środa, 16 września 2015

Rozdział 58


"TAK"

24 grudnia otrzymałam wypis ze szpitala. Nie czułam się jeszcze dobrze, ale było lepiej niż kilka dni temu. Około godziny 12 przyjechał Zbyszek. Przywiózł mi ubrania, które ubrałam po wcześniejszym wykąpaniu się. Ubrana w szary długi sweterek, jasne wzorkowate leginsy, różowy pastelowy szalik i jasne różowe kozaki emu, które dostałam od Felicie odebrałam karteczkę, która pozwalała mi opuścić szpital i udałam się wraz z chłopakiem na dwór. Przed wyjściem założyłam kurtkę i rękawiczki. Na dworze mimo, że jest grudzień śniegu było malutko. Prawie w ogóle go nie było, za to temperatura pokazywała dziesięć kresek na minusie.
Droga do stolicy zajęła nam niecałe cztery godziny. Przespałam prawie całą podróż. Obudziłam się będąc 50 kilometrów od Wawy. Staliśmy w korku więc postanowiłam zadzwonić do taty i złożyć życzenia. Długo nie porozmawialiśmy, bo był wraz z macochą w trakcie drogi do Watykanu. Co roku jadą tam by otrzymać błogosławieństwo od Papieża, później w rodzinnym gronie zasiadają do stołu wigilijnego, a wieczorem po kolacji wszyscy jadą na Pasterkę do stolicy apostolskiej. Święta tam są magiczne. Żałuję, że od kilku lat w święta Bożego Narodzenia jestem w Polsce, ale Zbyszek nie może wyjechać na tak długo, a on również chciałby spotkać się z rodziną. Obiecał mi, że jak tylko będzie miał więcej dni wolnych w święta to na pewno tam pojedziemy. Godzinę przed rozpoczynającą się wigilia u państwa Bartman, dotarliśmy do Wawy. Zbyszek zdecydował, że zatrzymali się w jego mieszkaniu. W Cosmopolitanie ogarnęliśmy się po podróży. Gdy się wykąpałam i na ciało nałożyłam balsam o zapachu wiśni chciałam założyć rajstopy, ale wielkie łapska Bartmana mi to uniemożliwiły. Wyprostowałam się i odwróciłam się przodem do niego. Złączył nasze usta w długim pocałunku. Od rana był jakiś dziwny. Jakby się czymś stresował ?

- Coś się stało ? - zapytałam kładąc jedną rękę na jego policzku, a druga trafiła na ramię.
- Co ? Nie nic. Po prostu się boje, że coś sobie jeszcze zrobisz - zaśmiał się, za co jego potylica oberwała
- Nic się już nie stanie. Postaram się po raz kolejny nie wylądować w szpitalu.
- Chyba, że na porodówce - po raz kolejny zdzieliłam go po głowie tylko, że mocniej.

Wygoniłam go z łazienki bym mogła dokończyć się ubierać, bo stanie w samej bieliźnie i to na boska nie było przyjemne. Zaraz się przeziębię i znowu będzie wrzeszczał, że nie dbam o siebie. Tak więc nałożyłam rajstopy, białą koszulę, czerwoną spódniczkę za kolana, ale nie do kostek i szary nierozpinany sweterek. Mankiety podwinęłam, a kołnierzyk poprawiłam by to wszystko ładnie i schludnie wyglądało. Postanowiłam by zrobić makijaż tak by wyglądało naturalnie. Nałożyłam cienką warstwę fluidu by zakryć zaczerwienienia, czekoladowym odcieniem kredki zagęściłam linię rzęs, po czym wyglądały jakbym miała ich więcej, lekko przejechałam tuszem rzęsy, a usta przejechałam pomadką ochronną. Po skończonym makijażu uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i spryskałam się perfumami, które używam tylko na takie okazję. Są łagodne i do tego ładnie pachną. Po mnie łazienkę zajął chłopak. Z kosmetyczki wyjęłam bransoletkę od siatkarza i złoty zegarek. Włosy wyprostowałam i pozostawiłam rozpuszczone. Na nogi nałożyłam szare odkryte buty na małym obcasie. Do torebki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wyszłam z sypialni i usiadłam na sofie w salonie. Kolacja wigilijna w tym roku ma być w pomniejszonym gronie. Przyjedzie siostra Zbyszka z narzeczonym i my. Nikt więcej ma nie zawitać, z tego co mi chłopak powiedział. Zibi wyszedł z łazienki po 10 minutach z niezapiętą koszulą. Pokręciłam głową i poczekałam kolejne 10 minut, aż się kompletnie ubierze. Około 16 wyszliśmy z mieszkania i taksówką udaliśmy się na obrzeża miasta gdzie mieszkał w dzieciństwie atakujący. Dotarliśmy jako ostatni co nie zdziwiło pani Jadzi. W przedpokoju stało za dużo butów jak na przyjazd przyszłej pary. Jakby dodatkowo przybyły cztery osoby. Zdjęłam buty i nałożyłam kapcie, a po tym Zbyszek pomógł mi zdjąć płaszcz. Gdy weszłam w głąb mieszkania myślałam, że się przewidziałam. Moja rodzina siedziała tutaj, w domu Bartmana. Stałam tak z wysoko podniesionymi brwiami. Ocknęłam się dopiero gdy mama mnie przytuliła. Później przywitałam się z rodzicami siatkarza i Bartkiem, a na końcu z dziewczynami. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech gdy zobaczyłam Wiktorie na rekach u Zbyszka.

- A do mnie pierwszej przywitać się nie przyszłaś ? - założyłam ręce na biodra i wpatrywałam się w młodą
- Bo się stęskniłam bardziej za Zbyszkiem - przytuliła się mocniej do chłopaka
-Wiesz co czuje się zazdrosna - złapałam ją w biodrach i ściągnęłam ja z rąk Zbycha w czym on sam mi pomógł. Odstawiałam ja na ziemię i zaczęłam gilgotać lecz po chwili uniosłam Wiktorię do góry u przytuliłam.

Przed tym jak usiedliśmy do stołu Kasia ( siostra siatkarza) poprosiła nas byśmy poszli razem z nią i jej narzeczonym. W malutkim pokoiku wręczyła nam zaproszenie na jej ślub. Zbyszek od razu podszedł i przytulił siostrę. Ja zaś podeszłam do Konrada. Później zamieniliśmy się i uścisnęłam młodą Bartman.
Czas szybciutko minął i nim się obejrzałam było po kolacji wigilijnej. Mimo, iż co roku odchodzę od tradycji „zjedzenia 12 potraf”, bo nie przepadam za rybami to jestem najedzona. Pierożki pani Jadzi były fenomenalne i zjadłam ich naprawdę dużo. Żeńska część rodziny posprzątała na stole i pomału znosiliśmy ciasta i ciepłe napoje. Gdy kolejna porcja wody była wstawiona w czajniku razem z Kasią zaniosłyśmy ostatnie porcje ciasta na stół. Usiadłam na krześle i złapałam rękę siatkarza. Obrócił głowę w moją stronę, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Pocałował moje czoło i mocniej ścisnął dłoń. Położyłam głowę na ramieniu siatkarza i wsłuchałam się w rozmowę mamy i pani Jadzi. Rodzicielka wszystko widziałam kątem oka, uśmiechnęła się i puściła oczko w moją stronę. Zachichotałam cichutko. Gdy czajnik dawał znak, że woda zaczyna się gotować wstałam razem z Kasią i udałyśmy się do kuchni. Tam zalałyśmy gotowe już kubki i zaniosłyśmy na stół. Już miałam usiąść na krześle lecz zbyszkowa ręka mnie powstrzymała. Zaprowadził mnie kawałek od stołu i stanął naprzeciwko mnie. Nie wiedziałam co on robi i jeszcze patrząca się rodzina na tą całą akcję mnie trochę krępowała. Gdy chłopak splótł swoją dłoń w moją skupiłam na nim całą uwagę.

- Jesteśmy razem już dwa lata. Mieliśmy trudne chwilę, które mam nadzieję już nie nastąpią. Ten czas bardzo szybko minął. Bardzo cię kocham i nie wiem co by było gdybym cię stracił z własnej głupoty. Wiem, że ta gatka jest oklepana, ale stres góruje – zaśmiał się nerwowo i przeczesał wolną ręką włosy. Uśmiechnęłam się i by dodać mu odwagi pogładziłam kciukiem jego zewnętrzną stronę dłoni. - Wiem, że mieliśmy się nie spieszyć, ale od kilku miesięcy korci mnie by to zrobić.

Z prawej kieszeni wyjął czarne pudełko. Puścił moją dłoń i uklęknął na prawe kolano. Otworzył kostkę, a w niej ujrzałam prześliczny pierścionek z niewielkim szafirem na środku.

- Wyjdziesz za mnie ? - powiedział, a mnie kompletnie zatkało.

Nie wiedziałam co mam robić, miałam pustkę w głowię i nawet nie potrafiłam wypowiedzieć „TAK”. Łzy lały się ciurkiem po policzkach wyznaczając własne ścieżki. Przyłożyłam dłoń do ust i stałam jak jakaś wariatka rycząc jak głupia. Usłyszałam, że nie tylko ja płaczę, bo rodzicielki również pochlipują i w dłoniach trzymają chusteczki. Widziałam jak chłopak się denerwuje, za pewnie bał się, że odpowiem mu nie lub ucieknę, ale nie mogę mu tego zrobić. Kocham go tak bardzo, że zrobię dla niego wszystko. Chcę tego i chciałabym już do końca życia z nim być. Przez gardło nie przechodziło mi żadne słowo więc lekko pokiwałam głową na „tak”, a gdy Zbyszek wstał rzuciłam mu się na szyję. Z tych emocji nie kontrolowałam już płaczu i ciała. Trzęsły mi się ręce, nogi mam jak z waty, na oczy już nie widzę, bo łzy gromadzące się w nich zasłaniają mi wszystko. Wtuliłam głowę w dół nadobojczykowy i wypowiedziałam cichutkie -Kocham cię- tak by tylko on to mógł usłyszeć. Po chwili ( w której i tak się nie uspokoiłam) włożył na serdeczny palec u prawej ręki prześliczny pierścionek. Na środku znajdował się niewielkich rozmiarów szafir, dookoła głównego kamienia były po trzy diamenty, a na szynie umiejscowione zostały po cztery mniejsze diamenty idące w dół. Nasze mamy przyszły jako pierwsze i przytuliły mnie obydwie. W tym czasie Wiki była już w ramionach Zbyszka. Płakałyśmy już we trzy, a nawet w piątkę, bo Kasia i Mania też były wzruszone. Wyciągnęła dłoń przed kobiety by i one mogły zobaczyć to cudo. Byłam zachwycona tym pierścionkiem. Siatkarz wiedział co kupuje, bo nic bym w nim nie zmieniła. Po dziewczynach męska część rodziny złożyła nam gratulacje. Gdy już wszyscy obejrzeli małą biżuterię na palcu podeszłam do chłopaka i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Przytuliłam się do niego, a on standardowo pocałował moje czoło. Do godzin wieczornych spędziliśmy czas w rodzinnym gronie. Zwinęliśmy się do domu około 21. W taksówce przytulona do Zbyszka zdjęłam pierścionek z palca. Uśmiechnęłam się widząc dzisiejszą datę wygrawerowaną na biżuterii. W domu wzięliśmy wspólną kąpiel w wannie, a w sypialni oddałam się cała chłopakowi. Zasnęliśmy nad ranem zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.



Następnego dnia wstaliśmy o 13. Zostałam obudzona przez wielkoluda buziakiem w usta. Przeciągnęłam się i z uśmiechem na ustach wpatrywałam się w chłopaka. Lekki zarost i idealny nieład na głowie siatkarza jeszcze bardziej mnie pobudzał. Miałam ochotę powtórzyć nasze wybryki z dzisiejszej nocy. Objęłam jego szyję jedną ręką i popchnęłam go lekko by położył się na plecach. Położyłam się na nim i składałam krótkie pocałunki na jego ustach. Poleżeliśmy tak z 30 minut, a po tym jak poszłam się umyć i wyszykować, a siatkarz miał zrobić „ śniadanie”. Narzuciłam wczorajszą koszulę chłopaka i wzięłam z walizki przygotowane ubrania na dzisiaj. Po wykąpaniu się i umyciu włosów założyłam czystą białą bieliznę, czarne rajstopy, czarne skórzane spodnie, białą bluzkę, której krótki kołnierzyk był uniesiony do góry. Na to miałam jeszcze nałożyć czarną marynarkę. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i usiadłam do stołu, bo „śniadanie” właśnie podano. Małej porcji jajecznica ze szczypiorkiem, chłopak dodał dla siebie boczek. Na talerzu znalazły się jeszcze koktajlowe pomidorki, ogórek i rzodkiewka. Podziękowałam i szybko zjadłam swoją porcję jedzenia. Po zjedzeniu wzięłam leki i z toalety zabrałam szczotkę i suszarkę. Włosy wysuszyłam w sypialni i tam również się pomalowałam. Nie prostowałam włosów, zostawiłam je takie jakie są czyli lekko zakręcone. Dwadzieścia minut po 14 udaliśmy się zakorkowaną Wawą na obrzeża miasta do domu państwa Bartman. Tam zjedliśmy wspólnie obiad, a w godzinach wieczornych pojechałam z chłopakiem i siostrami do kościoła, bo jedynie my nie uczestniczyliśmy w pasterce.

Kolejne dni były spokojne i bez niespodzianek. Na dwa dni polecieliśmy do Włoch by odwiedzić ojca i pokazać mu pierścionek. Cieszyłam się, że po raz kolejny pozwolił Zbyszkowi bym została jego żoną. Po tych wydarzeniach bałam się, że długo będzie się przekonywał do chłopaka. Rodzina taty jest zadowolona z siatkarza i szczęśliwa z „nowego członka rodziny”. Stęskniłam się za nimi i jeszcze bardziej żałowałam, że muszę opuścić ten wspaniały kraj.

Jak się okazało na sylwestra nie pojechaliśmy, bo Zbyszek się rozchorował. Tak więc sylwka spędziliśmy w Katowicach, z polsatem, w łóżku z herbatą i chusteczkami. O północy obudziłam na krótką chwilę siatkarza by złożyć mu życzenia. O pierwszej w nocy zasnęliśmy. Rano ( godzina 12) wstałam i ubrałam się w leginsy i luźną koszulę. Zmniejszyłam ogrzewanie, bo w mieszkaniu była sauna. Zrobiłam rosół i gdy Zbyszek wstał o godzinie 15 to podałam do stołu obiad. Zjadł z niechęcią, bo całe gardło miał opuchnięte, ale musiał to zjeść by wziąć leki. Ja również zażyłam swoje dodając te na odporność by chorowity mnie nie zaraził. Po posiłku oglądnęliśmy film, na którym siatkarz zasnął. Ja po filmie zadzwoniłam do mamy na skype i porozmawiałam z nią jedząc ciasto przywiezione z Warszawy. Po skończeniu półtorej godzinnej pogadanki, odebrałam telefon od mamy siatkarza. Zapytała o zdrowie syna i czy nie ma przyjechać pomóc, ale od razu zaprzeczyłam mówiąc, że jest wszystko w porządku i za kilka dni Zibi wyzdrowieje. Około 20 wykąpana położyłam się spać uprzednio dając mały posiłek Zbyszkowi przed wzięciem leków. Zmierzyłam temperaturę i gdy byłam pewna, że nie ma gorączki okryłam go szczelniej kołdrą, dając mu buziaka w czoło, odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


******
Witam :)
Dodaję rozdział z "lekkim" poślizgiem :P Wybaczcie, ale nie wyrobię się w ten weekend z nowym rozdziałem dlatego przedłużyłam ten wpis o jedną kartkę w Wordzie. 
Dzięki za radę pisania w tym programie ;). Teraz będę przygotowana na takie sytuację. 

Komentujcie, oceniajcie, piszcie jak się wam podoba rozdział :) Każde Wasze słowo jest dla mnie motywacją do dalszego pisania :D 

Niestety Siatkarzom nie udało się zdobyć kwalifikacji na IO. Trzecie miejsce nie jest takie złe ;). BRĄZ SMAKUJE JAK ZŁOTO !
Jak to nasz Kapitan powiedział : będziemy pić szampana w styczniu ! 
Jestem z nich bardzo dumna, bo zagrali ten turniej rewelacyjne :). 

Pozdrawiam Dooma :). 


MAGIA BLOGGERA ! 

2 komentarze:

  1. Aaaaa!!! W końcu się zaręczyli! Kocham twoje opowiadanie <3 ! Po tytule domyśliłam się co się wydarzy. Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, zę mam kilkudniowe zaległości, bo u góry data 16 wrzesnia, a na końcu piszesz o braku awansu na IO, a to było 2 dni temu.. nie ogarniam co ten blogspot wyprawia :O Ale rpzejdę do rozdziału.. jedno..wielkie... TAAAAAAAAAAK! TAK ! TAK ! TAAAK! ONA POWIEDZIAŁA TAAAAK!
    Ok, już sie ogarniam. Ale mega się cieszę, że się zaręczyli ^^ W dodatku na końcu jak Zbyszek zachorował, to Domi się nim tak troskliwie zajmowała. To słodkie <3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń