piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 65



Dwa lata później

Zaczął się maj. Sezon klubowy we Włoszech się zakończył, czas pakować graty i wracać do Polski. Dwa lata spędzone w Modenie były fantastyczne. Zbyszek czuł się dobrze z klubie, dlatego przedłużył kontrakt o rok. Ja za to mogłam dłużej współpracować z Cristiano. Decyzja o nieobowiązkowych praktykach była jedną z najlepszych jakie podjęłam. Cris całą swoją wiedzę przekazywał mi najlepiej jak potrafił. Nauczyłam się więcej od niego niż na studiach. Chodziłam na uczelnie gdzie on wykładał, a po tym pracowałam w szpitalach z mniej chorymi pacjentami. Zaczęłam więcej czytać i uczestniczyć w konferencjach. Czułam, że spełniam się w tym zawodzie. Swoją zdobytą wiedzę wykorzystywałam gdy Zbyszek przegrywał mecze i był bardzo zdenerwowany, że bez kija to do niego nie można było podejść. Robiłam mu wtedy herbatę ziołową, wysyłałam go pod prysznic, później rozkładaliśmy się na sofie i piliśmy napój. Mężowi wtedy odchodziło zdenerwowanie i stres, mógł spokojnie porozmawiać. 
Kilka tygodni po ślubie, poszłam razem z chłopakiem do lekarza by rozpocząć terapię. Chciał pójść ze mną, by mnie wesprzeć. Zdecydowaliśmy się na jednego z najlepszych lekarzy w Warszawie. Doktor Jerzy ucieszył się gdy zobaczył nie tylko mnie, ale i Zbyszka. Po długiej rozmowie i dowiedzeniu się wszystkiego, przepisał mi na sam początek leki hormonalne. Poinformował nas, że terapia może potrwać latami, nie każda metoda może zadziałać, a w ostateczności zostaje inseminacja lub in vitro. Siatkarz również przeszedł badania, lekarz chciał mieć stu procentową pewność, że moja niepłodność jest spowodowana przez chorobę jajników. Po pierwszych badaniach mógł potwierdzić, że od Zbyszka strony jest wszystko w porządku więc polecił mu witaminy z grupy A, C i E na poprawienie jakości nasienia. Wizyty musiały być częste więc poszukaliśmy kliniki we Włoszech bym nie jeździła co miesiąc do Polski. 
Od dnia piątego września musiałam kontrolować każdy dzień. Codziennie sprawdzałam temperaturę ciała i zapisywałam ją w kalendarzyku. Po miesiącu brania pigułek miesiączkowałam regularnie. Gdy przeczuwałam, że dni na poczęcie dziecka się zbliżały robiłam testy i gdy wychodziły pozytywne, wieczory z mężem spędzałam w sypialni. Jednak po roku nie było żadnej poprawy. Doktor przepisał nowe leki i już po pierwszym miesiącu byłam w stanie błogosławionym. Jaka była moja reakcja ? Byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że to może tak szybko nastąpić. Zbyszek wręcz przeciwnie przyjął tą wiadomość radośnie, cieszył się jak małe dziecko. Pomimo, że również spodziewał się potomstwa później to jednak był zadowolony, że zostanie tatą. Nie powiedzieliśmy nikomu, chcieliśmy by informacja o dziecku była w stu procentach pewna. Niestety po pięciu tygodniach poroniłam. Nie było to z mojej winy, ani nikogo innego. Przez kilka dni byłam nieswoja i podłamana, ale po zapewnieniach doktora Jerzego, że tak się zdarza szybko wróciłam do normalności. Zwolniliśmy tępo z mężem, starałam się nie stresować, czytałam dużo na tematy zajścia w ciążę przez kobiety niepłodne, odżywiałam się zdrowiej i regularniej i przytyło mi się troszkę. Nie zmartwiłam się przybraniem na wadze. Leki, które brałam powodowały tycie. Od grudnia do marca tak żyłam i gdy czułam te dni mówiłam o tym Zbyszkowi i staraliśmy się je wykorzystać w całości.
W marcu zaczęliśmy się mijać ze Zbyszkiem, chłopak wyjeżdżał na mecze poza Modene, u mnie zmieniono godziny praktyk i od trzynastej do dziewiętnastej nie było mnie w domu. W połowie marca miałam egzaminy na uczelni w Polsce i musiałam na nich być. Dziesiątego zawitałam w dawnym mieszkaniu w Katowicach, który teraz okupywała Magda z chłopakiem i koleżanka z uczelni przyjaciółki. Następnego dnia i przez kolejne dwa tygodnie miałam egzaminy z dwu dniowymi przerwami. Z racji, że jestem razem z trzema osobami z grupy na toku indywidualnym mam przesunięte sesje na inne terminy. Testy zdałam jedne gorzej, drugie lepiej. Zbytnio się nie przejęłam kilkoma trójami w indeksie. 
Od początku miesiąca zaczęłam wymiotować, a z dnia na dzień stawały się one nie do zniesienia. Kilka razy dziennie latałam do łazienki, a urodziny przesiedziałam calutki dzień nad ubikacją. Będąc w Katowicach była współlokatorka się zmartwiła. Nie wiedziała co mi podawać do jedzenia, bo każdy zjedzony posiłek zwracałam. Najlepszy w tym okresie był makaron, jedynie on nie powodował u mnie mdłości. 

- Może ty jesteś w ciąży ? - wypaliła Magda, gdy zjawiła się z miętową herbatą. 
- Nie wiem, nie mam pojęcia - podeszłam do umywalki i zmoczyłam twarz zimną wodą. Odebrałam od dziewczyny ciepły napój, upijając z niego kilka łyczków - czytałam, że po poronieniu ciężej zajść.
- Aj daj spokój - machnęła ręką i usiadła obok mnie na krawędzi wanny - pójdę zaraz po test ciążowy i sprawdzimy - uśmiechnęła się i wstała kierując się do wyjścia z mieszkania. Po trzydziestu minutach czekałyśmy w łazience na wynik testu. Po przeczytaniu ulotki, pole wynikowe musi się zabarwić, wtedy może oznaczać ciążę. Z trzęsącymi się rękoma wzięłam tester i spojrzałam na niego. Płytka zamalowana, wynik pozytywny.
- Pozytywny- westchnęłam i podałam przyjaciółce test
- Nooo świetnie ! Kiedy masz wizytę u lekarza ?
- Za trzy dni.
- Od razy masz zadzwonić i mówić czy zostałam ciocią - uśmiechnęła się i przytuliła - będzie dobrze, zobaczysz, że tym razem się uda. 

Doktor Jerzy potwierdził zagnieżdżenie się zarodka. Był to trzeci tydzień, a stężenie betaHCG wyszło na maksa. Lekarz kazał stosować tak jak do tej pory kwas foliowy i witaminy, zalecił zrezygnowanie z praktyk i leżenie w łóżku, a wyjścia jedynie do toalety. 
Po wyjściu poinformowałam Magdę, że jestem w ciąży, dziewczyna się bardzo ucieszyła i powiedziała, że będzie trzymać za nas kciuki. Zbyszek dowiedział się kilka dni później jak przyjechał do domu. Również bardzo się ucieszył i opiekował się mną najlepiej jak potrafił. Tak jak lekarz kazał zrezygnowałam z praktyk i wysłałam podanie na uczelnie o zwolnienie dziekańskie z powodu ciąży. Nie było problemu z udzieleniem go po dostarczeniu wyników lekarskich stwierdzających ciążę. 
Od trzech miesięcy jestem na "wakacjach" i jestem szczęśliwa. Dopiero od kilku dni cieszę się tym szczęściem. Bałam się, że znowu nie doniosę ciąży. Lekarz, ten z Włoch, zapewnił nas na ostatniej wizycie, że z dzidziusiem jest wszystko w porządku i nie ma powodów do zmartwień. Ze Zbyszkiem cieszymy się z tej wiadomości i nie zamartwiamy się na zapas. 

Musiałam usiąść i odpocząć po dopakowaniu ostatniej walizki z ubraniami. Jestem zmęczona ciągłym schylaniem się do walizek. Mąż dopakowywał ostatnie pierdółki do kartonów. Wszystko zniósł do samochodu i wrócił się po walizkę. Zapiął ją i wyniósł na przedpokój. Oparłam głowę o zagłówek łóżka, wyprostowałam nogi i położyłam się wygodniej na materacu. Spojrzałam w dół i pogłaskałam lekko zaokrąglone podbrzusze. U większości ciężarnych, brzuszek widać w czwartym miesiącu, ja wmawiam sobie, że jak tata jest duży to i dzidzia będzie duża. 

- Zmęczona ? - zapytał się siadając obok, kładąc głowę na moich udach.
- Trochę, przeholowałam dzisiaj, ale to tylko dzisiaj, od jutra będę się oszczędzać - uśmiechnęłam się, głaszcząc przydługie włosy męża. 
- Synka mi nie przemęcz - powiedział niby groźnie choć po chwili zaśmiał się i położył rękę na malutkim brzuszku. 
- Zbyszek za bardzo napaliłeś się na tego syna, a jak okaże się, że będziemy mieć córkę to będziesz zawiedziony.
- Będziemy mieć syna, czuje to - podniósł się lekko i pocałował miejsce gdzie znajduje się domniemany "syn".
- Ty lepiej nie przeczuwaj tylko idź nam rób jedzenie, bo twój "syn" chce jeść.
- Zamówimy coś, nie mam siły nic już robić- powiedział bawiąc się moją obrączką, trzepnęłam go lekko w brzuch.
- Ty chyba zwariowałeś ! Muszę się zdrowo odżywiać, a ty pakujesz we mnie pizze ! Robisz obiad i koniec gadki.
- Miśka nooo, nie chce mi się !- podniósł się i zbliżył się do mojej twarzy, pocałował mnie w usta i zetknął nasze nosy ze sobą- zadzwonię do teścia, że przyjedziemy na obiad.
- Nie będziesz wykorzystywał Felicie do robienia obiadków dla siebie ! I tak już ma za dużo na głowie, odkąd tata zachorował, a po drugie zauważy, że jestem w ciąży - położyłam dłoń na karku chłopaka.
- Założysz luźną sukienkę i nie będzie nic widać, poza tym masz jeszcze mały brzuch.
- Ale za to jem więcej i często zdarzają mi się nudności po zjedzeniu. Nie ma mowy, robisz obiad tutaj !
- Miśka nooo
- Nie Miśkuj mi i wynocha do kuchni - odepchnęłam go lekko od siebie i rozłożyłam się wygodniej na łóżku - przynieś mi ogórki ! - krzyknęłam gdy zaczął szykować posiłek. Po kilku minutach przyniósł mi ostatnie zielone warzywo i bagietkę - dziękuje kochanie - pocałowałam go w policzek. Ten zaśmiał się pod nosem i wrócił do gotowania. 

Od wczoraj jem ogórki kiszone tonami. Wysłałam go do sklepu, bo oczywiście u nas lodówka świeciła pustkami. Zakupił najpotrzebniejsze produkty i siedem słoików ogórków. On niezbyt zadowolony, że musiał to wciągać na siódme piętro, ze względu, że widna się zepsuła, a ja szczęśliwa, że mogę zaspokoić zachciankę. Jutro wyjeżdżamy do Warszawy, a tam już teściowa jest zaopatrzona w domowej roboty przetwory więc nie będzie mi narzekał, że musi jeździć za każdą moją zachcianką. Rodzicom powiemy o ciąży w sobotę, za dwa dni. Zbyszek poinformował rodzicieli, że i moi pojawią się na obiedzie. Reszta dnia minęła nam bez większych przygód. Zbyszek dokończył pakowanie, ja w tym czasie ucięłam sobie drzemkę. Później zjedliśmy kolację i wykończeni dniem położyliśmy się spać o dwudziestej pierwszej. 
Pobudka o 2 nad ranem, ledwo żywa ubrałam się w leginsy, luźną bluzkę, a na to narzuciłam cienką bluzę. Umyłam zęby, związałam włosy w kucyk i na drogę wzięłam ostatni, zostawiony na czarną godzinę słoik z ogórkami. Z torebką i słoikiem udałam się pomału do podziemnego parkingu. Niestety windy dalej nie naprawili i troszkę się zmęczyłam schodząc po schodach. Zbyszek poszedł do portierni oddać klucze do mieszkania, ja w tym czasie układałam poduszki by wygodnie mi się jechało, bo to w końcu nie są dwie godziny drogi, tylko szesnaście ! Okryłam się do połowy kocem i zjadłam zielonego przyjaciela. Gdy wyjechaliśmy na autostradę pomodliliśmy się, a ja później odpłynęłam. Około szóstej nad ranem przebudziłam się, by skorzystać z łazienki i coś przekąsić. I tak co półtorej - dwie godziny musieliśmy robić postój na siusiu i zrobiliśmy jeden nieplanowany, trzeba dodać, że nie przepisowy, postój na autostradzie, bo zachciało mi się wymiotować. Zielony przyjaciel poszedł do bagażnika, bo na samo patrzenie miałam mdłości. Po przejechaniu 1453 kilometrów dotarliśmy wieczorem do stolicy Polski. Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy z bagażnika i udaliśmy się na szóste piętro Cosmopolitanu. Padliśmy na łóżko zmęczeniu podróżą. Zbyszek od razu zasnął, ja zadzwoniłam do rodziny, że dotarliśmy cali i bezpieczni. Po poinformowaniu najbliższych poszłam się wykąpać i dołączyłam do męża. Miałam trudności z zaśnięciem, nie mogłam się ułożyć, było mi ciężko znaleźć wygodną pozycję. Po godzince wiercenia się na łóżku, odpłynęłam przytulona do siatkarza. 



*******
Witajcie :*
Zbliżamy się do końca historii Dominiki i Zbyszka.
Dziękuje wszystkim, którzy zostali <3
Pozdrawiam Dooma :).

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 64


Taki znaczek "***" oznacza kolejną piosenkę. 

-Ty żartujesz ?! Jeżeli to jest głupi żart pożałujesz Bartman - mówiłam szybko i ze złością. Nie wierzyłam w to co przed chwilą usłyszałam.
- Nie żartuje, przysięgam - uśmiechnął się i położył prawą dłoń na klatce piersiowej - z takich rzeczy się raczej nie żartuje.
- Zbyszek zwariowałeś ?!- wstałam z leżaka i podeszłam do barierki balkonowej - No zwariował kretyn - bardziej powiedziałam to do siebie niż do chłopaka - czy ty wiesz co zrobiłeś ?! 
- Może i popełniłem błąd nie mówiąc tego, ale chciałem by to była niespodzianka
- Czy ty siebie słyszysz - emocje targały już moim ciałem do tego stopnia, że zaczęłam mówić piskliwym głosem co dzieje się bardzo rzadko- niespodzianką mogą być wakacje, kolacja.. nie wiem... PREZENT ! ale ślub ?! - z trzęsącymi rękoma podeszłam do niego i złapałam go za koszulę - Zbyszek - próbowałam się opanować, zniżyłam głos i wzięłam głęboki oddech - przecież ślub ma nas połączyć na zawsze, mam nosić twoje nazwisko, mam zostać twoją żoną, a ja się o tym dowiaduje tydzień przed ? 
- Nie chciałabyś i nie zgodziłabyś się na ten ślub.
- Prawda, nie zgodziłabym się na to, ale chciałabym wyjść za mąż za ciebie tylko nie teraz, Zbyszek - pociągnęłam go za rękę by usiadł na leżaku. Usadowiłam się obok niego i pewniej złapałam dłoń chłopaka- Jak ty sobie to wyobrażasz, hmm ? Ja mam dopiero dwadzieścia lat, przecież to za wcześnie, skarbie - popatrzyłam mu w prost w oczy i wiedziałam, że nie podobają mu się te słowa. Załapałam go za podbródek i podniosłam go lekko, a on od razu spojrzał mi w oczy.
- Czy zawsze musisz patrzeć na siebie ? Czy w tym związku tylko ty jesteś ważna ? - mówił bardzo spokojnie, nawet za bardzo, nie było to do niego podobne. Ze zdziwieniem popatrzyłam na niego, ale nie przerwałam, dałam mu dokończyć to co chciał powiedzieć - Ja mam dwadzieścia sześć lat i chcę się w końcu ustatkować, chcę mieć żonę, dzieci ... chcę założyć rodzinę. Czy nie potrafisz tego zrozumieć ? - patrzył się na mnie ze smutkiem w oczach. Mi również było smutno, czułam żal do chłopaka, że nic mi nie powiedział.
- Rozumiem - powiedziałam po kilku minutach ciszy. Opuściłam głowę i bawiłam się skrawkiem narzutki, którą miałam na sobie. Przypomniało mi się o badaniach i tej niepłodności, Zbyszek nic nie wie, a mi wraz z chwilą przypomnienia, zrobiło się gorąco i czułam się głupio, że mu o tym nie powiedziałam. Jak by wiedział, że ze mną może nie mieć dzieci, to na pewno nie chciałby tego ślubu, zerwałby ze mną i znalazł by inną, która by urodziła mu pociechy - muszę ci coś powiedzieć - głos mi się łamał, nie byłam w stanie na niego popatrzeć. Przełknęłam głośno ślinę i wypuściłam głośno powietrze z ust- to może wszystko zmienić ...
- Co to za informacja ?
- Ja... - z trudem podniosłam głowę -ja nie mogę mieć dzieci- popatrzyłam ze smutkiem w oczach - jestem niepłodna, nie mogę mieć dzieci - pociągnęłam nosem i starłam pojedynczą łzę z policzka.
- To przez ten... gwałt ? - na samo słowo "gwałt" dostałam dreszczy. Zbyszek objął mnie, by tak jakby dodać mi otuchy, bym wiedziała, że nikt mi już nie zrobi krzywdy.
- Nie, dowiedziałam się dzień przed. Zapomniałam ci o tym powiedzieć, tyle się działo, że wypadło mi to z głowy. Przepraszam- ponownie wytarłam rękawem cienkiego materiału bluzki łzę z policzka. Chłopak ucałował moją głowę. Nie tego się spodziewałam.
- To nic - powiedział spokojnie - są sposoby by to zwalczyć. Jak to możliwe... dlaczego to się stało ? Genetycznie ?
- Zespół policystycznych jajników - zaśmiałam się i otarłam ostatnie płynące łzy- gdy przyjedziemy do Polski pójdę do lekarza by zacząć terapie lekową. Może to długo potrwać więc lepiej zacząć wcześniej - uśmiechnęłam się- to ile osób będzie na tym ślubie ?- chłopak się zaśmiał i mocno mnie objął, dając całusa w głowę.

Odpowiedział, że około pięćdziesięciu osób. Przez kolejne godziny powiedział dosłownie wszystko o tym ślubie, co, gdzie i jak. Organizował to od dłuższego czasu niż mi się to zdawało. Planował mi to powiedzieć w lutym, ale to całe zajście w Berlinie mu przeszkodziło. Nie chciał bardziej mnie denerwować, uważał, że potrzebny był mi wtedy spokój i uporządkowanie swoich spraw. Głownie pomagali mu tata z Felicie, ale i mama z państwem Bartman dołożyli swoje trzy grosze. Gdy pomyślałam o tym, że miałam niecały tydzień na znalezienie sukni, zdenerwowałam się. Cwaniak właśnie dzisiaj odebrał garnitur wraz z obrączkami, a mnie pozostawił bez niczego, cytując jego słowa : "Jesteś kobietą, jesteś we Włoszech i będziesz miała całą świtę w postaci babskiej części rodziny i przyjaciół więc znajdziesz wymarzoną sukienkę". Taaa niektóre szukają latami, a ja mam sześć dni w znalezieniu tej jedynej ! 
I tak w pozostałe dni szukałam sukni. Na początku pomagali mi tata wraz ze swoją małżonką. Przeszukaliśmy cały Rzym i okolice i nic się nie znalazło co by mi się spodobało. Trzy dni przed tym ważnym wydarzeniem dołączyła moja świadkowa, Natalia, oraz Ignaczaki z Moniką. Krzysiek z synem zrezygnowali z podbojów domów mody i pozostali ze Zbyszkiem w hotelu, my za to jeździliśmy po Latinie, Civitavecichia,Tivoli, nawet do Perugi pojechaliśmy, ale nic nie znalazła. Po przyjeździe do holetu w Rzymie zrezygnowana opadłam na leżak na tarasie i głośno wypuściłam powietrze w poduszkę. Zbyszek jak i Igła zaśmiali się. 

-Nic a nic ? - zapytał narzeczony
- Niiiiiiiiiiiiiccccccccccc - westchnęłam i położyłam się na meblu, opierając się plecami - to ty mnie do tego doprowadziłeś  !- wytknęłam palcem na Zbyszka - jak nic nie znajdę to się załamie.
- Przecież byliście w tylu sklepach ! Jezus Maria - zaśmiał się atakujący po czym i Krzysztof do niego dołączył
- Czy ty myślisz, że to ot tak się znajduje ! Jak mi się jedna spodobała to nie było rozmiaru i musiałabym czekać miesiącami, albo cena była za wysoka, a nie pozwolę ojcu wydać fortuny na rzecz, którą założę jeden raz. Uparł się, że zapłaci mi za suknie, obojętnie jaka cena będzie widnieć na metce. Dziadek mamie też kupował i on też kupi. Im starszy tym głupszy !
- Zobaczysz, w czwartek lecimy do Mediolanu i na sto procent coś ci się spodoba - Monia położyła dłoń na moim kolanie i uśmiechnęła się. 

I miała rację. Pierwszy salon i po kilku sukienkach znalazłam tą jedyną. Już na sam widok miałam łzy w oczach, a jak ją ubrałam to całkowicie się rozkleiłam. Płacząc wyszłam do rodziny i przyjaciół. Mama z macochą i przyszłą teściową na mój widok również się popłakały. Wiedziałam, że to jest ta suknia, w której wyjdę za mąż. Jeszcze bardziej się ucieszyłam, że jednym z dwóch rozmiarów był właśnie ten, który leżał na mnie idealnie. Cenowo też było w porządku, nie musiałam się martwić, że tata wyda fortunę. 
Stanęłam na podeście przed lustrem i popatrzyłam się na moje obicie. W próbnej fryzurze, którą jutro będę miała identyczną, mogłam wyobrazić jak jutro będę wyglądać. 
Suknia była uszyta z białej koronki, góra była obszyta koronką w kwiatki, ramiona miała okryte właśnie tym materiałem, dół zaś był z większymi elementami kwiatków. Nie było trenu, wszystko ładnie do siebie pasowało, około pięć centymetrów materiału było za dużo lecz po założeniu butów na pięciocentymetrowym obcasie nie było tego widać. Włosy miałam falowane, z przodu pasemka zostały zaciągnięte na tył głowy i związane przeźroczystą gumką. Ekspedientka przyniosła nie za długi welon, również z elementami koronki, przyczepiany był na małej opasce z kryształkami. Odwróciłam się do rodziny i ponownie się rozpłakałam, nie mogłam opanować emocji. Wszyscy mówili, że to jest ta sukienka, że leży idealnie, że pięknie wyglądam. 

- Zbyszkowi się spodoba, nie będzie mógł od ciebie wzroku oderwać - powiedziała pani Jadwiga, gdy przestałam płakać. Uśmiechnęłam się, nie byłam w stanie nic powiedzieć.

Suknię wraz z butami i welonem mogłam odebrać o szesnastej. Pozostałe trzy godziny spędziłyśmy u kosmetyczki. Tata pojechał prosto z salonu do stolicy. O wyznaczonej godzinie odebrałam strój i pojechałyśmy do Rzymu. Zbyszka i chłopaków w hotelu nie było, poszli na wieczór kawalerski wczoraj, żeby mogli dzisiaj wytrzeźwieć. Po wykąpaniu się i wypiciu kilku lampek wina z dziewczynami nie mogłam zasnąć. Co chwilę spoglądałam na suknię i zastanawiałam się czy do dobry pomysł tak wcześnie się pobierać. Miałam pewne wątpliwości, czy za kilka lat nie będzie potrzeby rozwód, bo rozmowy i kilkudniowe wyjazdy by odpocząć od siebie, nie będą nic pomagały i tylko to pozostanie, czy Zbyszek nie zdradzi mnie ponownie, czy będę w stanie poświęcić się całkowicie chłopakowi. Po kilkunastominutowej burzy myśli zmęczenie i alkohol wziął w górę i nie wiem kiedy odpłynęłam. 
Wstałam o dziesiątej. Spałam jak zabita i nie słyszałam walenia w drzwi. W końcu dziewczyny wpadły jak huragan do pokoju, budząc mnie. 

-Ty nie słyszysz jak pukałyśmy ?
- Spałam - powiedziałam zaspanym głosem i przecierając oczy. Monia odsłoniła firany w pokoju, przez co musiałam ponownie zamknąć oczy, bo ta jasność mnie oślepiła.
- Spałaś, a za sześć godzin masz ślub moja droga - Iwona zdarła ze mnie kołdrę. Mruknęłam niezadowolona i z impetem położyłam się tam gdzie kilka minut temu spałam. Mama weszła do pokoju z kawą i śniadaniem dla mnie, bo one już zjadły. Odstawiła wszystko na stolik i podeszła do mnie siadając na łóżku. Odgarnęła mi z twarzy włosy i pocałowała w czoło. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
- Stresik dopadł ? 
- Jak tu weszłyście to o sobie przypomniał - podniosłam się i upiłam łyk czarnego napoju. 
- Wypij kawę i zjedz śniadanie, jak się ogarniesz zawołam fryzjerkę to zaczniemy cię szykować - uśmiechnęła się i zostawiła mnie z Iwoną, Monią i Natalą.

Po godzinnych pogaduchach zaczęłam się szykować. W łazience wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy by fryzjerce łatwiej było zrobić fryzurę. Po wcześniejszym wytarciu mokrego ciała, nałożyłam białą koronkową bieliznę. Ze względu na to, że plecy sukienki są odkryte ramiączka i tył biustonoszu miałam zrobione na przeźroczystej gumce. Na początku przeszkadzało mi to lecz po godzinie się przyzwyczaiłam. Po półgodzinnym kręceniu włosów Angela każde pasmo włosów spięła, mogłam wtedy mieć lepszy dostęp do twarzy i nie denerwować się, że wpadają mi na buzię. Makijażem zajęłam się sama. Uważałam, że odstresuje się przy tym. Natalka mi w kilku rzeczach pomogła jak nie mogłam równo namalować kreski lub doczepić rzęsy. Malowałam się czterdzieści minut. Postawiłam na naturalny makijaż, nie chciałam się jakoś wystroić. Po tym dziewczyna mogła dokończyć fryzurkę. Na dwie godziny przed uroczystością zaczęłam się ubierać. Oczywiście tradycyjnie coś starego, coś nowego, niebieskiego i pożyczonego musiałam mieć. Nową rzeczą była suknia, którą założyłam na sam początek, a potem buty. Mama Zbyszka obdarowała mnie piękną bransoletką z kryształkami, jako prezent ślubny od niej. Na początku nie chciałam jej przyjąć, bo wiedziałam, że to jest pamiątka rodzinna, ale w końcu zgodziłam się. Powiedziała, bym w przyszłości przekazała ją swojej córce lub synowej. Kolczyki miałam podobne do bransoletki, naszyjnika nie zakładałam. Niebieską miałam podwiązkę, a pożyczoną rzeczą okazały się perfumy Moni. Iwonka włożyła mi jeszcze sto złotych za podwiązkę na szczęście. Bukiet ślubny był zrobiony z białych ferezji i róż.
Do Watykanu jechaliśmy około godziny. Przyjaciółki wraz z rodzicielką i teściową pojechały wcześniej. Po dojechaniu czekaliśmy przed jednym z mniejszych kościołów z tatą i świadkowa. Organista miał dać sygnał zaczynając grać pieśń na organach. Denerwowałam się, bałam się, że zapomnę przysięgi małżeńskiej, albo kiedy mam usiąść, a kiedy uklęknąć. Cztery dni przed ślubem byliśmy na przyśpieszonych kursach przedmałżeńskich, za co nieźle zapłaciliśmy. Wszystko zostało umówione, a nawet zrobiliśmy próbę jak to ma wyglądać w rzeczywistości. Ksiądz, który nam to udzielał, również poprowadzi naszą ceremonię zaślubin. 

- Nie denerwuj się smerfetko - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie przezwiska z dzieciństwa - będzie dobrze, zobaczysz - pogładził kciukiem moją dłoń. Chwilę później usłyszeliśmy graną pieśń. 

Powolnym krokiem weszliśmy do świątyni. Na wejściu zauważyłam narzeczonego. Ubrany był w granatowy, dopasowany do sylwetki garnitur i białą koszulę. Będąc coraz bliżej zauważyłam czarną muszkę i nieco przykrótkie rękawy co uwydatniło mankiety koszuli i srebrne spinki. Całą drogę do ołtarza patrzyliśmy się na siebie. Nie chciałam się patrzyć po całym kościele i stresować jeszcze bardziej. Wzrok Zbyszka mnie uspokoił, zapomniałam na te kilka sekund gdzie jestem. 
Gdy doszliśmy do ołtarza tata złapał mnie za dłoń i ucałował ją, po czy podał Zbyszkowi. On również złożył delikatny pocałunek na niej, a z rodzicielem uścisnęli dłonie. Podeszliśmy do krzeseł i rozpoczęła się ceremonia. Większość była prowadzona po włosku, ale na kazaniu ksiądz dopowiedział kilka śmiesznych komentarzy po polsku co zdziwiło niektórych gości. Przysięgę odmawialiśmy w dwóch językach na nasze życzenie. Ja mówiłam po włosku, Zbyszek po polsku.
Nadszedł czas złożenia przysięgi. Przed tym odpowiedzieliśmy na trzy pytania zadane przez księdza. Pierwszy był Zbyszek. Podaliśmy sobie prawe dłonie, a kapłan przewiązał je stułą. Pod splątanymi rękoma, złapaliśmy się za lewe dłonie, cały czas patrząc sobie nawzajem w oczy.  Ksiądz wypowiadał jedno zdanie które musieliśmy po nim powtórzyć.

-Ja Zbigniew biorę Ciebie Dominiko
 za żonę
 i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską
 oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
 Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

-Io Domenica, prendo te, Zbigniew, 
come mio sposo 
e prometto di esserti fedele sempre, 
nella gioia e nel dolore, 
nella salute e nella malattia, 
e di amarti e onorarti tutti i giorni della mia vita.

Po tych słowach ministrant podał księdzu obrączki. Zbyszek wziął moją, ucałował ją i na wysokości paznokcia nałożył na palec. Przy wypowiadanych słowach pierścionek przesuwał do końca palca.

- Dominiko przyjmij tę obrączkę
 jako znak mojej miłości i wierności
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Wzięłam z srebrnej tacy obrączkę większych rozmiarów niż moja. Ucałowałam ją i tak samo jak Zbigniew nałożyłam ją na wysokości paznokcia i wraz z wypowiadanymi słowami przesuwałam obrączkę do końca palca. 

-Zbigniewie, Ricevi this anello,
segno del mio amore e della mia fedeltà.
Nel nome del Padre e Figlio del
e dello Spirito Santo.

Po wypowiedzeniu przysięgi odbyła się modlitwa, a później eucharystia. Nam udzielono jej pierwszej. Msza zakończyła się błogosławieństwem. Po zakończeniu uroczystości musieliśmy iść po zakrystii by złożyć podpis w Księdze Małżeństw. Dostaliśmy certyfikat z błogosławieństwem od papieża. Podziękowaliśmy księdzu za całą uroczystość. Idąc przez kościół, główną nawą, Zbyszek nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń gładząc kciukiem obrączkę.

- Pani Bartman - cichutko się zaśmiałam i położyłam głowę na bicepsie męża. 

No na pięciocentymetrowym obcasie dosięgam mu do ramienia, co lekko mnie denerwuje, bo będę musiała stanąć na palcach lub zmusić go by się pochylił, ale wizja bycia w dziesięciocentymetrowch szpilach przez cały wieczór przyprawiała mnie o ból stóp.
Wychodząc z kościoła zostaliśmy obsypani konfetti, a z tub wystrzeliły białe i srebrne, papierowe motylki i płatki kwiatów. Po otrzymaniu prezentów i życzeń od gości udaliśmy się na salę weselną. Niestety siatkarze nie mogli być z nami, ze względu na kadrę, ale Krzysiek, Patryk (jako świadek) i dziewczyny siatkarzy podtrzymali atmosferę jaką by stworzyli chłopacy. Bramę weselną też stworzyli. 
Willa weselna, w której miała się odbyć druga część uroczystości była oddalona półgodzinną jazdą ze stolicy. Nie wiem jak chłopakowi się to udało, nawet nie chcę słyszeć ile za to zapłacił, ale gdy przybyliśmy na miejsce kilka łez szczęścia poleciało po policzkach. Rodzice powitali nas chlebem i solą, kieliszki z wypitą wódką poleciały za nasze plecy. Na sale Zbyszek wniósł mnie na rękach. Po odśpiewaniu przez gości "sto lat" i innych polskich przyśpiewkach, polski zespół poprosił gości o zajęcie swojego miejsca przy stole, a nas o zatańczenie pierwszego wspólnego tańca. Nie miałam pojęcia jaką piosenkę wybrał, nie mieliśmy żadnej próby. Po ślubie w kościele o nic się nie denerwowałam. Wiedziałam, że Zbyszek załatwił wszystko perfekcyjnie, a w tańcu poprowadzi mnie. Z głośników poleciała zagrana piosenka przez zespół. Zbyszek ucałował moją dłoń i złapał ją w swoją, drugą objął mocno w pasie. Ja wolną rękę położyłam na ramieniu chłopaka. 
***
- Pięknie wyglądasz - szepnął mi do ucha, przez co zarumieniłam się lekko - nie mogę od ciebie oderwać wzroku
- Twoja mama to samo powiedziała.
- Widzę, że nawet i bransoletkę masz jej
- Dała mi jako prezent ślubny, później mam ją przekazać naszej córce lub synowej - uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu w oczy, złożył delikatny pocałunek na moich ustach po czy obrócił mnie dookoła. Położyłam głowę na jego piersi, dałam mu się poprowadzić, ale częściej kołysaliśmy się do rytmu piosenki. Kilka razy już tańczyliśmy do niej. Zawsze ją śpiewaliśmy, wpadła nam w ucho i dlatego się szeroko uśmiechnęłam gdy usłyszałam, że będziemy do niej tańczyć.
- Więc proszę cię blisko bądź, kochaj mnie, trwaj przy mnie bo...- fragment ten zaśpiewałam ja, tak by tylko on mógł to usłyszeć
- Wokół wzburzone morze tylko twoja dłoń -zaśpiewaliśmy razem i Zbyszek ponownie okręcił mnie dookoła.- To los chce, dać lub zabrać mi, Dziś oprócz Ciebie wiem nie mam nic.

Mąż wspaniale poprowadził mnie w naszym pierwszym wspólnym tańcu. Na końcu złapał mnie mocniej w pasie, a ja czując to co chce zrobić objęłam jedną ręką jego szyję. Pochylił się w bok tak, że "leżałam" na jego ręce. Spojrzał mi w oczy i pocałował mnie, prostując nas. Goście wstali i zaczęli bić brawa. 

- Dziękuje - powiedziałam kładąc dłoń na policzku Zbyszka. Pocałowaliśmy się szybciutko i ukłoniliśmy się. 

Wesele się udało. Po wszystkich było widać, że są szczęśliwi. Zatańczyłam ze wszystkimi. Krzysiu i Ivan najwięcej razy wyciągnęli mnie na parkiet. Ignaczak za prośbą chłopaków zorganizował międzynarodowe połączenie na skype. Siatkarze, którzy nie mogli tutaj być chcieli złożyć nam życzenia i oczywiście, w wolnym czasie opić nasz ślub. Oczepiny również się udały. Muszkę Zbyszka złapał Ivan, a mój welon Natala. Zabawy oczepinowe trwały długo. Zmęczona, po godzinie drugiej nad ranem, usiadłam do stołu po kilku godzinnej zabawie i nalałam do swojej szklanki soku. Wypiłam łyk i nie zdążyłam odstawić naczynia z powrotem na stół, bo za pleców szklankę wyrwał mi Zbyszek. Cały mokry od potu wypił pozostałości napoju i dolał jeszcze raz wypijając ją duszkiem. Zaśmiałam się, kręcąc głową. Wzięłam serwetkę stojącą w serwetniku. Pochyliłam się, kładąc jedną dłoń na kolanie męża, a drugą dłonią, trzymającą chusteczkę wytarłam pot z twarzy siatkarza. Gdy jego twarz nie świeciła się aż tak od potu, pocałował mnie w czoło i złapał za dłoń. Wstał i pociągnął mnie na parkiet pomimo moich protestów. Zespół widząc idących nas w stronę części tanecznej zagrali wolniejszy kawałek. Objęłam szyję chłopaka, a on przyciągnął mnie bliżej siebie kładąc swoje wielgaśne dłonie na lędźwiach. Czuć było od niego alkohol, z resztą ode mnie też. Już na oczepinach zaczęło mi szumieć w głowie, przez wlane hektolitry napoju bogów.  
***
- Idziemy do pokoju ? - zapytał na ucho lekko je przygryzając, przez co się zarumieniłam lekko
- Yhymm - chłopak się zaśmiał i odszukał wzrokiem Patryka. Kiwnął mu głową, tak jakby mieli już ten gest ustalony. 

Zibi objął mnie w pasie i wyprowadził z sali. Weszliśmy do holu gdzie się mieściła recepcja i odebrał kluczyk od pokoju. Hotel, a raczej willa miał dwa piętra. Pierwsze było większe od drugiego, ze względu, że tutaj najwięcej gości było zakwaterowanych. Drugie piętro było całe nasze. Wchodząc na schody, chłopak złapał mnie w tali i pod kolanami i uniósł mnie. 

- Zibi postaw mnie - śmiałam się kładąc jedną dłoń na ramieniu, a drugą oplatając jego szyje - Zbyszek przewrócimy się, za dużo wypiłeś.
- To że dużo wypiłem nie znaczy, że jestem nietrzeźwy. Dobrze wiesz, że mam mocną głowę do picia. Jeszcze się nie chwieje - zaśmiał się i zaczął całować moją szyję.

Gdy dotarliśmy pod drzwi pokoju, odtworzyłam je kartą. Zbyszek popchnął je plecami, a zamknął lekko kopiąc w nie. Z szyi przeszedł do ust. Stał tak chwilę ze mną na rękach po czym najdelikatniej, nie odrywając się ode mnie postawił na ziemi. Położyłam mu dłonie na policzkach dając łatwiejszy dostęp do guziczków sukni. Odpinał je bardzo powoli. Barkami oparłam się o ścianę, lekko ciągnąc go, by nie oderwać naszych ust od siebie. Wypięłam biodra w kierunku jego by mógł swobodnie majstrować przy guzikach. Zjechałam dłońmi na klatkę piersiową siatkarza. Pod palcami czułam jak szybko bije mu serce. Pozostałam tam chwilę. Co jakiś czas mąż odrywał się od moich ust byśmy mogli złapać odrobiny powietrza, wtedy całował moją szyje, dekolt, obojczyki. Gdy odpiął wszystkie guziczki sukienki, wsunął dłonie pod nią, napawając się dotykiem skóry, która zdążyła już dostać gęsiej skórki. Odpięłam jego kamizelkę i koszulę rzucając je w głąb pokoju. Marynarki pozbył się na początku wesela. Zdjęłam buty, odczuwałam już skutki bycia kilkunastu godzin na wysokich butach. Teraz chłopak musiał się pochylić co mu się nie podobało. Ciężko oddychając, przycisnął swoje czoło do mojego. Pomału zsuwał pojedynczo ramiączka, drażniąc palcami moją skórę, a przy okazji podniecając mnie jeszcze bardziej. W końcu nie mogąc wytrzymać opuściłam ręce w dół, przez co sukienka szybciej opadła na ziemię. Czułam na sobie rozpalający i pełen pożądania wzrok siatkarza. Od pięciu miesięcy nie widział mnie w bieliźnie, nie mówiąc tutaj już o jej braku i o braku seksu w naszym związku. Zadowolony wziął mnie na ręce i zaprowadził nas do dużego, bardzo wygodnego łóżka. Położył mnie delikatnie błądząc rękoma po plecach.

- Myślałem, że będziesz bez stanika
- I ty myślisz, że cycki tak ładnie by się ułożyły pod sukienką ?
- Przynajmniej nie miałbym problemy z odnalezieniem zapięcia - powiedział między pocałunkami, jeżdżąc palcami po plecach w okolicach materiału górnej bielizny- no kurwa gdzie to jest - podniósł się, tak że spodnie opadły mu na podłogę. Wszedł ponownie na łóżko i opadł pupą na łydki. Usiadłam na meblu z rozkraczonymi nogami by on znalazł się pomiędzy nimi. 
- Zbyszek poczekajmy z tym, proszę. Nie jestem jeszcze gotowa- nie musiał nic mówić, jego spojrzenie pełne troski mi odpowiedziało. 

Położył dłonie na moich biodrach i pocałował w usta. Niespodziewanie przeleciał ciałem nade mną, a trzymając ręce w okolicach pośladków pociągnął mnie za sobą tak, że wylądowałam na nim. Pisnęłam śmiejąc się i wspierając łokcie o jego ciało. Do godzin porannych leżeliśmy w łóżku ciesząc się tymi chwilami. Zasnęliśmy gdy słońce było już na niebie i wpadało do pokoju przez okna. Mąż spał od kilkunastu minut, ja z wrażeń wczorajszego dnia i dzisiejszej nocy nie byłam wstanie. Cudownie się czułam z myślą, że jestem żoną Zbigniewa Bartmana. Wszystkie obawy z zaślubinami minęły. Siatkarz pokazał mi, że się zatroszczy i mnie nie opuści. Cały wieczór nie spuszczał ze mnie wzroku, a nad ranem rozmawiając zapewnił mnie, że słowa przysięgi nie wypowiedział ot tak, bo musiał. Wszystko co przysiągł przed Bogiem wypełni, będzie kiedy będę tego potrzebowała,będzie mnie kochał i szanował, będzie mi wierny i stworzy ze mną rodzinę, a potomstwo będzie wychowywał tak jak najlepiej będzie potrafił. Wiem, że poślubiłam odpowiedniego mężczyznę. 



********
Witam Wszystkie Czytelniczki :D
Dziękuje za każde słowo napisane przez was. Dziękuje tym osobą, które tutaj są, czytają i komentują :) 
Pierwszy raz popłakałam się pisząc rozdział !

Na Igrzyskach nasi siatkarze graja wspaniale, fundują nam mini zawały, w meczu z Iranem myślałam, że zejdę z tego świata :P. Dzisiaj przegrali z Rosją, ale i tak gramy dalej ! 
Wierzę, że jeszcze pokażemy tym sezonowcom na co nas stać ! 
Jedziemy po złoto ! 

Pozdrawiam Dooma :).