"TAK"
24
grudnia otrzymałam wypis ze szpitala. Nie czułam się jeszcze
dobrze, ale było lepiej niż kilka dni temu. Około godziny 12
przyjechał Zbyszek. Przywiózł mi ubrania, które ubrałam po
wcześniejszym wykąpaniu się. Ubrana w szary długi sweterek, jasne
wzorkowate leginsy, różowy pastelowy szalik i jasne różowe kozaki
emu, które dostałam od Felicie odebrałam karteczkę, która
pozwalała mi opuścić szpital i udałam się wraz z chłopakiem na
dwór. Przed wyjściem założyłam kurtkę i rękawiczki. Na dworze
mimo, że jest grudzień śniegu było malutko. Prawie w ogóle go
nie było, za to temperatura pokazywała dziesięć kresek na
minusie.
Droga
do stolicy zajęła nam niecałe cztery godziny. Przespałam prawie
całą podróż. Obudziłam się będąc 50 kilometrów od Wawy.
Staliśmy w korku więc postanowiłam zadzwonić do taty i złożyć
życzenia. Długo nie porozmawialiśmy, bo był wraz z macochą w
trakcie drogi do Watykanu. Co roku jadą tam by otrzymać
błogosławieństwo od Papieża, później w rodzinnym gronie
zasiadają do stołu wigilijnego, a wieczorem po kolacji wszyscy jadą
na Pasterkę do stolicy apostolskiej. Święta tam są magiczne.
Żałuję, że od kilku lat w święta Bożego Narodzenia jestem w
Polsce, ale Zbyszek nie może wyjechać na tak długo, a on również
chciałby spotkać się z rodziną. Obiecał mi, że jak tylko będzie
miał więcej dni wolnych w święta to na pewno tam pojedziemy.
Godzinę przed rozpoczynającą się wigilia u państwa Bartman,
dotarliśmy do Wawy. Zbyszek zdecydował, że zatrzymali się w jego
mieszkaniu. W Cosmopolitanie ogarnęliśmy się po podróży. Gdy się
wykąpałam i na ciało nałożyłam balsam o zapachu wiśni chciałam
założyć rajstopy, ale wielkie łapska Bartmana mi to
uniemożliwiły. Wyprostowałam się i odwróciłam się przodem do
niego. Złączył nasze usta w długim pocałunku. Od rana był jakiś
dziwny. Jakby się czymś stresował ?
- Coś się stało ? - zapytałam kładąc jedną rękę na jego policzku, a druga trafiła na ramię.
-
Co ? Nie nic. Po prostu się boje, że coś sobie jeszcze zrobisz -
zaśmiał się, za co jego
potylica oberwała
-
Nic się już nie stanie. Postaram się po raz kolejny nie wylądować
w szpitalu.
-
Chyba, że na porodówce - po
raz kolejny zdzieliłam go po głowie tylko, że mocniej.
Wygoniłam go z łazienki bym mogła dokończyć się ubierać, bo stanie w samej bieliźnie i to na boska nie było przyjemne. Zaraz się przeziębię i znowu będzie wrzeszczał, że nie dbam o siebie. Tak więc nałożyłam rajstopy, białą koszulę, czerwoną spódniczkę za kolana, ale nie do kostek i szary nierozpinany sweterek. Mankiety podwinęłam, a kołnierzyk poprawiłam by to wszystko ładnie i schludnie wyglądało. Postanowiłam by zrobić makijaż tak by wyglądało naturalnie. Nałożyłam cienką warstwę fluidu by zakryć zaczerwienienia, czekoladowym odcieniem kredki zagęściłam linię rzęs, po czym wyglądały jakbym miała ich więcej, lekko przejechałam tuszem rzęsy, a usta przejechałam pomadką ochronną. Po skończonym makijażu uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i spryskałam się perfumami, które używam tylko na takie okazję. Są łagodne i do tego ładnie pachną. Po mnie łazienkę zajął chłopak. Z kosmetyczki wyjęłam bransoletkę od siatkarza i złoty zegarek. Włosy wyprostowałam i pozostawiłam rozpuszczone. Na nogi nałożyłam szare odkryte buty na małym obcasie. Do torebki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wyszłam z sypialni i usiadłam na sofie w salonie. Kolacja wigilijna w tym roku ma być w pomniejszonym gronie. Przyjedzie siostra Zbyszka z narzeczonym i my. Nikt więcej ma nie zawitać, z tego co mi chłopak powiedział. Zibi wyszedł z łazienki po 10 minutach z niezapiętą koszulą. Pokręciłam głową i poczekałam kolejne 10 minut, aż się kompletnie ubierze. Około 16 wyszliśmy z mieszkania i taksówką udaliśmy się na obrzeża miasta gdzie mieszkał w dzieciństwie atakujący. Dotarliśmy jako ostatni co nie zdziwiło pani Jadzi. W przedpokoju stało za dużo butów jak na przyjazd przyszłej pary. Jakby dodatkowo przybyły cztery osoby. Zdjęłam buty i nałożyłam kapcie, a po tym Zbyszek pomógł mi zdjąć płaszcz. Gdy weszłam w głąb mieszkania myślałam, że się przewidziałam. Moja rodzina siedziała tutaj, w domu Bartmana. Stałam tak z wysoko podniesionymi brwiami. Ocknęłam się dopiero gdy mama mnie przytuliła. Później przywitałam się z rodzicami siatkarza i Bartkiem, a na końcu z dziewczynami. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech gdy zobaczyłam Wiktorie na rekach u Zbyszka.
-
A do mnie pierwszej przywitać się nie przyszłaś ? - założyłam
ręce na biodra i wpatrywałam się w młodą
-
Bo się stęskniłam bardziej za Zbyszkiem -
przytuliła się mocniej do chłopaka
-Wiesz
co czuje się zazdrosna - złapałam
ją w biodrach i ściągnęłam ja z rąk Zbycha w czym on sam mi
pomógł. Odstawiałam ja na ziemię i zaczęłam gilgotać lecz po
chwili uniosłam Wiktorię do góry u przytuliłam.
Przed
tym jak usiedliśmy do stołu Kasia ( siostra siatkarza) poprosiła
nas byśmy poszli razem z nią i jej narzeczonym. W malutkim pokoiku
wręczyła nam zaproszenie na jej ślub. Zbyszek od razu podszedł i
przytulił siostrę. Ja zaś podeszłam do Konrada. Później
zamieniliśmy się i uścisnęłam młodą Bartman.
Czas
szybciutko minął i nim się obejrzałam było po kolacji
wigilijnej. Mimo, iż co roku odchodzę od tradycji „zjedzenia 12
potraf”, bo nie przepadam za rybami to jestem najedzona. Pierożki
pani Jadzi były fenomenalne i zjadłam ich naprawdę dużo. Żeńska
część rodziny posprzątała na stole i pomału znosiliśmy ciasta
i ciepłe napoje. Gdy kolejna porcja wody była wstawiona w czajniku
razem z Kasią zaniosłyśmy ostatnie porcje ciasta na stół.
Usiadłam na krześle i złapałam rękę siatkarza. Obrócił głowę
w moją stronę, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Pocałował moje
czoło i mocniej ścisnął dłoń. Położyłam głowę na ramieniu
siatkarza i wsłuchałam się w rozmowę mamy i pani Jadzi.
Rodzicielka wszystko widziałam kątem oka, uśmiechnęła się i
puściła oczko w moją stronę. Zachichotałam cichutko. Gdy czajnik
dawał znak, że woda zaczyna się gotować wstałam razem z Kasią i
udałyśmy się do kuchni. Tam zalałyśmy gotowe już kubki i
zaniosłyśmy na stół. Już miałam usiąść na krześle lecz
zbyszkowa ręka mnie powstrzymała. Zaprowadził mnie kawałek od
stołu i stanął naprzeciwko mnie. Nie wiedziałam co on robi i
jeszcze patrząca się rodzina na tą całą akcję mnie trochę
krępowała. Gdy chłopak splótł swoją dłoń w moją skupiłam na
nim całą uwagę.
-
Jesteśmy
razem już dwa lata. Mieliśmy trudne chwilę, które mam nadzieję
już nie nastąpią. Ten czas bardzo szybko minął. Bardzo cię
kocham i nie wiem co by było gdybym cię stracił z własnej
głupoty. Wiem, że ta gatka jest oklepana, ale stres góruje –
zaśmiał
się nerwowo i przeczesał wolną ręką włosy. Uśmiechnęłam się
i by dodać mu odwagi pogładziłam kciukiem jego zewnętrzną stronę
dłoni. - Wiem,
że mieliśmy się nie spieszyć, ale od kilku miesięcy korci mnie
by to zrobić.
Z
prawej kieszeni wyjął czarne pudełko. Puścił moją dłoń i
uklęknął na prawe kolano. Otworzył kostkę, a w niej ujrzałam
prześliczny pierścionek z niewielkim szafirem na środku.
-
Wyjdziesz
za mnie ? -
powiedział, a mnie kompletnie zatkało.
Nie
wiedziałam co mam robić, miałam pustkę w głowię i nawet nie
potrafiłam wypowiedzieć „TAK”. Łzy lały się ciurkiem po
policzkach wyznaczając własne ścieżki. Przyłożyłam dłoń do
ust i stałam jak jakaś wariatka rycząc jak głupia. Usłyszałam,
że nie tylko ja płaczę, bo rodzicielki również pochlipują i w dłoniach trzymają chusteczki. Widziałam jak chłopak
się denerwuje, za pewnie bał się, że odpowiem mu nie lub ucieknę,
ale nie mogę mu tego zrobić. Kocham go tak bardzo, że zrobię dla
niego wszystko. Chcę tego i chciałabym już do końca życia z nim być. Przez
gardło nie przechodziło mi żadne słowo więc lekko pokiwałam
głową na „tak”, a gdy Zbyszek wstał rzuciłam mu się na
szyję. Z tych emocji nie kontrolowałam już płaczu i ciała.
Trzęsły mi się ręce, nogi mam jak z waty, na oczy już nie widzę,
bo łzy gromadzące się w nich zasłaniają mi wszystko. Wtuliłam
głowę w dół nadobojczykowy i wypowiedziałam cichutkie -Kocham
cię- tak
by tylko on to mógł usłyszeć. Po chwili ( w której i tak się
nie uspokoiłam) włożył na serdeczny palec u prawej ręki
prześliczny pierścionek. Na środku znajdował się niewielkich
rozmiarów szafir, dookoła głównego kamienia były po trzy
diamenty, a na szynie umiejscowione zostały po cztery mniejsze
diamenty idące w dół. Nasze mamy przyszły jako pierwsze i
przytuliły mnie obydwie. W tym czasie Wiki była już w ramionach
Zbyszka. Płakałyśmy już we trzy, a nawet w piątkę, bo Kasia i
Mania też były wzruszone. Wyciągnęła dłoń przed kobiety by i
one mogły zobaczyć to cudo. Byłam zachwycona tym pierścionkiem.
Siatkarz wiedział co kupuje, bo nic bym w nim nie zmieniła. Po
dziewczynach męska część rodziny złożyła nam gratulacje. Gdy
już wszyscy obejrzeli małą biżuterię na palcu podeszłam do
chłopaka i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
Przytuliłam się do niego, a on standardowo pocałował moje czoło.
Do godzin wieczornych spędziliśmy czas w rodzinnym gronie. Zwinęliśmy
się do domu około 21. W taksówce przytulona do Zbyszka zdjęłam
pierścionek z palca. Uśmiechnęłam się widząc dzisiejszą datę
wygrawerowaną na biżuterii. W domu wzięliśmy wspólną kąpiel w
wannie, a w sypialni oddałam się cała chłopakowi. Zasnęliśmy
nad ranem zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.
Następnego
dnia wstaliśmy o 13. Zostałam obudzona przez wielkoluda buziakiem w
usta. Przeciągnęłam się i z uśmiechem na ustach wpatrywałam się
w chłopaka. Lekki zarost i idealny nieład na głowie siatkarza
jeszcze bardziej mnie pobudzał. Miałam ochotę powtórzyć nasze
wybryki z dzisiejszej nocy. Objęłam jego szyję jedną ręką i
popchnęłam go lekko by położył się na plecach. Położyłam się
na nim i składałam krótkie pocałunki na jego ustach. Poleżeliśmy
tak z 30 minut, a po tym jak poszłam się umyć i wyszykować, a
siatkarz miał zrobić „ śniadanie”. Narzuciłam wczorajszą
koszulę chłopaka i wzięłam z walizki przygotowane ubrania na
dzisiaj. Po wykąpaniu się i umyciu włosów założyłam czystą
białą bieliznę, czarne rajstopy, czarne skórzane spodnie, białą
bluzkę, której krótki kołnierzyk był uniesiony do góry. Na to
miałam jeszcze nałożyć czarną marynarkę. Wyszłam z łazienki z
mokrymi włosami i usiadłam do stołu, bo „śniadanie” właśnie
podano. Małej porcji jajecznica ze szczypiorkiem, chłopak dodał
dla siebie boczek. Na talerzu znalazły się jeszcze koktajlowe
pomidorki, ogórek i rzodkiewka. Podziękowałam i szybko zjadłam
swoją porcję jedzenia. Po zjedzeniu wzięłam leki i z toalety
zabrałam szczotkę i suszarkę. Włosy wysuszyłam w sypialni i tam
również się pomalowałam. Nie prostowałam włosów, zostawiłam
je takie jakie są czyli lekko zakręcone. Dwadzieścia minut po 14
udaliśmy się zakorkowaną Wawą na obrzeża miasta do domu państwa
Bartman. Tam zjedliśmy wspólnie obiad, a w godzinach wieczornych
pojechałam z chłopakiem i siostrami do kościoła, bo jedynie my
nie uczestniczyliśmy w pasterce.
Kolejne
dni były spokojne i bez niespodzianek. Na dwa dni polecieliśmy do
Włoch by odwiedzić ojca i pokazać mu pierścionek. Cieszyłam się,
że po raz kolejny pozwolił Zbyszkowi bym została jego żoną. Po
tych wydarzeniach bałam się, że długo będzie się przekonywał
do chłopaka. Rodzina taty jest zadowolona z siatkarza i szczęśliwa
z „nowego członka rodziny”. Stęskniłam się za nimi i jeszcze
bardziej żałowałam, że muszę opuścić ten wspaniały kraj.
Jak
się okazało na sylwestra nie pojechaliśmy, bo Zbyszek się
rozchorował. Tak więc sylwka spędziliśmy w Katowicach, z
polsatem, w łóżku z herbatą i chusteczkami. O północy obudziłam
na krótką chwilę siatkarza by złożyć mu życzenia. O pierwszej
w nocy zasnęliśmy. Rano ( godzina 12) wstałam i ubrałam się w
leginsy i luźną koszulę. Zmniejszyłam ogrzewanie, bo w mieszkaniu
była sauna. Zrobiłam rosół i gdy Zbyszek wstał o godzinie 15 to
podałam do stołu obiad. Zjadł z niechęcią, bo całe gardło
miał opuchnięte, ale musiał to zjeść by wziąć leki. Ja również
zażyłam swoje dodając te na odporność by chorowity mnie nie
zaraził. Po posiłku oglądnęliśmy film, na którym siatkarz
zasnął. Ja po filmie zadzwoniłam do mamy na skype i porozmawiałam
z nią jedząc ciasto przywiezione z Warszawy. Po skończeniu
półtorej godzinnej pogadanki, odebrałam telefon od mamy siatkarza.
Zapytała o zdrowie syna i czy nie ma przyjechać pomóc, ale od razu
zaprzeczyłam mówiąc, że jest wszystko w porządku i za kilka dni
Zibi wyzdrowieje. Około 20 wykąpana położyłam się spać
uprzednio dając mały posiłek Zbyszkowi przed wzięciem leków. Zmierzyłam
temperaturę i gdy byłam pewna, że nie ma gorączki okryłam go
szczelniej kołdrą, dając mu buziaka w czoło, odpłynęłam w
krainę Morfeusza.
******
Witam :)
Dodaję rozdział z "lekkim" poślizgiem :P Wybaczcie, ale nie wyrobię się w ten weekend z nowym rozdziałem dlatego przedłużyłam ten wpis o jedną kartkę w Wordzie.
Dzięki za radę pisania w tym programie ;). Teraz będę przygotowana na takie sytuację.
Komentujcie, oceniajcie, piszcie jak się wam podoba rozdział :) Każde Wasze słowo jest dla mnie motywacją do dalszego pisania :D
Niestety Siatkarzom nie udało się zdobyć kwalifikacji na IO. Trzecie miejsce nie jest takie złe ;). BRĄZ SMAKUJE JAK ZŁOTO !
Jak to nasz Kapitan powiedział : będziemy pić szampana w styczniu !
Jestem z nich bardzo dumna, bo zagrali ten turniej rewelacyjne :).
Pozdrawiam Dooma :).
MAGIA BLOGGERA !
Aaaaa!!! W końcu się zaręczyli! Kocham twoje opowiadanie <3 ! Po tytule domyśliłam się co się wydarzy. Czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Myślałam, zę mam kilkudniowe zaległości, bo u góry data 16 wrzesnia, a na końcu piszesz o braku awansu na IO, a to było 2 dni temu.. nie ogarniam co ten blogspot wyprawia :O Ale rpzejdę do rozdziału.. jedno..wielkie... TAAAAAAAAAAK! TAK ! TAK ! TAAAK! ONA POWIEDZIAŁA TAAAAK!
OdpowiedzUsuńOk, już sie ogarniam. Ale mega się cieszę, że się zaręczyli ^^ W dodatku na końcu jak Zbyszek zachorował, to Domi się nim tak troskliwie zajmowała. To słodkie <3
Pozdrawiam ;*