czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 62


Gdy było widać poprawę i sama ją odczuwałam, ktoś tam na górze musiał to spieprzyć. 
Po tygodniu prawie normalnego przesypiania znowu dostawałam ataków paniki. Nie przesypiałam nocy, non stop dręczyły mnie koszmary, miałam wyrzuty sumienia, jak i omamy. Gdy tylko zostawałam sama w pokoju słyszałam jego głos. Gdy się kąpałam i w pomieszczeniu unosiła się para myślałam, że stoi i opiera się o szafkę. 
Zaczęłam się oddalać od Zbyszka. Tak jak do tej pory chciałam być przy nim, przytulić się do niego i porozmawiać, tak teraz tego unikałam. Gdy tylko dotykał mnie, odskakiwałam przerażona ze łzami w oczach i uciekałam do łazienki. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi i przy nim mogę czuć się bezpieczna, ale wspomnienia powracały ze zdwojoną siłą. Nie chciałam by tak było, nawet kilka razy próbowałam się przytulić do Zbyszka w nocy, lecz zatrzymywało się na próbach. Nie byłam w stanie sobie z tym poradzić.
Po długiej rozmowie z mamą i Haną postanowiłam się ogarnąć. Nie mogłam się tak zachowywać. Bałam się, że rozwalę przez to związek, a to Zbyszka potrzebowałam teraz najbardziej. 
Po trzech tygodniach od wypadku zaczęłam wracać do siebie. Wychodziłam z pokoju, pomagałam przy gotowaniu pani Jadwidze, rozmawiałam jak dawniej z panem Leonem. Widziałam jak Zbyszek się cieszy. Jemu również było ciężko. Cierpiał razem ze mną. Chciał by ten cały ból przenieść na niego byleby tylko ja nie cierpiała.
W czwartym tygodniu pobytu w Rzeszowie wyszłam z Bobkiem na spacer. Rodzice Zbyszka wyjechali, a chłopak miał trening. Postanowiłam pokonać strach i opuścić budynek. Będąc na spacerze często się rozglądałam czy nikt za mną nie idzie, byłam podenerwowana, ale również podekscytowana, że w końcu coś idzie do przodu. Rzucając piłeczkę Bobkowi, zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Nie zwracałam uwagi na nikogo, pies się z tego cieszył, bo co chwilę biegał jak zwariowany za zabawką. Zrobiłam mu kilka zdjęć, a jedno z nich wstawiłam na "Instagrama". Po dwudziestominutowym spacerku wróciliśmy do domu. Zwierzak rozłożył się na ciepłych kafelkach w łazience, a ja postanowiłam zrobić obiad. Przeglądając szafki chłopaka natknęłam się na ryż włoski. Od razu pomyślałam o risotto. Dawno nie jedliśmy tego dania, a Zbyszek nigdy nie próbował risotto z przepisu taty. Dla niego zrobiłam z grzybkami, a dla siebie klasyczne "Risotto al gorgonzola".Nie mam pojęcia jak wszystkie składniki ( i nawet kilka innych) znalazło się w kuchni siatkarza. Pokroiłam produkty, każde według przepisu wrzuciłam do odpowiednich garnków, patelni i podsmażyłam. Gdy kawałki cebulki się zaszkliły dodałam ryż. Później stopniowo dodawałam bulion. Zapach unoszący w kuchni przypominał mi czasy dzieciństwa. Mama zawsze robiła risotto w piątki. Nie mam pojęcia dlaczego w ten dzień. Tata uważał piątek za najważniejszy dzień w tygodniu ( oczywiście po niedzieli). Rozmyślając i myślami będąc w "czasach dzieciństwa" nie usłyszałam jak Zbyszek wrócił do domu. Otrząsnęłam się dopiero jak usłyszałam dźwięk odkładanych kluczy na komodę i spadającą torbę na podłogę. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach w stronę drzwi wejściowych do kuchni i ujrzałam stojącego chłopaka trzymającego średniej wielkości bukiet kwiatów. Z większym uśmiechem podeszłam do Zibiego. 

- A to z jakiej okazji ? - objęłam jedną ręką szyje siatkarza i pociągnęłam lekko w dół, by się zniżył. Gdy był na odpowiedniej wysokości pocałowałam go w policzek. Zdjęłam rękę z szyi i przyglądnęłam się uważniej bukietowi. Róże w pastelowych odcieniach i jeszcze jeden rodzaj kwiatu, którego nie znałam. Kwiaty łączyła jasnoniebieska wstążka. Są przepiękne. Tak mi się podobają, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Chłopak podał mi je i pocałował w czoło.
- A tak bez okazji - uśmiechnął się szeroko i podszedł do lodówki wyciągając butelkę wody.
- Ja już wiem za co - zaśmiałam się i odstawiłam kwiaty na blat. Wiedziałam, że zobaczył zdjęcie na portalu społecznościowym. Pomieszałam ryż i poszukałam w szafkach dzbanka na kwiaty. Gdy już udało mi się znaleźć szklane naczynie wlałam chłodną wodę i odebrałam od chłopaka kwiaty. Postawiłam w salonie na zastawionym naczyniami stole. Wracając do kuchni zauważyłam jak Zbigniew stał już przy garach i "próbował" obiadu. Wzięłam w dłonie ścierkę i trzepnęłam go w pośladki. Wrzasnął przestraszony i za pewnie poparzony. 
- Nie podjadaj ! Tego nie wolno podjadać ! Trzeba instynktownie gotować, a nie próbować- popatrzyłam na niego z mordem w oczach lecz po chwili zaśmiałam się. Biedy, stał i ssał dolną wargę. 
- To bolało i jeszcze przez ciebie się poparzyłem - obrażony odwrócił się i zmoczył dłoń zimną wodą, a później przyłożył ją do ust. 
- No chodź tu obrażalski - zaśmiałam się i pociągnęłam go za rękę. Objęłam jego szyję tak jak wcześniej i złożyłam drobny pocałunek na jego ustach. Oderwałam się i pokręciłam głową.
Wróciłam do dokończenia obiadu, a chłopak poszedł się odświeżyć. Po godzinnym gotowaniu obydwa garnki zdjęłam z gazu. Do obydwu dań dodałam starty parmezan, doprawiłam solą i pieprzem. Drewnianą łyżka ładnie ułożyłam potrawę na talerzu. Do wersji z grzybkami dodałam na wierzch kilka listków natki pietruszki. Zbyszek nalewał białe wino do kieliszków z wysoką nóżką. Ja odmówiłam, nie miałam ochoty na alkohol. Na miejscu jasnego trunku chłopak nalał mi wody. Przy stole siedzieliśmy kilka godzin. Rozmawialiśmy jak dawniej. Zbyszek w lipcu ma podpisać kontrakt z włoskim klubem. To właśnie był główny temat naszej rozmowy. Byłam dumna z siatkarza, serie A1 jest jedną z najsilniejszych w Europie i to właśnie w tej lidze mój narzeczony będzie grał. Jakoś nigdy nie żałowałam planów zawodowych chłopaka. Długo podejmował decyzje, w myślach grupował plusy i minusy, dyskutował z ojcem. No wyjątkiem był spontaniczny wyjazd do Rosji, ale szczegółów nigdy nie poznałam i chyba nie poznam. Wieczorem Zibi pojechał na trening, a ja wzięłam długą kąpiel i zadzwoniłam do Magdy. Rozmawiałam z dziewczyną do przyjścia siatkarza. Po zakończeniu rozmowy zrobiłam wykończonemu chłopakowi kanapki i gdy zjadł i umył zęby, położył się obok mnie, przytulił, głowę chowając w zagłębienie szyi, momentalnie zasnął. Ja zasnęłam godzinkę później, dokańczając czytać notatki przesłane przez koleżankę z grupy. 

Następne dni wyglądały podobnie. Zbyszek chodził na treningi i grał mecze, ja siedziałam w domu, przygotowywałam mu obiady i kolację, czasami jeżeli wstałam wcześniej udało mi się zrobić śniadanie. Co kilka dni posprzątałam mieszkanie, wychodziłam z Bobkiem, gościłam dziewczyny siatkarzy gdy miały wolne, a nasi ukochani mieli trening. Narzeczony wracał wieczorami wykończony, czasami nie miał nawet ochoty zjeść kolacji, od razu kładł się spać. Ciężko trenowali, chcieli dojść do finałów i zdobyć mistrzostwo Polski. Gdy on regenerował siły, ja nadrabiałam zaległości na uczelni, czytałam notatki, patrzyłam na wykresy i próbowałam coś z nich wyczytać lecz gdy dłużej przypatrywałam się im i łączyłam je z odpowiednimi notatkami tym bardziej nie rozumiałam czego się uczę. 

Po półtora miesiąca po wypadku wróciłam do Katowic. Cieszyłam się z powrotu do domu. Szybko nadrabiałam zaległości, pomogła mi w tym Kasia, koleżanka z grupy. Co dwa dni spotykałyśmy się u mnie i wszystko mi tłumaczyła. Dziewczyna mieszka w akademiku, a z racji, iż unikam miejsc publicznych ( oprócz uczelni), a akademik nie jest odpowiednimi miejscem do nauki, zaproponowałam jej, że będziemy się spotykać u mnie. Nic nie wie o wypadku, nikt z tego otoczenia nie wie, nawet nie wszyscy siatkarze o tym wiedzą. Michał z Moniką nie mają pojęcia, że coś mi się stało. Krzysiek wie, bo Iwonka niechcący mu powiedziała. Z resztą to nie jest wiadomość by się tym chwalić, ja się tego wstydzę i im mniej osób to wie tym lepiej. 
Marzec i kawałek kwietnia minęły spokojnie i bez żadnych sensacji. Pierwszego marca, w moje 20 urodziny, przyjechał Zbyszek z rodziną Ignaczaków i zrobiliśmy małą domówkę. Kubiak z dziewczyną, kilku siatkarzy Jastrzębskiego i Kasia ze swoim chłopakiem również się zjawili. Oczywiście Madzia ze swoim lubym to były pierwsze osoby, które złożyły urodzinowe życzenia. W ten dzień zapomniałam o wszystkim, bawiłam się pierwszy raz od dawna, nie przejmowałam się niczym ( no chyba, że zabraknie przekąsek lub alkoholu). Zabawa trwała do samego rana. Ignaczaki ulokowali się w pokoju dla gości, a dzieci położyliśmy w salonie. Spaliśmy do południa, później posprzątaliśmy i wyszliśmy na miasto by zjeść obiad. Nie podobał mi się ten pomysł, ale Zbyszek mi obiecał, że nic mi się nie stanie. Wyjechali wieczorem, ja z Madzią posprzątałyśmy po imprezie. 
Resovia dzielnie walczyła, ciężko pracowała by dostać się do finałów. Marzenia stały się realne i po wykańczających walkach o pierwsze miejsce zdobyli upragniony złoty medal mistrzostw Polski. Zaksa również nie chciała odpuścić lecz to klub z Rzeszowa jako pierwszy wygrał 3 mecze. Wszystkie spotkania pasiaków oglądałam w telewizji. Nie byłam w stanie być z nimi na hali i przebywać z kilku tysięczną publicznością. Gdy ostatnia piłka kończąca mecz uderzyła w parkiet, zaczęłyśmy skakać po całym salonie. Krzyczałyśmy, śmiałyśmy się, śpiewałyśmy resoviackie przyśpiewki, aż w końcu coś musiało się stać. Magda poślizgnęła się na świeżo wypastowanej podłodze i w geście odruchowym złapała mnie za skrawek koszulki. Również zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą, dziewczynę przez przypadek uderzyłam ręką w głowę, ucierpiało moje biodro i mój łokieć. Leżąc na ziemi współlokatorka parsknęła śmiechem, ja to pochwyciłam, zaczęłam się histerycznie śmiać. Zaraziłam tym też dziewczynę. Po tym "ataku", który swoją drogą dość długo trwał, napisałam sms do siatkarza


Królowa <3
"Jestem z ciebie bardzo dumna <3. Zagrałeś rewelacyjnie mecz i nie wiem czemu to ty nie masz tej statuetki. Pogratuluj Oliegowi za wspaniałą grę i za tą przeklętą statuetkę. Macie ode mnie i Madzi buziaki za tą wygraną. Ode mnie ty masz największego kochanie :*. Kocham cię Zibson :*<3"

Wiedziałam, że teraz świętują i, że może zobaczyć tego sms jutro. Nie dzwoniłam, bo i tak by nie odebrał. Zgłodniałam więc zrobiłam szybką zapiekankę, a później wzięłam leki. Szybciutki prysznic i mogłam pójść spać. Morfeusz szybko zabrał mnie do swojej krainy. 
Następnego dnia wstałam wcześniej. Na dziewiątą postanowiłam iść do kościoła. Za oknem świeciło słoneczko, temperatura na termometrze ułożyła się w ładną liczbę. Nie było za zimno na dworze, ale sukienkę bez rajstop ubrałaby tylko wariatka. Postawiłam na jasne boyfriendy, nierozpinaną bluzę z dużymi, białymi kropkami, pod tym klasyczny, czarny komplet bielizny. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nie robiłam makijażu. Nie mogłam nigdzie znaleźć czarnych trampek więc założyłam czarne baleriny. 
Po mszy wskoczyłam do pobliskiego lidla i zrobiłam małe zakupy. Dzisiaj chłopak Madzi robił obiad. My do końca dnia nic nie robiłyśmy. Siedzieliśmy w trójkę przed telewizorem i oglądaliśmy na zmianę "Dr. House" z serialami na "tvn style". Po południu otrzymałam wiadomość od Zbyszka

Zbysław
"Chłopaki pozdrowieni i również przesyłają całusy. Dziękuje za miłe słowa, jestem przeogromnie szczęśliwy. Muszę pozałatwiać kilka spraw w klubie, później jadę do Wawy, bo mama mi już truje dupę, żebym przyjechał ( chociaż na finale byli :P), za tydzień jakoś wpadnę do was. Szykujcie dobry obiadek dla MISTRZA ! Kocham cię skarbie, uważaj na siebie :* <3. "

Tak jak napisał był po tygodniu ze złotym medalem na szyi. Wpadam mu w ramiona, mocno przytulając się do niego. Oczywiście obiad godny mistrza też był. Rosół, z drobno pokrojoną, w kosteczkę marchewką i troszkę pietruszki. Na drugie danie ziemniaczki z roladką schabową z ogórkiem i miks sałatek. Obiad mu bardzo smakował, a my ze współlokatorką się z tego cieszyłyśmy. Do wieczora spędziliśmy czas w sypialni, leżąc w łóżku. Zbyszek opowiadał jak minął mu ten tydzień. Rozmawiał także przez ten tydzień z obecnym szkoleniowcem reprezentacji i jak się okazało nie został powołany do kadry. Widać, że ta decyzja go boli, jest młody, utalentowany i chciałby jeszcze trochę pograć. Decyzje trenera komentuje tak :" nie będę się pchał, gdzie mnie nie chcą". Jest mi przykro, bo widzę, że i on nie jest zadowolony tą wiadomością i na pewno długo będzie ją przeżywał. Jedynie co go pociesza to długie wakacje, na które niestety będzie musiał poczekać do lipca. 
Do tego czasu chłopak jeździł między Warszawą, a Katowicami. Na tydzień przed planowanym naszym wyjazdem na wakacje pojechał do Włoch by podpisać kontrakt, ugadać się co do miejsca zamieszkania. 
Mój rok akademicki zakończył się dokładnie 1 lipca wraz z ostatnim egzaminem z "Edukacji zdrowotnej" i to właśnie ten przedmiot poszedł mi najlepiej. Szczerze mówiąc był to mój najgorszy rok ze wszystkich w mojej edukacji. W indeksie będą same trójki, a z czego udało mi się ściągnąć to może dostanę za to cztery. 
Tego samego dnia składałam wniosek o zwolnienie dziekańskie. Niestety nie przydzielają zwolnień za takie powody jak mój. Zadzwoniłam do taty w tej sprawie i jak się później dowiedziałam, domyślał się, że tak może się stać. Podzwonił po swoich znajomych, ( a z natury, Włosi są bardzo pomocni) jeden z przyjaciół taty podejmie się tego wyzwania i weźmie mnie do swojej grupy na praktyki. Głównie to będę się uczyć i przypatrywać co oni robią. Tak więc składałam wniosek o nieobowiązkowe praktyki za granicą jak i wniosek o zwolnienie dziekańskie na cały rok akademicki. Przyznam trochę papierkowej roboty z tym było. 
Po południu byłam już wolna. Razem z chłopakiem pojechaliśmy do galerii handlowej by zakupić potrzebne rzeczy na wyjazd. Wiedzieliśmy, że dzisiaj Madzia wychodzi na imprezę więc w domu nikogo nie będzie. Kolację zjedliśmy na mieście. Do domu wróciliśmy nocą, szybko się wykąpaliśmy i zmęczeni, od razu po położeniu głów na poduszki zasnęliśmy. 


*******
Witam Was moje Kochane :*
Kończąc szkołę, obiecałam sobie, że najpierw muszę odpocząć. Zrelaksować się, zresetować i zapomnieć o tym roku szkolnym. Nie poszedł najlepiej, ale nie będę Was tym zanudzać. 
Od razu napisze, troszkę się w tej notce rozpisze :D. 
Po pierwsze, postaram się dodawać częściej rozdziały choć nie wiem jak z tym wyjdzie.
Po drugie, trzeba przyśpieszyć tę historię. Tak przeglądając moje wpisy zauważyłam, że za bardzo się skupiam na jednej sytuacji.
Po trzecie, chciałabym przeprosić Was wszystkie za moje nieobecności tutaj. Ten rok nie należał to łatwych. Teraz też nie będzie łatwo, bo zdałam do klasy maturalnej i przede mną, jak sama nazwa wskazuje, matura. Do września chciałabym zakończyć to opowiadanie, by nie martwić się, że nie opublikowałam rozdziału.
Mogę Wam też zdradzić, że w tamtym roku utworzyłam nowego bloga. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to od września zaczną się pubikacje ( może i wcześniej), ale wszystkie rozdziały muszą być napisane. Tak bym się o nic nie martwiła. 
Po czwarte, troszkę przyśpieszyłam braki powołań do kadry Zbycha. Jak wiadomo, w 2013 jeszcze grał w reprezentacji, ale na potrzeby opowiadania musiałam to zrobić. 

Po piąte, zachęcam do komentowania. Jest to dla mnie ogromnie ważne. Wiem, że każda, która czyta to jest w stanie napisać choćby jedno zdanie, może być nawet zwykły uśmiech :). Od zawsze to mówiłam, że każde Wasze słowo jest dla mnie ważne, nawet jeżeli jest to krytyka. Nawet nie wiecie jak się cieszę, gdy ujrzę pod postem komentarz. Dla mnie jest to bardzo motywujące, wiem, że czytacie i jesteście zainteresowane losami Dominiki i Zbyszka. 
Opcja pisania z anonima jest nadal włączona więc i wy Drogie Anonimki może śmiało pisać :D. 

Wakacje czas rozpocząć ! Życzę wszystkim udanego, BEZPIECZNEGO i najlepszego wypoczynku :D ! Mam nadzieję, że studentom egzaminy poszły śpiewająco :D. Jeżeli nadal trwają to życzę Wam abyście dobrze je napisali :). Niech w indeksach pojawią się piąteczki :D. 
Pozdrawiam Dooma :).