środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 48


" Jest tylko jedno szczęście w życiu, kochać i być kochanym "

W mieszkaniu Zbyszka pomału panował porządek. Zostało już tylko drobne porządki i wynieść wszystkie kartony do garażu. Jutro ma się odbyć parapetówa i musimy się z tym uwinąć jeszcze dzisiaj do 16, bo później trzeba zrobić zakupy spożywcze. Jest godzina 13, Zbyś układa wszystkie pierdółki w salonie, a ja w sypialni wieszam firanki. Pościel już ubrana w prześcieradło, ubrania są ułożone w garderobie ( nawet i moje się tam znalazły :P). Zostały jeszcze 2 pokoje gościnne, przy których mam nadzieję, że chłopak mi pomoże. 
Przez te 3 dni pobytu w Rzeszowie nasze stosunki z siatkarzem się poprawiły. Mówimy sobie o wszystkim nawet jeżeli ma to boleć, bo w końcu obiecaliśmy sobie szczerość i mówienie o wszystkim. Na razie, aż takiej tragedii nie ma, byśmy chodzili i zabijali się wzrokiem. Spędzamy razem czas, niestety tylko rano i wieczorem gdy Ignaczaki już pójdą i zostaniemy w mieszkaniu sami. Po południu robimy wszystko by wysprzątać dom do imprezy. Wieczorami jesteśmy tak padnięci, że zasypiamy natychmiast  przytuleni do siebie. Jestem szczęśliwa, że dałam mu kolejną szansę. 
Zaczepiam na ostatnią żabkę koniec firanki i musiałam stanąć na palcach mimo to, że stałam na krześle. W pewnym momencie zabolało mnie podbrzusze. Pomału zeszłam z krzesła i usiadłam na podłodze opierając się plecami o ścianę. Próbowałam oddychać pomału i głęboko ale z każdym większym wdechem bolało jeszcze bardziej. Przestraszyłam się bo nie chce mieć powtórki z liceum. Trzymając się za brzuch, biorąc małe porcje powietrza do ust, próbowałam się uspokoić, chociaż z każdą minutą coraz bardziej się denerwowałam i bardziej mnie bolało. Zaczęła mi lecieć krew z pochwy. Przeraziłam się. Pierwsze co mi przyszło do głowy, że byłam w ciąży i poroniłam. Zaczęłam histerycznie płakać. Resztkami sił zawołałam Zbyszka. Przyszedł bardzo szybko. Gdy mnie zobaczył był przerażony.

- Misia co jest ?- zapytał podbiegając do mnie i klękając
- Brzuch boli - powiedziałam płacząc - Ja krwawię- wpadłam w histerię. Nigdy tak w życiu się nie bałam. 

Mimo, że siatkarz również się bardzo bał, zachował trzeźwy umysł. Zabrał moją torebkę i swoją. Wziął kluczyki od auta, ręczniki i koc. Przyszedł po mnie, owinął w ten koc i wziął na ręce. Szybko zniósł do samochodu. Traciłam dużo krwi. Nie wiedziałam co się działo i pomału traciłam kontakt z rzeczywistością. Po niecałych 15 minutach byliśmy w szpitalu. Zabrali mnie na SOR i robili badania. Ja odpłynęłam chwile po przybyciu na oddział. Gdy się obudziłam byłam w przytulnej sali. Obok mnie leżała kobieta z dużym brzuszkiem. Zauważyłam, że byłam podłączona do kroplówki i do jakiejś czerwonej rurki jak się później okazało przetaczali mi krew. Do sali wszedł Zbyszek z lekarką, rozmawiali co czymś. Gdy mnie zauważyli uśmiechnęli się. Chłopak usiadł na krzesełku obok łóżka i złapał moją dłoń. 

- Dzień dobry. Nazywam się Dorota Michnik i będę Pani lekarzem przez najbliższy czas. Jest Pani obecnie na oddziale ginekologicznym.
- Pani doktor co się stało ? Skąd ta krew ? Czy ja byłam w ciąży ?- to ostatnie pytanie przeszło mi ledwo przez gardło.
- Spokojnie - uśmiechnęła się ciepło, także jak Zbyszek usiadła na krzesełku.-Pękł Pani jajnik. Musieliśmy operować, ale już jest wszystko w porządku. Straciła Pani dużo krwi dlatego musieliśmy ją przetoczyć. Pobędzie Pani przez kilka dni w szpitalu, później wraz z wypisem dostanie Pani receptę z lekami, które musi Pani wykupić. Później powiem jak będzie Pani musiała funkcjonować i jak brać te leki. Teraz niech Pani odpoczywa i się niczym nie stresuje.
- Ale jak to się stało ?
- Są różne przyczyny pęknięcia jajników. Mogą to być problemy hormonalne albo nawet przeciążenie. W Pani przypadku było to przeciążenie. Z tego co Pani chłopak mówił wieszałaś firanki i musiałaś naprężyć mięśnie przez co jajnik pękł. Może byłaś w okresie owulacji ?
- Prawdopodobnie - odpowiedziałam po dłuższej chwili
- No to wszystko się zgadza. Proszę się nie denerwować i zamartwiać. Wszystko już jest w jak najlepszym stanie i za kilka dni wyjdzie Pani ze szpitala. Przepraszam, ale muszę już iść. Jakby coś się działo proszę nacisnąć ten guzik na pilocie - pokazała zielony guziczek, który był umiejscowiony na pilocie. Uśmiechnęła się i wyszła z sali. 

Kilka łez spłynęło mi po policzku, co Zibi od razu zauważył i starł je kciukiem. Odwróciła głowę w przeciwną stronę. Czułam się skrępowana i zawstydzona, chociaż nie wiem dlaczego. Rozpłakałam się. 

- Domiś czemu płaczesz ? Przecież już jest wszystko okey. 
- Masz przeze mnie same problemy, które tak naprawdę nie powinny ciebie dotyczyć. Jedź do domu i zajmij się sprawami, które nie dokończyłeś. Zaraz zaczynasz sezon, a jeszcze masz mieszkanie niedokończone- mówiłam to patrząc na niego. Widziałam po jego wyrazie twarzy, że nie rozumie co ja mówię. Ponownie obróciłam głowę.
- Skarbie popatrz na mnie - złapał delikatnie podbródek i obrócił moją twarz w kierunku swojej- Twoje problemy to także moje problemy. Nie sprawiasz mi żadnych trudności. Zostanę z tobą, bo jesteś moją dziewczyną i Cię Kocham i nie mógłbym Cię tak zostawić tutaj. Nie płacz już, bo nie lubię Cię takiej zapłakanej widzieć. Kocham Cię smerfie i nie zostawię Cię już nigdy. - starł kolejne łzy, które spływały po policzkach.

Pod wpływem tych słów, które wypowiedział rozpłakałam się jeszcze bardziej. Zbyszek przytulił mnie, głaszcząc i całując w głowę. Po kilkunastu minutach płakania zrobiłam się senna i zasnęłam wtulona w chłopaka. 

Kolejne dni wyglądały do siebie podobnie. Przez pierwsze 3 dni musiałam leżeć, później krótkie spacerki po korytarzu. Branie leków i te okropnie jedzenie szpitalne troszkę mnie podłamywało. Zbyszek przychodził to zawsze jakieś obiadki mi przynosił, a Ignaczakowie to już nie wspomnę. Ci to jakby mogli to całą kuchnię by przetransportowali, ale nie narzekałam, bo koktajle i chlebek własnej roboty to jest niebo w gębie. Parapetówa niestety musiała zostać przeniesiona. Szłam spacerkiem po oddziale. Przechodziłam obok sali z noworodkami, przystanęłam i popatrzyłam na te małe kruszynki. Uśmiech sam wkradł się na usta. 

- Który maluszek jest pani ? - zapytała kobieta przystając obok mnie i także patrząc na dzieci.
- Żadne. Przechodziła obok i tak wyszło, że tutaj jestem - uśmiechnęłam się do kobiety.  
- Jest pani młoda i nie chce pani mieć takiego maluszka ?
- Aż za młoda- zaśmiałam się - dopiero zaczynam studia i nie czas na dzieci. Mój partner na pewno by nie chciał w tej chwili potomka. Za kilka lat czemu by nie, ale jeszcze nie czas. 
- Przepraszam, że zapytam, ale ile pani ma lat ?
- Dwadzieścia.
- O to jednak jest pani młoda choć na tyle nie wygląda - uśmiechnęła się co i ja odwzajemniłam
- Wiele mi to osób powiedziało. A które jest pani ?
- To w zielonej czapeczce w kwiatkiem - uśmiech nie schodził jej z twarzy- Ma na imię Zosia. Urodziła się 2 dni temu i jest całkowicie zdrowa, choć podejrzewali u niej zespół Turnera i Edwardsa. Mąż to świra dostał na jej punkcie - obie się zaśmiałyśmy.
- Gratulacje i życzę oby urosła zdrowa oraz kolejnych pociech - uśmiechnęłam się i przytuliłam kobietę.
- Dziękuje i ja również życzę zdrowia dla pani i jak najszybciej urodzenia maluszka. Dzieci to sama przyjemność i najlepsze co może nas spotkać.
- Dziękuje, choć z tym dzieckiem to za parę lat. 

Przeprosiłam kobietę i poszłam w kierunku sali gdzie przebywałam od kilku dni. Zbliżała się godzina, o której Zbigniew zazwyczaj przychodził i na pewno już jest i się denerwuje, że mnie nie ma. I tak było tym razem, gdyż siedział na korytarzu i stukał nerwowo palcami o udo co zawsze tak robił jak był zdenerwowany.

- Zaraz Ci żyłka pęknie i będziesz brzydki jak tak dalej się denerwować będziesz - zaśmiałam się stojąc przed nim.
- Przynajmniej będę miał kogo o to oskarżyć - również się uśmiechnął. Wstał i pocałował mnie tak jak zawsze, delikatnie, ale zarazem namiętnie. Tak jak to kochałam. 
- Chodź do sali bo się zmęczyłam - ten tylko się zaśmiał i zaprowadził mnie do pokoju.

Tam zapytał o dzisiejszy dzień, ja ja mu opowiedziałam wszystko uszczególniając ten moment gdy byłam na oddziale z noworodkami.  


*****
Siemaneczko !!!
Nie ma to jak być chorym w lato ! Dlatego rozdział jest dzisiaj choć planowałam dodać w poprzedni weekend, ale od piątku choruje :(. 
Mimo, iż wirus dopadł wena mnie nie opuściła :), ale nie miałam siły na nic :/.
Wakacje tuż tuż ! :D. 
Chłopaki szaleją na parkietach zarówno z kadry A jak i B :D. Bardzo mnie to cieszy i niech wygrywają medale !

Komentujcie, bo wasze słowa dają mi kopniaka by pisać kolejne rozdziały :D !

Pozdrawiam z chorobowego Dooma :). 


czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 47


" Są momenty kiedy uśmiech nie może Ci zejść z twarzy...
Ach ta miłość"

24 sierpnia w piątek Zbyszek wyjeżdżał do Rzeszowa. Do tego czasu pomagałam mu spakować najpotrzebniejsze rzeczy, które przydadzą się mu na miejscu ( czyli 3/4 mieszkania ). Było tego mnóstwo i ledwo połowa się zapakowała do samochodu. Drugą połowę ( z mniej ważnymi rzeczami, ale mu przydatną ( znając życie i tak nie wykorzysta tego)) zostawił u mnie i ma przyjechać po to jak się nadarzy okazja odwiedzenia mnie. Jechałam z nim by pomóc mu to potem rozpakować i zobaczyć jego rzeszowskie gniazdko. Po tygodniu muszę się zmywać na ślub mamy i Bartka, na którym Zbyszka nie będzie. Jest mi przykro, ale zaczyna sezon i musi uczestniczyć w treningach. W końcu związałam się ze sportowcem i muszę to uszanować. Byliśmy już niedaleko miasta Resoviaków i zamieniałam się miejscami z atakującym. Prowadziłam jakiś czas, a że dojeżdżaliśmy na miejsce to chciałam usiąść na miejsce pasażera, bo nie lubię prowadzić w "obcych " miastach. Wjeżdżając do miasta dostałam od mamy MMS ze zdjęciem w sukni ślubnej. Rodzicielka ma już suknie, zwykłą prostą, obszytą koronką. Kupiła ją dawno, a zachciało się jej wyglądać jak księżniczka więc kupuje nową. Na zakupach były z tego co widziałam odbijających się w lustrze Wiki, Mania, pani Helenka ( przyjaciółka z pracy ) no i oczywiście babunia. Uśmiechnęłam się i odpisałam, że mi się nie podoba i tą co ma jest o wiele lepsza.

- Co się tak uśmiechasz ? - zapytał chłopak kładąc dłoń na moje udo.
- Mama wybiera kolejną suknię ślubną - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Dzisiaj nadzwyczaj byłam radosna mimo to, że mój chłopak zamieszka ponad 200 kilometrów ode mnie. Położyłam swoją dłoń na jego i lekko gładziłam kciukiem. 
- Przepraszam Cię, że nie mogę być tam z tobą. 
- Zbyś masz treningi, sezon ligowy tuż tuż, musisz się przygotowywać, rozumiem to - pocałowałam co w policzek. Z racji iż staliśmy na czerwonym świetle, krótki pocałunek w policzek przerodził się w namiętny i długi buziak w usta. 

Po 15 minutach znaleźliśmy się w na osiedlu. Piękne i nowoczesne, strzeżone. No klub dba o zawodników. W mieszkaniu nie było lepiej. Cudo nad cudami. 

- Dlaczego ja tu nie mieszkam ?- zapytałam siatkarza wchodząc do salonu z aneksem kuchennym. Oczy miałam jak pięciozłotówki. 
- Zawsze możesz się przeprowadzić. Drzwi dla ciebie są zawsze otwarte - wyszeptał do ucha, jednocześnie przytulając się do moich pleców. 
- Jeszcze 5 lat - odwróciłam się w jego stronę tak, że byliśmy naprzeciwko siebie. Poklepałam go po policzku i się zaśmiałam.
Wszystko z samochodu walało się na przedpokoju. Zbyszek nieoczekiwanie szybko wziął mnie na ręce, przestraszyłam się więc pisnęłam na co chłopak zaśmiał się. Wszedł do sypialni. Położył mnie na łóżko, a sam zawisł nade mną. Zaśmiałam się po czym wpił się w moje usta. Oboje byliśmy spragnieni bliskości. Po kilku minutach włożył rękę pod moją koszulkę, a jego usta powędrowały na moją szyję. 

- Zbyszek mieliśmy się nie śpieszyć - wplotłam rękę w jego kruczoczarne, gęste włosy i przymknęłam oczy by jeszcze bardziej delektować się tą chwilą przyjemności 
- Yhyyyy- wymruczał tuż przy moim uchu po czym je przegryzł, a mnie bardziej rozpalił. Pozbył się swojej koszulki, a zaraz mojej. Gdy byliśmy w bieliźnie, odezwał się siatkarza telefon.
- Odbierz - nalegałam, ale ten ani drgnął, dalej obdarowywał pocałunkami moje ciało schodząc z szyi na obojczyki. Czułam, że te dzwonienie go irytowało więc przestał wykonywać swoją dotychczasową czynność i podszedł do spodni, wyciągając urządzenie. Skrzywił się i odrzucił połączenie. Pierwszą myśl, która mi przyszła, że to Aśka, nie byłam pewna więc zapytałam
- Kto to ?
- Mama - pokazał telefon i ponownie złożył pocałunek na moich ustach. Oderwałam się szybko od niego i popatrzyłam wzrokiem jak na wariata
- Zbigniewie Bartmanie ! Czy ty odrzuciłeś połączenie od mamy ? 
- Tak ? - popatrzył się na mnie podnosząc prawą brew
- Boże ! Kretynie ! - uderzyłam go w potylicę 
- Ała
- Oddzwoń do niej !
- Jestem zajęty, zadzwonię później. Na każdym kroku mnie kontroluje odkąd się dowiedziała, że nie jesteśmy razem. 
- Dzięki Bogu, że cię kontroluje. Oddzwoń, później dokończymy - pocałowałam szybko zbyszkowe usta i zabrałam jego koszulkę, bo nie będę paradować w samej bieliźnie. Weszłam do przepięknej kuchni i nalałam do szklanki wodę. Jednym duszkiem wypiłam połowę wody i odstawiłam na blat.Wyjrzalam przez okno. Widoki były nieziemskie. Mieszkanie było umiejscowione na samej górze wieżowca. Widok na miasto, musi pięknie wyglądać wieczorem. Usłyszałam, że Zbyszek idzie w moją stronę nadal dyskutujac z mamą. Gdy się odwróciłam siatkarz przełączył na głośnomówiący. Położył telefon na blat i tak jak ja nalał wody do szklanki, tylko on wypił całą. Podszedł do mnie i przytulil się. Wariuje jak on jest bez koszulki. Klatę ma boska !

- Mamo ile razy mam tobie powtarzać, że nie jestem dzieckiem i nie musisz mnie kontrolować !
- Jakoś Dominikę przez własną głupotę musiałeś stracić ! Tak idealną kobietę zdradzić to trzeba być idiota jak ty! Tylko ty masz takie pomysły dziecko ! I w kogo ty się wrodziłeś ? - słysząc słowa mamy Zbyszka jakoś cieplej zrobiło mi się na sercu. 
- Mamo no! 
- Nie krzycz na własną mamę - powiedziałam i ponownie go uderzyłam tylko teraz w ramie 
- Czy ja dobrze słyszę ? Zbyszek no żeś! Czy ty oszalałeś ?! Dziwkoland robisz ze swojego mieszkania ! - myślałam, że wybuchnę ze śmiechu razem z chłopakiem po usłyszeniu tych słów- Boziu gdzie ty trzymasz tak wspaniałą kobietę ? 
- Mamo Miśka stoi przy mnie i właśnie przerwałaś nam jakże wspaniałą chwile. A może byś się teraz wnuka spodziewała ?- woda, która piłam wylądowała na podłodze. Popatrzyłam na siatkarza z oczami typu o.O. Ten się zaśmiał i mnie pocałował
- No żeś do reszty zgłupiał Zbigniewie. Takie rzeczy matce mówić ?!  Ty się bierz lepiej do roboty byś odzyskał Dominikę, a nie za płodzenie dzieci, bo to i na złe wyjdzie ! 
- Spokojnie pani Jadziu jeszcze matką nie chce zostać - uśmiechnęłam się - a z pani synem już wszystko wyjaśnione i jesteśmy znowu razem - przytuliłam się do wielkoluda. 

- Leon dzieciaki są znowu razem !
- Które ?
- No jak to które! Dominika i Zbyszek !
- Tak Ci przypominam kochanie, że mamy jeszcze córkę.
- Ale ona już ma męża więc się nie liczy !- śmialiśmy się razem z siatkarzem słysząc rozmowę państwa Bartman  

- Dziękuję ci bardzo, że wybaczyłaś temu idiocie, bo on by zginął bez ciebie. Jesteś aniołem kochanie. 
- Spokojnie - zaśmiałam się - bez tego idioty to ja żyć nie potrafię - pocałowałam go w policzek i przytuliłam się mocniej. 
- Dziękuję, że się tak pięknie o mnie wyrażacie !- powiedział chłopak, a my się zaśmiałyśmy. 
- Zasłużyłeś sobie na to synu !  A teraz szybko przyjeżdżajcie, bo Leon ciągle mi marudzi byś przyjechała i zrobiła tarte, bo mu bardzo smakowała. 
- Wiem, że zasłużyłem i żałuję tego i obiecuję, że to już się nie powtórzy - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, a mi się zachciało płakać. Wzruszył mnie tymi słowami. - A przybędziemy za trochę, bo ja zaraz zaczynam treningi a Miska zaraz jedzie na ślub mamy i zaczyna studia więc na razie nas nie zobaczysz. 
- Ale macie mi się pojawić w Warszawie jak znajdziecie czas. Nie przeszkadzam wam już. Kocham cię synku i nie zapomnij od czasu do czasu zadzwonić do mnie. Dominisiu dla ciebie też buziaki. Papa
- Dziękuję bardzo i na pewno się niedługo pojawimy. Pozdrawiam i proszę pana Leona również pozdrowić
- Pa mamo kocham was - Zbyszek zakończył rozmowę i podszedł do mnie by po chwili wziąć mnie ponownie na ręce i zanieść do sypialni, gdzie złączymy nasze ciała w jedność po tak długiej rozłące i przetestujemy nowe łóżko :D.


*****
Witajcie !
Reaktywacja związku trwa :D !
Ostatnio mnie natchnęło więc zaczyna się robić lepiej i chce mi się pisać !
Jutro zaczynamy walkę z Iranem i mam nadzieję, że ją wygramy  :D
Co ja gadam na pewno zlejemy dupy Irańczykom ! 
Zachęcam do komentowania, bo to BARDZO motywuje. Dajcie znać nawet zwykłą emotikonką :D. 
Pozdrawiam Serdecznie Dooma :) 
PS.Rozdział miał być później, ale, że wracam późno w niedzielę wiec macie dzisiaj :D