niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 18


Do Szczecina wyleciałam około 10, a miałam wzbić się w powietrze już o 9. No tak, bo byłoby święto gdyby nie było opóźnień. Gdy wylądowałam poczekałam na swoją walizkę, a gdy już ją miałam przy sobie to zaczęłam szukać Łukaszka. Gdy by nie miał ponad 2 metrów to byłoby trudno go znaleźć wśród tłumów ludzi na lotnisku. Co tutaj się stało, że jest jak w Nowym Jorku ? Od zawsze, nawet w jakieś święta było mało, bo z tego lotniska to rzadko samoloty startują i lądują. Poszłam zatem do przyjaciela przeciskając i co chwile przepraszając ludzi. Gdy już doszłam to odetchnęłam i rzuciłam się na niego.  
- Łuki tak się stęskniłam mój downie ty kochany - uwiesiłam się mu na szyi i pocałowałam go w policzek.
- Wybaczam ci te brzydkie słowo, bo też się stęskniłem, a chcę jeszcze dostać tą czekoladę i nie oberwać łyżwą- zaśmiał się, a ja go mocniej przytuliłam i także się zaśmiałam. Gdy oderwałam się od niego to wziął moją walizkę i skierowaliśmy się do samochodu. Jak zwykle musiałam się wkurwić, bo ten kretyn wziął bez pytania moje autko. Co tam, że nie mam jeszcze prawka, a samochodzik tak.
- Łukasz, a w mordę chcesz ?!
- Ale kochanie co się stało ? I odpowiadając na twoje pytanie to jeszcze moja twarzyczka ma być ładna i bez zadrapań i takich tam - uśmiechnął się i przejechał dłonią po wygolonej twarzy. 
- Ty jesteś takim debilem, że nie widzisz tego - wskazałam na bmw
- No samochód stoi - dosłownie strzeliłam sobie "fejspalma "
- Idioto to MÓJ samochód, a przecież wiesz, że go się nie rusza, TAK ?!
- Oj misiaczku nie złość się. Ryski nie ma więc jest okej - uśmiechnął się jak idiota, no jak chłopaki z Jastrzębia. Po 15 minutach jazdy byliśmy już na lodowisku. Bawiliśmy się jak małe dzieci. Łukasz i łyżwy to nie jest dobre połączenie. Co chwile się wywalał, a ja się z niego śmiałam, ale mimo tego i tak co roku mnie na nie wyciąga. Po tym pojechaliśmy do przytulniej kawiarenki gdzie wypiliśmy czekoladę. Bywamy tutaj dosyć często więc co się dziwić jak obsługa mówi do nas po imieniu. Usiedliśmy w tym samym miejscu co zawsze czyli w kącie przy kominku i zamówiliśmy to co zawsze ( czekoladę i sernik na zimno). Tak siedząc i czekając na nasze zamówienie zaczęłam wspominać tamte lata. Od 15 roku życia tutaj przyjeżdżam z Łukaszem i tylko z nim. Nawet Kuba nie wiedział o tym miejscu. On wolał spędzać czas w bardziej znanych kawiarniach czy restauracjach. I to też nas różniło, bo ja wolałam iść to takich domowych restauracji gdzie czujesz się jak w domu czy u babci. Tak przy natłoku wspomnień łzy pociekły mi po policzkach. Przyjaciel to zauważył i zaczął się niepokoić. 
- Nic się nie stało Łukaszku - starłam łzy z policzków - tak mi się wzięło na te wspomnienia i się rozbeczałam - zaśmiałam się.
- Już myślałem, że coś się stało, chociaż dalej tak myślę, bo taka inna jesteś. Nie zachowujesz się jak zawsze. Jesteś spokojna, cicha i dziwna, nie poznaje cię miśka. Coś się stało ? Ktoś ci coś zrobił ? Ten Zbyszek cię skrzywdził ?
- W żadnym przypadku mi Zibi nic nie zrobił - uśmiechnęłam się - Nikt mi nic nie zrobił. Po prostu - nie wiedziałam jak mu to powiedzieć - dowiedziałam się, że mam nadciśnienie tętnicze i nie jest mi zbyt wesoło od wczoraj - popatrzyłam się w jego oczy. Widziałam, że się martwił, a tego chciałam uniknąć. Ma teraz trochę problemów na głowie i jeszcze moim będzie się przejmował - Tylko się nie martw. To może nie być to, bo objawy trochę mi się nie zgadzają. Jak przyjadę po świętach na Śląsk to zrobię jeszcze raz badania w innym szpitalu. Będzie wszystko okej - złapałam go za dłoń i lekko ścisnęłam uśmiechając się przy tym. Chciałam trochę rozweselić atmosferę więc zaczęłam opowiadać co się działo od ostatniej naszej rozmowy. I tak przy cieście i czekoladzie przegadaliśmy z 2 godziny. Po mile spędzonym czasie zaczęliśmy się zbierać. Ubraliśmy się, Łukasz zapłacił i wyszliśmy na dwór. Poszliśmy się przejść do pobliskiego parku. Uwielbiam chodzić w zimę na spacery i do tego jeszcze  robić zdjęcia. Pochodziliśmy z 15-20 minut i postanowiliśmy wracać do domu. Długo nie jechaliśmy, bo dom, w którym spędziłam zaledwie 4 miesiące był oddalony o 10 minut jazdy. Tak jak już wspomniałam dom, w którym spędziłam 4 miesiące był spadkiem dla Bartka po jakiejś dalekiej ciotce, z którą utrzymywał dobry kontakt. Czułam się w nim jak księżniczka. Gdy przyjechaliśmy do domu mama z Bartkiem czekali już na zewnątrz. Poszłam przywitać się z opiekunami, zostawiając Łukiego z walizką ( bo i tak by ją wziął ). Mama jak zwykle się rozpłakała, a ja z nią ( tak już mamy w zwyczaju :P). Weszliśmy do domu i od razu mogła poczuć zapach świąt. Rodzicielka od samego rana gotuje, piecze i co tam jeszcze można robić, a Bartek z Łukaszem ubierali choinkę, która się teraz pięknie prezentuje w salonie. Oczywiście prawdziwa musi być, bo bym zabiła jak by była sztuczna. Rozebrałam się i poszłam się przywitać z siostrami. Hanka leżała na sofie, ponieważ ciepielęga złamała kości w śródstopiu, bo skakała po schodach i źle stanęła na stopę. Mania za to była u siebie w pokoju więc wybrałam się tam. Niedawno wyszła po raz kolejny z Ośrodka dla uzależnionych. Mama z Bartkiem nie wiedzą jak mają już jej pilnować by nie paliła i nie piła. Przepisali ją nawet do prywatnej szkoły, żeby unikała starego towarzystwa. Zapukałam w drzwi i jak zwykle cisza. Zapukałam kolejny raz i tylko usłyszałam wrzask
- Nigdzie nie idę. Zostawcie mnie w spokoju !
- Nawet ze mną się nie przywitasz - otworzyłam troszkę drzwi i wychyliłam się za nich. Ta szybko wstała i podbiegła do mnie, przytulając mocno. Mimo to, że nie miałyśmy miłych początków i mnie nienawidziła za to, że powstrzymałam ją od wstrzyknięcia heroiny (kilka razy) i od samobójstwa, to i tak się kochałyśmy. 
- Mamy do pogadania kochana.
- Kolejna osoba. - wiem, że wtedy wywróciła oczami - Wiem już wszystko i to się zmieni. Chodzę na terapię i takie tam. Błagam cię przynajmniej mnie ty oszczędź. 
- I tak pogadamy - wystawiłam jej język - chodź, zejdź na dół. - poprosiłam
- Okej, ale to tylko dla tego, że ty jesteś. - uśmiechnęła się i poszła ze mną. Ja jeszcze wstąpiłam do mojego pokoju po aparat i telefon i także zeszłam na dół. Siatkarz pomagał mamie w kuchni, przez co byłam zadowolona, bo akurat to jedyny okres gdzie nienawidziłam gotować. Miałam takiego stracha, że zaraz coś zepsuje i tak się zazwyczaj działo więc wolałam unikać tego miejsca w tym okresie. Podłączyłam aparat do telewizora i pokazałam zdjęcia, które do tej pory zrobiłam. Jakieś kilkaset widziałam pierwszy raz, a to dla tego, że "ukradli mi" aparat i zaczęli robić sobie selfie. Hanka strasznie mi zazdrościła, że znam siatkarzy i powiedziała, że na ferie do mnie wbija. I tak do godzin popołudniowych spędziłam czas, a później postanowiłam, że wyjdę z psami na spacer. Wzięłam ze sobą Mańkę, bo uważałam, że najlepiej będzie porozmawiać i nikt nam nie przeszkodzi. Ubrałam się ciepło ( zamiast max'ów miałam trapery). Dwa rottweiler'y nie musiałam zapinać w smycz, ale tych urwisów to akurat musiałam, bo znowu wpadli by w śnieg i nie mogłabym ich znaleźć. I tak połowę drogi to przeniosę na rękach, bo dupki im zmarzną. Tak jak obiecałam porozmawiałam z nią. Widać, że stara się z tego wyjść i cieszę się z tego. Pochodziliśmy z półtorej godziny i postanowiliśmy wracać. 
Do kolacji wigilijnej praktycznie nic nie robiłam, pomogłam jedynie nakryć stół. Potem poszłam się przebrać i pomóc w przynoszeniu potraw. W rodzinnym gronie ( wraz z Łukaszkiem) spędziliśmy ten czas wigilijny.

 W drugi dzień świąt obudziłam się z przeszywającym bólem głowy. Narzuciłam na siebie tylko duży sweter, bo spodnie od dresu już miałam na sobie. Schodząc po schodach zrobiło mi się czarno przed oczami, szumiało mi w uszach i dalej nic nie pamiętam, bo zemdlałam. 
Próbowałam otworzyć oczy, ale rażące światło mi to uniemożliwiało.  Po kilku próbach w końcu mi się udało. Zobaczyłam, że nie jestem w domu tylko w sali szpitalnej, a koło siebie mamę, Bartka i Łukasza. Strasznie mnie głowa bolała i nie mogłam nic powiedzieć. Po kilku minutach przyszedł lekarz.
- No Doma widzimy się po raz kolejny - uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam- a obiecałaś, że nie będzie kolejnej wizyty w szpitalu chyba, że porodówka. 
- No tak wyszło doktorku - powiedziałam zachrypniętym głosem. Lekarz jest znajomym Bartka i prowadził mnie gdy przyszłam na usunięcie migdałków jak i wyrostka robaczkowego. - Doktorze co mi jest. Niby mam nadciśnienie tętnicze, ale nie wszystkie objawy się w tym zgadają. Miałam jeszcze raz zrobić badania, ale to dopiero po świętach. W ogóle to co mi się stało ? 
- Zemdlałaś i spadłaś ze schodów, uderzając przy tym głowa o podłogę z dużej wysokości. Byłaś nieprzytomna przez kilka dni. Zrobiliśmy badania i z głową jak i z innymi częściami ciała jest wszystko okej, na szczęście. Tylko niepokoi mnie ta choroba.
- Jaka choroba ? Ile dni byłam nieprzytomna ?
- Przez 4 dni spałaś. Prawdopodobnie masz anemie, tak wskazują na to objawy i część wyników, które już mam przy sobie. 
- Czyli to jednak anemia. 
- Nie mówię tak, bo to nie jest jeszcze na 100 procent, ale spokojnie z tym też można trenować - dotknął mojego ramienia i się uśmiechnął.- zostaniesz tutaj jeszcze tydzień. 
- Ale przecież ja mam szkołę i jeszcze jest końcówka semestru.- zaniepokoiłam się trochę. Każdemu nauczycielowi "odwala" na koniec semestrów i robią jak najwięcej się da sprawdzianów i kartkówek. 
- I tak szybko nie zawitasz w szkole, bo musisz odpocząć. Dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala i możesz po tym czasie wrócić.
- Że ile ?! 
- Spokojnie - uśmiechnął się, a mi do śmiechu nie było - Ada z Bartkiem już wszystko załatwili. Nic się nie stało i nauczyciele wystawią ci oceny z tego co masz, a z tego co słyszałem to masz bardzo dobre stopnie.
- No zaprzeczyć nie mogę. No dobra jak mus to mus. 
I tak przeleżałam cały tydzień. Dobrze, że przynieśli mi komputer, bo chyba bym się zanudziła na śmierć, a prawie do tego doszło, bo przez 3 dni nie mogłam połączyć się z internetem w szpitalu, aż w końcu przywieźli mi z domu. Niestety mój telefon ucierpiał przy moim upadku i teraz nie nadaję się nawet do naprawy, bo to chyba by wyniosło więcej niż kupienie takiego samego, nowego telefonu. Moja xperia z cała się potłukła, z przodu i z tyłu. Więc obiecali mi kupić nowy, ale na razie jestem bez niego. W piątym dniu mojego pobytu tutaj przyszedł doktorek z nie najlepszymi wieściami. 
- Jak się czujesz Dominika ?
- No niby lepiej, ale nie aż tak dobrze. Ma już doktor wyniki ?
- Tak mam i nie będą dla ciebie dobre. Tak jak już przeczuwaliśmy masz anemię. Dostaniesz odpowiednie leki i przez najbliższy miesiąc masz zakaz trenowania. Wszystkie wyniki przekaże ci w teczce i dasz je swojemu klubowemu lekarzowi. Jutro będziesz miała wypis i będziesz mogła iść do domu. - lekarz usiadł koło mnie i dotknął mojego ramienia - ej uśmiechnij się przecież anemia to nie wyrok śmierci. Fakt nieleczona może do tego doprowadzić, ale ty już jesteś pod naszą opieką i dostajesz leki. Będziesz mogła dalej trenować, ale musisz teraz odpocząć, bo masz przemęczony organizm. Twoja koleżanka przecież też ma anemie i gra dalej. - uśmiechnęłam się i przytuliłam doktorka. 
- Dziękuje za wszystko. Bez ciebie to nie wiem co by się stało.
- To moja praca i musiałem ci pomóc. I nawet nie myśl co by się stało - odsunął się ode mnie i poszedł w kierunku drzwi - teraz to ty się zajmij tym siatkarzem i miejcie małe Bartmany, bo cały facebook gwiżdże o tym - złapałam poduszkę i rzuciłam w jego stronę, ale nie trafiła w niego, bo zamknął drzwi. 
- Głupek - krzyknęłam i wstałam po poduszkę. Było już po 21 więc postanowiłam iść spać, będąc dobrej myśli, że wszystko będzie dobrze. 



******
Witam Was Kochane :D. 
No trochę mi się rozdział nie podoba :/, ale postaram się następny napisać lepiej :). Kolor czcionki teraz biały :P
Kanarki pokonane w piątek i czekamy na zwycięstwo dzisiaj :P. 
A teraz historyjka z życia wzięta :P
Wczoraj oglądam powtórkę meczu z piątku i nagle pokazują Rezende jak łapie się za głowę, bo nasi zdobyli punk i moja mama to oglądając skomentowała to tak " poczekaj zaraz będzie słuchawką rzucał " hahahhah No mamuś KOCHAM CIĘ <3.

Chciałabym w wakacje dodawać co 2 dni nowy rozdział, ale nie wiem czy jest sens i w ogóle czy to czytacie więc mam prośbę kto przeczyta to niech napisze komentarz. Nie musi to być jakaś długa notka, może to być jakaś minka lub co tam już chcecie :P
PS. Jest i folder ze zdjęciami :) Zaprasza do obejrzenia :P

6 komentarzy:

  1. Twoja mama wymiata Hahahha xd ;*
    Świetny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetnie. Ha, jednak anemia! Też czułam, że to nadciśnienie brzmi jakoś niedobrze :D Ale zaraz, ona była nieprzytomna 4 dni i ani słowa o Zbyszku? To gdzie ten bartman się podziewał?!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam :) i jak najbardziej jestem za rozdzialami dodawanymi co 2 dni ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ! Nadrobilam wszystkie zaległości . Zapraszam na dajszansemilosci.blogspot.com na. 11 rozdział i na mojego nowego bloga naszahistoriamilosci.blogspot.com i czekam na opinię oraz nowy rozdział i tutaj ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie nowy zapraszam http://niebopiekloniesiatkowka.blogspot.com/.
    Pozdrawiam Princee. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam, czytam aczkolwiek jak będziesz dodawać rodziały, co dwa dni to nie wiem jak będzie z moją obecnością. Niestety cierpię na brak czasu...

    OdpowiedzUsuń