport do hotelu w centrum miasta pojechaliśmy taksówką. Było już po dwudziestej pierwszej, mi się jeść nie chciało więc od razu po dotarciu do hotelu i zameldowaniu się runęłam jak długa na łóżko i zasnęłam. 
Następnego dnia Zbyszek miał do załatwienia kilka spraw. Gdy się obudziłam nie zastałam go w pokoju. Zostawił jedynie karteczkę z wiadomością 


Zobaczymy się dopiero na kolacji. Musze pozałatwiać kilka ważnych spraw więc może mi zając cały dzień. Jeżeli będę się spóźniać zacznij beze mnie. Kolacja zaczyna się o 20. 
Kocham Cię Miśka <3.

Uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki nalać wody do wanny. Wzięłam długą kąpiel. Postanowiłam wyjść na miasto. Ubrałam się w zwiewną, ciemnoniebieską sukienkę, a na nogi nałożyłam sandałki. Do ręki wzięłam kapelusz i torebkę. Zjadłam szybciutko śniadanie i ruszyłam na miasto. Ponownie zwiedziłam Forum Romanum, Kapitol, przeszłam się na schody hiszpańskie. Po drodze zaliczyłam cztery lodziarnie. Uwielbiam lody włoskie, są najlepsze na świecie ! Odwiedziłam też kilka sklepów. Około siedemnastej wróciłam do hotelu. Zbyszka dalej nie było. Pooglądałam telewizję i równo o dwudziestej zeszłam do restauracji, która umiejscowiona była na parterze budynku. Przy jednym ze stolików siedział mój narzeczony. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. W miłej atmosferze zjedliśmy obiadokolację. 
Następny dzień spędziliśmy już razem. Rano pojechaliśmy do Watykanu i trafiliśmy na audiencję papieską więc przyłączyliśmy się do zgromadzonego ludu na placu św. Piotra. Wysłuchaliśmy do końca słów papieża, a później poszliśmy na pyszną pizze, która znajduję się bardzo blisko bazyliki. Resztę dnia spędziliśmy na "szlajaniu" się po mieście. Zbyszek był dzisiaj nadzwyczaj podniecony. Bardzo dużo mówił, non stop się uśmiechał, obdarowywał mnie pocałunkami. Wieczorem siedząc na tarasie, popijając wino nie mogłam już wytrzymać, ciekawość wzięła górę. 

- Co ty dzisiaj taki podekscytowany jesteś ?- jako, że siedziałam między jego nogami, a plecy miałam oparte o jego klatkę piersiową, głowę, opartą o chłopaka ramię, podniosłam do góry by móc spojrzeć w jego oczy. Od razu dostrzegłam iskierki w oczach. Troszkę się przestraszyłam, bo narzeczony zawsze tak reagował jak był spragniony seksu, a ja nie byłam jeszcze gotowa. Po dłuższym milczeniu siatkarza lekko klepnęłam go w udo, co go to obudziło. Spojrzał mi w oczy i złożył drobny całus na ustach. 
- Obiecasz, że się nie zdenerwujesz jak to usłyszysz ? 
- Jak to będzie coś co mi się nie spodoba to i może cię tymi rączkami uduszę - zaśmiałam się i uniosłam dłonie w górę. 
- Chcę abyś była szczęśliwa, wiesz jak mi bardzo zależy byś miała wszystko i była zadowolona...
- Jestem szczęśliwa. Mam ciebie i w końcu zamieszkamy razem, chociaż ojcu i dziadkom to się nie będzie podobać, bo nie jesteśmy po ślubie.
- No właśnie co to tego ślubu ...- nie dokończył, a ja popatrzyłam się na niego z oczami jak pięciozłotówki 
- Co ty wygadujesz ?
- Zabijesz mnie za to.
- Gadaj co ty kombinujesz !!!
- Za tydzień się pobieramy - popatrzył mi prosto w oczy, a dla mnie świat się zatrzymał po usłyszeniu tych słów. 


*******
Witam Was !
Nie planowałam tego. Rozdział jest pisany "na spontanie", nic tutaj nie planowałam z góry.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza :D. To bardzo motywuje, a teraz kiedy całkowicie odechciało mi się tutaj pisać, może to sprawić, że na nowo zakocham się w moim " pierwszym dzieciątku". 
Zachęcam więc do napisania paru słów, wam to nie zajmie dużo czasu, a mi będzie niezmiernie miło czytać wasze słowa :).

Pozdrawiam Dooma :). 

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 62


Gdy było widać poprawę i sama ją odczuwałam, ktoś tam na górze musiał to spieprzyć. 
Po tygodniu prawie normalnego przesypiania znowu dostawałam ataków paniki. Nie przesypiałam nocy, non stop dręczyły mnie koszmary, miałam wyrzuty sumienia, jak i omamy. Gdy tylko zostawałam sama w pokoju słyszałam jego głos. Gdy się kąpałam i w pomieszczeniu unosiła się para myślałam, że stoi i opiera się o szafkę. 
Zaczęłam się oddalać od Zbyszka. Tak jak do tej pory chciałam być przy nim, przytulić się do niego i porozmawiać, tak teraz tego unikałam. Gdy tylko dotykał mnie, odskakiwałam przerażona ze łzami w oczach i uciekałam do łazienki. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi i przy nim mogę czuć się bezpieczna, ale wspomnienia powracały ze zdwojoną siłą. Nie chciałam by tak było, nawet kilka razy próbowałam się przytulić do Zbyszka w nocy, lecz zatrzymywało się na próbach. Nie byłam w stanie sobie z tym poradzić.
Po długiej rozmowie z mamą i Haną postanowiłam się ogarnąć. Nie mogłam się tak zachowywać. Bałam się, że rozwalę przez to związek, a to Zbyszka potrzebowałam teraz najbardziej. 
Po trzech tygodniach od wypadku zaczęłam wracać do siebie. Wychodziłam z pokoju, pomagałam przy gotowaniu pani Jadwidze, rozmawiałam jak dawniej z panem Leonem. Widziałam jak Zbyszek się cieszy. Jemu również było ciężko. Cierpiał razem ze mną. Chciał by ten cały ból przenieść na niego byleby tylko ja nie cierpiała.
W czwartym tygodniu pobytu w Rzeszowie wyszłam z Bobkiem na spacer. Rodzice Zbyszka wyjechali, a chłopak miał trening. Postanowiłam pokonać strach i opuścić budynek. Będąc na spacerze często się rozglądałam czy nikt za mną nie idzie, byłam podenerwowana, ale również podekscytowana, że w końcu coś idzie do przodu. Rzucając piłeczkę Bobkowi, zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Nie zwracałam uwagi na nikogo, pies się z tego cieszył, bo co chwilę biegał jak zwariowany za zabawką. Zrobiłam mu kilka zdjęć, a jedno z nich wstawiłam na "Instagrama". Po dwudziestominutowym spacerku wróciliśmy do domu. Zwierzak rozłożył się na ciepłych kafelkach w łazience, a ja postanowiłam zrobić obiad. Przeglądając szafki chłopaka natknęłam się na ryż włoski. Od razu pomyślałam o risotto. Dawno nie jedliśmy tego dania, a Zbyszek nigdy nie próbował risotto z przepisu taty. Dla niego zrobiłam z grzybkami, a dla siebie klasyczne "Risotto al gorgonzola".Nie mam pojęcia jak wszystkie składniki ( i nawet kilka innych) znalazło się w kuchni siatkarza. Pokroiłam produkty, każde według przepisu wrzuciłam do odpowiednich garnków, patelni i podsmażyłam. Gdy kawałki cebulki się zaszkliły dodałam ryż. Później stopniowo dodawałam bulion. Zapach unoszący w kuchni przypominał mi czasy dzieciństwa. Mama zawsze robiła risotto w piątki. Nie mam pojęcia dlaczego w ten dzień. Tata uważał piątek za najważniejszy dzień w tygodniu ( oczywiście po niedzieli). Rozmyślając i myślami będąc w "czasach dzieciństwa" nie usłyszałam jak Zbyszek wrócił do domu. Otrząsnęłam się dopiero jak usłyszałam dźwięk odkładanych kluczy na komodę i spadającą torbę na podłogę. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach w stronę drzwi wejściowych do kuchni i ujrzałam stojącego chłopaka trzymającego średniej wielkości bukiet kwiatów. Z większym uśmiechem podeszłam do Zibiego. 

- A to z jakiej okazji ? - objęłam jedną ręką szyje siatkarza i pociągnęłam lekko w dół, by się zniżył. Gdy był na odpowiedniej wysokości pocałowałam go w policzek. Zdjęłam rękę z szyi i przyglądnęłam się uważniej bukietowi. Róże w pastelowych odcieniach i jeszcze jeden rodzaj kwiatu, którego nie znałam. Kwiaty łączyła jasnoniebieska wstążka. Są przepiękne. Tak mi się podobają, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Chłopak podał mi je i pocałował w czoło.
- A tak bez okazji - uśmiechnął się szeroko i podszedł do lodówki wyciągając butelkę wody.
- Ja już wiem za co - zaśmiałam się i odstawiłam kwiaty na blat. Wiedziałam, że zobaczył zdjęcie na portalu społecznościowym. Pomieszałam ryż i poszukałam w szafkach dzbanka na kwiaty. Gdy już udało mi się znaleźć szklane naczynie wlałam chłodną wodę i odebrałam od chłopaka kwiaty. Postawiłam w salonie na zastawionym naczyniami stole. Wracając do kuchni zauważyłam jak Zbigniew stał już przy garach i "próbował" obiadu. Wzięłam w dłonie ścierkę i trzepnęłam go w pośladki. Wrzasnął przestraszony i za pewnie poparzony. 
- Nie podjadaj ! Tego nie wolno podjadać ! Trzeba instynktownie gotować, a nie próbować- popatrzyłam na niego z mordem w oczach lecz po chwili zaśmiałam się. Biedy, stał i ssał dolną wargę. 
- To bolało i jeszcze przez ciebie się poparzyłem - obrażony odwrócił się i zmoczył dłoń zimną wodą, a później przyłożył ją do ust. 
- No chodź tu obrażalski - zaśmiałam się i pociągnęłam go za rękę. Objęłam jego szyję tak jak wcześniej i złożyłam drobny pocałunek na jego ustach. Oderwałam się i pokręciłam głową.
Wróciłam do dokończenia obiadu, a chłopak poszedł się odświeżyć. Po godzinnym gotowaniu obydwa garnki zdjęłam z gazu. Do obydwu dań dodałam starty parmezan, doprawiłam solą i pieprzem. Drewnianą łyżka ładnie ułożyłam potrawę na talerzu. Do wersji z grzybkami dodałam na wierzch kilka listków natki pietruszki. Zbyszek nalewał białe wino do kieliszków z wysoką nóżką. Ja odmówiłam, nie miałam ochoty na alkohol. Na miejscu jasnego trunku chłopak nalał mi wody. Przy stole siedzieliśmy kilka godzin. Rozmawialiśmy jak dawniej. Zbyszek w lipcu ma podpisać kontrakt z włoskim klubem. To właśnie był główny temat naszej rozmowy. Byłam dumna z siatkarza, serie A1 jest jedną z najsilniejszych w Europie i to właśnie w tej lidze mój narzeczony będzie grał. Jakoś nigdy nie żałowałam planów zawodowych chłopaka. Długo podejmował decyzje, w myślach grupował plusy i minusy, dyskutował z ojcem. No wyjątkiem był spontaniczny wyjazd do Rosji, ale szczegółów nigdy nie poznałam i chyba nie poznam. Wieczorem Zibi pojechał na trening, a ja wzięłam długą kąpiel i zadzwoniłam do Magdy. Rozmawiałam z dziewczyną do przyjścia siatkarza. Po zakończeniu rozmowy zrobiłam wykończonemu chłopakowi kanapki i gdy zjadł i umył zęby, położył się obok mnie, przytulił, głowę chowając w zagłębienie szyi, momentalnie zasnął. Ja zasnęłam godzinkę później, dokańczając czytać notatki przesłane przez koleżankę z grupy. 

Następne dni wyglądały podobnie. Zbyszek chodził na treningi i grał mecze, ja siedziałam w domu, przygotowywałam mu obiady i kolację, czasami jeżeli wstałam wcześniej udało mi się zrobić śniadanie. Co kilka dni posprzątałam mieszkanie, wychodziłam z Bobkiem, gościłam dziewczyny siatkarzy gdy miały wolne, a nasi ukochani mieli trening. Narzeczony wracał wieczorami wykończony, czasami nie miał nawet ochoty zjeść kolacji, od razu kładł się spać. Ciężko trenowali, chcieli dojść do finałów i zdobyć mistrzostwo Polski. Gdy on regenerował siły, ja nadrabiałam zaległości na uczelni, czytałam notatki, patrzyłam na wykresy i próbowałam coś z nich wyczytać lecz gdy dłużej przypatrywałam się im i łączyłam je z odpowiednimi notatkami tym bardziej nie rozumiałam czego się uczę. 

Po półtora miesiąca po wypadku wróciłam do Katowic. Cieszyłam się z powrotu do domu. Szybko nadrabiałam zaległości, pomogła mi w tym Kasia, koleżanka z grupy. Co dwa dni spotykałyśmy się u mnie i wszystko mi tłumaczyła. Dziewczyna mieszka w akademiku, a z racji, iż unikam miejsc publicznych ( oprócz uczelni), a akademik nie jest odpowiednimi miejscem do nauki, zaproponowałam jej, że będziemy się spotykać u mnie. Nic nie wie o wypadku, nikt z tego otoczenia nie wie, nawet nie wszyscy siatkarze o tym wiedzą. Michał z Moniką nie mają pojęcia, że coś mi się stało. Krzysiek wie, bo Iwonka niechcący mu powiedziała. Z resztą to nie jest wiadomość by się tym chwalić, ja się tego wstydzę i im mniej osób to wie tym lepiej. 
Marzec i kawałek kwietnia minęły spokojnie i bez żadnych sensacji. Pierwszego marca, w moje 20 urodziny, przyjechał Zbyszek z rodziną Ignaczaków i zrobiliśmy małą domówkę. Kubiak z dziewczyną, kilku siatkarzy Jastrzębskiego i Kasia ze swoim chłopakiem również się zjawili. Oczywiście Madzia ze swoim lubym to były pierwsze osoby, które złożyły urodzinowe życzenia. W ten dzień zapomniałam o wszystkim, bawiłam się pierwszy raz od dawna, nie przejmowałam się niczym ( no chyba, że zabraknie przekąsek lub alkoholu). Zabawa trwała do samego rana. Ignaczaki ulokowali się w pokoju dla gości, a dzieci położyliśmy w salonie. Spaliśmy do południa, później posprzątaliśmy i wyszliśmy na miasto by zjeść obiad. Nie podobał mi się ten pomysł, ale Zbyszek mi obiecał, że nic mi się nie stanie. Wyjechali wieczorem, ja z Madzią posprzątałyśmy po imprezie. 
Resovia dzielnie walczyła, ciężko pracowała by dostać się do finałów. Marzenia stały się realne i po wykańczających walkach o pierwsze miejsce zdobyli upragniony złoty medal mistrzostw Polski. Zaksa również nie chciała odpuścić lecz to klub z Rzeszowa jako pierwszy wygrał 3 mecze. Wszystkie spotkania pasiaków oglądałam w telewizji. Nie byłam w stanie być z nimi na hali i przebywać z kilku tysięczną publicznością. Gdy ostatnia piłka kończąca mecz uderzyła w parkiet, zaczęłyśmy skakać po całym salonie. Krzyczałyśmy, śmiałyśmy się, śpiewałyśmy resoviackie przyśpiewki, aż w końcu coś musiało się stać. Magda poślizgnęła się na świeżo wypastowanej podłodze i w geście odruchowym złapała mnie za skrawek koszulki. Również zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą, dziewczynę przez przypadek uderzyłam ręką w głowę, ucierpiało moje biodro i mój łokieć. Leżąc na ziemi współlokatorka parsknęła śmiechem, ja to pochwyciłam, zaczęłam się histerycznie śmiać. Zaraziłam tym też dziewczynę. Po tym "ataku", który swoją drogą dość długo trwał, napisałam sms do siatkarza


Królowa <3
"Jestem z ciebie bardzo dumna <3. Zagrałeś rewelacyjnie mecz i nie wiem czemu to ty nie masz tej statuetki. Pogratuluj Oliegowi za wspaniałą grę i za tą przeklętą statuetkę. Macie ode mnie i Madzi buziaki za tą wygraną. Ode mnie ty masz największego kochanie :*. Kocham cię Zibson :*<3"

Wiedziałam, że teraz świętują i, że może zobaczyć tego sms jutro. Nie dzwoniłam, bo i tak by nie odebrał. Zgłodniałam więc zrobiłam szybką zapiekankę, a później wzięłam leki. Szybciutki prysznic i mogłam pójść spać. Morfeusz szybko zabrał mnie do swojej krainy. 
Następnego dnia wstałam wcześniej. Na dziewiątą postanowiłam iść do kościoła. Za oknem świeciło słoneczko, temperatura na termometrze ułożyła się w ładną liczbę. Nie było za zimno na dworze, ale sukienkę bez rajstop ubrałaby tylko wariatka. Postawiłam na jasne boyfriendy, nierozpinaną bluzę z dużymi, białymi kropkami, pod tym klasyczny, czarny komplet bielizny. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nie robiłam makijażu. Nie mogłam nigdzie znaleźć czarnych trampek więc założyłam czarne baleriny. 
Po mszy wskoczyłam do pobliskiego lidla i zrobiłam małe zakupy. Dzisiaj chłopak Madzi robił obiad. My do końca dnia nic nie robiłyśmy. Siedzieliśmy w trójkę przed telewizorem i oglądaliśmy na zmianę "Dr. House" z serialami na "tvn style". Po południu otrzymałam wiadomość od Zbyszka

Zbysław
"Chłopaki pozdrowieni i również przesyłają całusy. Dziękuje za miłe słowa, jestem przeogromnie szczęśliwy. Muszę pozałatwiać kilka spraw w klubie, później jadę do Wawy, bo mama mi już truje dupę, żebym przyjechał ( chociaż na finale byli :P), za tydzień jakoś wpadnę do was. Szykujcie dobry obiadek dla MISTRZA ! Kocham cię skarbie, uważaj na siebie :* <3. "

Tak jak napisał był po tygodniu ze złotym medalem na szyi. Wpadam mu w ramiona, mocno przytulając się do niego. Oczywiście obiad godny mistrza też był. Rosół, z drobno pokrojoną, w kosteczkę marchewką i troszkę pietruszki. Na drugie danie ziemniaczki z roladką schabową z ogórkiem i miks sałatek. Obiad mu bardzo smakował, a my ze współlokatorką się z tego cieszyłyśmy. Do wieczora spędziliśmy czas w sypialni, leżąc w łóżku. Zbyszek opowiadał jak minął mu ten tydzień. Rozmawiał także przez ten tydzień z obecnym szkoleniowcem reprezentacji i jak się okazało nie został powołany do kadry. Widać, że ta decyzja go boli, jest młody, utalentowany i chciałby jeszcze trochę pograć. Decyzje trenera komentuje tak :" nie będę się pchał, gdzie mnie nie chcą". Jest mi przykro, bo widzę, że i on nie jest zadowolony tą wiadomością i na pewno długo będzie ją przeżywał. Jedynie co go pociesza to długie wakacje, na które niestety będzie musiał poczekać do lipca. 
Do tego czasu chłopak jeździł między Warszawą, a Katowicami. Na tydzień przed planowanym naszym wyjazdem na wakacje pojechał do Włoch by podpisać kontrakt, ugadać się co do miejsca zamieszkania. 
Mój rok akademicki zakończył się dokładnie 1 lipca wraz z ostatnim egzaminem z "Edukacji zdrowotnej" i to właśnie ten przedmiot poszedł mi najlepiej. Szczerze mówiąc był to mój najgorszy rok ze wszystkich w mojej edukacji. W indeksie będą same trójki, a z czego udało mi się ściągnąć to może dostanę za to cztery. 
Tego samego dnia składałam wniosek o zwolnienie dziekańskie. Niestety nie przydzielają zwolnień za takie powody jak mój. Zadzwoniłam do taty w tej sprawie i jak się później dowiedziałam, domyślał się, że tak może się stać. Podzwonił po swoich znajomych, ( a z natury, Włosi są bardzo pomocni) jeden z przyjaciół taty podejmie się tego wyzwania i weźmie mnie do swojej grupy na praktyki. Głównie to będę się uczyć i przypatrywać co oni robią. Tak więc składałam wniosek o nieobowiązkowe praktyki za granicą jak i wniosek o zwolnienie dziekańskie na cały rok akademicki. Przyznam trochę papierkowej roboty z tym było. 
Po południu byłam już wolna. Razem z chłopakiem pojechaliśmy do galerii handlowej by zakupić potrzebne rzeczy na wyjazd. Wiedzieliśmy, że dzisiaj Madzia wychodzi na imprezę więc w domu nikogo nie będzie. Kolację zjedliśmy na mieście. Do domu wróciliśmy nocą, szybko się wykąpaliśmy i zmęczeni, od razu po położeniu głów na poduszki zasnęliśmy. 


*******
Witam Was moje Kochane :*
Kończąc szkołę, obiecałam sobie, że najpierw muszę odpocząć. Zrelaksować się, zresetować i zapomnieć o tym roku szkolnym. Nie poszedł najlepiej, ale nie będę Was tym zanudzać. 
Od razu napisze, troszkę się w tej notce rozpisze :D. 
Po pierwsze, postaram się dodawać częściej rozdziały choć nie wiem jak z tym wyjdzie.
Po drugie, trzeba przyśpieszyć tę historię. Tak przeglądając moje wpisy zauważyłam, że za bardzo się skupiam na jednej sytuacji.
Po trzecie, chciałabym przeprosić Was wszystkie za moje nieobecności tutaj. Ten rok nie należał to łatwych. Teraz też nie będzie łatwo, bo zdałam do klasy maturalnej i przede mną, jak sama nazwa wskazuje, matura. Do września chciałabym zakończyć to opowiadanie, by nie martwić się, że nie opublikowałam rozdziału.
Mogę Wam też zdradzić, że w tamtym roku utworzyłam nowego bloga. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to od września zaczną się pubikacje ( może i wcześniej), ale wszystkie rozdziały muszą być napisane. Tak bym się o nic nie martwiła. 
Po czwarte, troszkę przyśpieszyłam braki powołań do kadry Zbycha. Jak wiadomo, w 2013 jeszcze grał w reprezentacji, ale na potrzeby opowiadania musiałam to zrobić. 

Po piąte, zachęcam do komentowania. Jest to dla mnie ogromnie ważne. Wiem, że każda, która czyta to jest w stanie napisać choćby jedno zdanie, może być nawet zwykły uśmiech :). Od zawsze to mówiłam, że każde Wasze słowo jest dla mnie ważne, nawet jeżeli jest to krytyka. Nawet nie wiecie jak się cieszę, gdy ujrzę pod postem komentarz. Dla mnie jest to bardzo motywujące, wiem, że czytacie i jesteście zainteresowane losami Dominiki i Zbyszka. 
Opcja pisania z anonima jest nadal włączona więc i wy Drogie Anonimki może śmiało pisać :D. 

Wakacje czas rozpocząć ! Życzę wszystkim udanego, BEZPIECZNEGO i najlepszego wypoczynku :D ! Mam nadzieję, że studentom egzaminy poszły śpiewająco :D. Jeżeli nadal trwają to życzę Wam abyście dobrze je napisali :). Niech w indeksach pojawią się piąteczki :D. 
Pozdrawiam Dooma :).