niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 17


- Okej, już wszystko wiem i nie będę pani trzymać w niepewności. Ma pani nadciśnienie tętnicze. - powiedzial lekarz, a mnie wmurowalo w to siedzienie. Poczułam jak po policzkach spływają słone łzy.
- To jest nie możliwe, musieliście się pomylić, ja nie mogę na to chorować. Dziadek umarł na to, ja nie mogę ... - rozpłakałam się już całkiem. Zbyszek przytulił mnie i próbował uspokoić. Lekarz wszystko przekazał siatkarzowi, bo ja nie byłam w stanie nikogo słuchać. Podał teczkę z wynikami i receptę z lekami jakie trzeba wykupić. Po wyjściu z gabinetu poszliśmy do samochodu. Uspokoiłam się do takiego stanu, gdzie tylko mi łzy spływały. Pojechaliśmy do apteki gdzie Zibi poszedł wykupić leki, a ja zostałam w samochodzie. Patrzyłam przez to okno i myślami byłam gdzie indziej. Czy ja w końcu nie mogę być szczęśliwa ? Najpierw ta zdrada, później przez moją głupotę ta akcja ze Zbyszkiem teraz ta choroba. Niby można ustabilizować objawy, ale ja i tak w to nic nie wierzę. Dziadek wszystkiego próbował i umarł na zawał 2 miesiące po dowiedzeniu się o chorobie. Po 5 minutach Zbyszek przyszedł i gdy wyjechał na ulicę kierował się w stronę Żor. 
- Zawróć jakoś, ja chcę jechać do Dąbrowy - powiedziałam nie patrząc się na niego. 
Przy najbliższym rondzie skręcił w odpowiedni wjazd kierujący na Dąbrowę. Po 20 minutach przyjechaliśmy pod moje tymczasowe zamieszkanie. Wysiadłam i skierowałam się razem z nim do domu. Akurat była ciocia z wujkiem wiec nie musiałam wyciągać kluczy. Kasia czekała na przedpokoju, bo trochę ją zdziwiło, że przyjechaliśmy. Gdy weszliśmy do domu to bez żadnego przywitania zdjęłam buty i poszłam do pokoju. Tam rozebrałam się z kurtki i sukienki wraz z rajstopami i założyłam dres. Położyłam się do łóżka i najzwyczajniej na świecie się rozbeczałam. Siatkarz tam na dole zapoznał się z ciocią i wujkiem i przeszedł do sedna sprawy. Opowiedział wszystko i przekazał teczkę z wynikami wraz z lekami. Kasia chciała mu oddać pieniądze za te leki, ale Zibi ich nie przyjął. Kobieta wręcz nalegała żeby je wziął, ale on był nieugięty i dalej trzymał na swoim. Poprosił ją tylko czy mogłaby wskazać mój pokój. Po chwili byliśmy  razem w pomieszczeniu.  Płakałam dalej, a Zbyszek usiadł koło mnie i próbował uspokoić, pocieszyć. 
- Misia, proszę nie płać. Ja wiem, że ci jest ciężko, ale przecież da się to wyleczyć.
- Ta gówno prawda. Tak samo to powiedzieli dziadkowi i co. Po 2 miesiącach zmarł. Wiec nawet możesz się ze mną pożegnać, bo nie wiadomo kiedy nadejdzie mój koniec - mówiąc to podniosłam się do pozycji siedzącej. 
- Przestań tak mówić ! Będziesz żyła jeszcze długo, że zobaczysz swoje prawnuki. Domiś nie mów tak więcej. - mówiąc to Zbyszek, położył swoje dłonie na moich policzkach i dotknął czołem mojego. Szlochałam, a łzy płynęły po moich policzkach po czym po chwili zostały starte kciukami siatkarza. Lekko musnął moje wargi swoimi, po czym wtuliłam się w niego. Nie byłam zła za ten gest czy ruch z jego strony. W tej chwili potrzebowałam tego, tej miłości, bycia ze mną z jego strony. Wtulona w niego przepłakałam z 20 minut po czym już mi się odechciało. 
- Będziesz na wigilii ? 
- Jakoś nie mam ochoty. Nie byłabym w stanie tam wysiedzieć z 10 minut.
- Może nie będzie, aż tak strasznie. Chodź przynajmniej złożysz życzenia i chwile posiedzisz. 
- Nie Zbyszek, to nie jest dobry pomysł. Wszystkim zepsuje tylko humor. Powiedz, że musiałam wcześniej wyjechać. 
- Okej. Rzeczy przywiozę jutro z rana, zadzwonię później. Do widzenia skarbie. - po czym oderwaliśmy się od siebie i pocałował mnie w czoło. 
- Do widzenia i dziękuje za wszystko - pocałowałam go w kącik ust. Zeszłam z niego i położyłam się pod kołdrą. Ten wyszedł z pokoju i skierował się do drzwi wyjściowych. Pożegnał się z moimi opiekunami i wyjechał w stronę własnego mieszkania. Ciocia przyszła do mnie i położyła się za mną przytulając mnie do siebie. 
- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się, zrobimy wszystko byś z tego wyszła. 
- Ale ciociu... 
- Heniek zmarł, bo za późno się o tym dowiedział i lekarze za wolno zareagowali. Ty z tego co tam jest w tych wynikach masz wczesne stadium nie zagrażające życia. W ogóle tak dla świętego spokoju zrobimy jeszcze raz te badania po świętach w innym szpitalu, bo coś mi się nie podoba w tych papierach, ale to później. Na razie ciesz się świętami i spędzeniem tego ostatniego dnia ze znajomymi. 
- Nie ciociu ja chyba nie pójdę. Nie mam ochoty psuć sobie i innym humoru. 
- No ty chyba zwariowałaś. Idziesz i koniec. Zrobiłam już ciasto i Ania za godzinę przywiedzie ci sukienkę. Akurat nie tą co kupiłaś specjalnie na ta okazję, ale inna i co zostawiłaś kiedyś u nas. - ciocia się uśmiechnęła i przytuliła mnie. - Na którą masz ?
- Na 19. 
-  To o 18 wyjedziecie z Andrzejem. Teraz się prześpij z godzinkę, a około 16 wstaniesz i się wyszykujesz. Obudzę cię, a teraz idź spać - ciocia pocałowała mnie w czoło i poszła zamykając drzwi.
Ta godzina spania, to tak jak drzemka 10 minutowa. Dokładnie o 16:10 ciocia zawitała do mnie z sukienką i wysłała do łazienki. Tam na umytą i zmazaną od starego makijażu twarz nałożyłam nowy make-up. Teraz nie było widać śladu, że płakałam. Upięłam włosy w koczka i założyłam sukienkę. Do tego czarne rajstopki, czarne lity i czarna torebka. Biżuterię postanowiłam na złotą. Zeszłam na dół to akurat ciocia pakowała ciasto. Uwielbiałam robić z nią w Święta Bożonarodzeniowe tartę i przystrajaliśmy ją jak najbardziej świątecznie. Dochodziła 18 więc ciocia zawołała wujka by już schodził. Założyłam płaszcz i wzięłam torebkę. Wzięłam od Kasi ciasto i podziękowałam za wszystko. Dałam jej buziaka w policzek i poszłam razem z wujkiem do samochodu. Ciasto położyłam do tyłu i zabezpieczyłam tak by nie latała po "całym samochodzie". Było trochę samochodów na ulicach więc dotarliśmy do Jastrzębia kilka minut po 19. Wzięłam ciasto i poszłam w kierunku hali gdzie później skierowałam się do sali konferencyjnej. Otworzyłam drzwi, a wszystkich oczy skierowały się na mnie. No tak, co się dziwić jak przyszłam ostatnia i miało mnie nie być, ale jak się później dowiedziałam to Zibi nie powiedział tak dużo osobą, że nie przybędę. Przywitałam się ze wszystkimi i poszłam dać ciasto, a później skierowałam się w miejsce puste gdzie "specjalnie" czekało na mnie. Zbyszek wstał i pomógł mi zdjąć płaszcz, po czym poszedł go odwiesić. Jak na niego patrzyłam w tej czerwonej koszuli w kratkę, która opinała jego bicepsy to kolana mi miękły, wyglądał bardzo seksownie. 
- Kochanie wszystko będzie dobrze, przejdziemy przez to razem i damy radę - powiedziała mi cicho do ucha Maja cały czas mnie przytulając. 
- Damy radę, musimy - też ją przytuliłam i tak samo powiedziałam cicho. Oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy. 
- Myślałem, że nie przyjdziesz ?- powiedział mi na ucho Zibi gdy już usiadł na swoim miejscu.
- Taki prezencik zrobiłam - uśmiechnęłam się do niego. 
- Ślicznie wyglądasz. 
- Dziękuje - posłałam w jego kierunku ciepły uśmiech. 
Po kilku minutach głos zabrał prezes po czym złożyliśmy sobie nawzajem życzenia. Jak zwykle i tu nie odbyło się bez zboczonych życzeń. Po złożeniu sobie nawzajem ze wszystkimi usiedliśmy i zjedliśmy potrawy wigilijne, tutaj ich było o wiele więcej. Posiedziałam może z półtorej godziny po czym powiedziałam, że muszę już iść, bo jutro mam wcześnie samolot. Pożegnałam się ze wszystkimi z osobna, a z Majką najdłużej mówiąc jej, że będziemy do siebie codziennie dzwonić. Zibi zaproponował odwózkę więc czemu nie skorzystać, od razu wskoczę po rzeczy. Pożegnał się także i poszliśmy do jego samochodu. Szybko się uwinęliśmy z podróżą, bo już po około godzinie staliśmy pod domem. Wysiadłam z samochodu i wzięłam swoją torbę. Poszłam w kierunku siatkarza, który stał oparty o samochód. 
- Do dopiero po świętach się zobaczymy ?- powiedział 
- Ten czas szybko zleci, nim się obejrzysz już będzie 2 stycznia i zobaczymy się na treningu. - uśmiechnęłam się do niego - Jeszcze raz wesołych świąt, pozdrów i złóż ode mnie życzenia twojej rodzinie. 
- Wesołych i ty tak samo ode mnie i calutkiej rodzince - uśmiechnął się i pocałował mnie i to nie tak normalnie w policzek tylko w usta. Nie no ja go kiedyś zabije. Zrobiłam mu wyjątek i odwzajemniłam ten pocałunek. Całował mnie tak delikatnie i czule. Teraz wiedziałam, że to ten jedyny i wiem, że mnie nie skrzywdzi. Oderwaliśmy się od siebie i ten cwaniacko się uśmiechnął. 
- Żebyś nie pomyślał, że to już ten moment. To taki kolejny prezencik - powiedziałam i się oddaliłam.
- To ja mogę jak najczęściej takie prezenty dostawać. - krzyknął w moją stronę. 
- Śnisz skarbie - posłałam mu buziaka w powietrzu i poszłam do domu.

********
Witam was kochane :). Cieszę się z liczby wyświetleń, bo ciągle rośnie :). Dziękuje za to <3. No wiec co powiecie o tym rozdziale ? Przepraszam bardzo za powtórzenia :).  Teraz kolor czcionki jest mandarynkowy :P.
CZYTASZ+KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

W tym tygodniu spełniły się moje marzenia. Do mojej szkoły zawitał Marcin Prus i mieliśmy z nim spotkanie, a później trening :), a w piątek pojechałam na mecz do Katowic i miałam 4 w 1( 1. pojechać do Katowic, 2. Być w Spodku, 3. Być na meczu, 4. Zobaczyć siatkarzy ). Był to najlepszy tydzień jaki mogłam sobie wymarzyć :). Zdjęcia zobaczycie w nowej zakładce :P. 

Pozdrawiam Dooma :).

PS. Blogger znowu nawala i nie mogę dodać zdjęć więc w najbliższych dniach powinny się ukazać :)

5 komentarzy:

  1. Oo nie mówiłaś, że będziesz w Spodku! Ja też byłam! Kurde, szkoda, że się nize zgadałyśmy ';< Rozdział swietny i wyczuwam, że z tymi wynikami może być coś nie tak i nie na to cierpi Doma ;) Będzie dobrze. Musi być!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha ty zapomnialas o moim blogu a ja o twoim. Kiedy oni wkońcu będą razem ? Będę cię tutaj informować o nowościach u mnie i jak to nie problem to ciebie proszę o to samo :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja byłam w Spodku w tamtym roku, a w tym czas na Arena Kraków :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ZaprasAm na dajszansemilosci.blogspot.:*com na nową część

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, że byłaś... ;)
    Też bym chciała pojechać :( Tak naprawdę, to miałam być, ale niestety... plan nie wypalił ;(
    Przyjaciółka mnie zawiodła, no cóż. NIe będę się rozpisywać, bo to długa historia.. :)
    Rozdział jest świetny. ;) I kiedy oni w końcu będą razem, no?
    Mam nadzieję, że będzie dobrze...
    Czekam na kolejny, dawaj szybciutko :*
    Pozdrawiam, Jullaa :*

    PS. W wolnej chwili zapraszam na nowy, 56 rozdział ;)
    http://zakochaniwsiatkowce.blogspot.com/2014/06/rozdzia-56.html
    Przepraszam za spam.

    OdpowiedzUsuń