czwartek, 3 września 2015

Rozdział 57



Pierwszy października rozpoczął się dla mnie i dla mojej współlokatorki koszmarnie. W nocy byłyśmy na imprezie ze "stara ekipą" prościej mówiąc z ludźmi z liceum. Wróciłyśmy o czwartej nad ranem, a o 8 musiałyśmy ponownie wstać by się przygotować na rozpoczęcie roku akademickiego. Jestem kompletnie nieprzytomna. Z wielkim trudem wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Modliłam się by zimny prysznic choć troszkę postawił mnie na nogi. Nic to nie pomogło. Wykąpałam się i nakładałam dużą ilość żelu pod prysznic by zmyć ten smród wczorajszej imprezy. Ubrałam się w czarną sukienkę z długim rękawem. Dół sukienki był podzielony na trzy grube pasy i ten pośrodku miał kolor biały. Czarne rajstopki z ciemniejszymi wzorkami i czarne zamszowe szpilki z chudym paseczkiem. Włosy pozostawiłam takie jakie były. Artystyczny nieład. W kuchni zjadłam skromne śniadanie, bo prawie nic nie było w lodówce, a nie chciało nam się iść do sklepu po jakiekolwiek produkty, które mogłybyśmy zjeść na śniadanie. Wyjechałam półgodziny przed rozpoczęciem. Do uczelni nie miałam za daleko, bo zaledwie 10 minut samochodem. Wszystko odbywało się na jakiejś wielkiej auli. Mnóstwo przemówień, wręczanie jakiś nagród dla absolwentów i tym podobne. Po tych wszystkich przemówieniach odbyło się pasowanie. Później każdy opiekun danego rocznika rozdał indeksy i legitymacje i było po wszystkim. Do domu wróciłam po ponad dwóch godzinach. Pomimo "zmarnowania" tych kilku godzin cieszyłam się, że poszłam. Dużo osób z mojego rocznika nie było, a na tym rozpoczęciu dowiedziałam się kilka ważnych i przydatnych, jak dla mnie, informacji. Wieczorem ma się ukazać plan. Gdy przybyłam do domu Madzi jeszcze nie było. Poszłam się przebrać w miętowe, wygodne rurki i białą luźną koszulkę. Makijaż zmyłam, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Rozwaliłam się na kanapie i zadzwoniłam do mamy by powiedzieć jej jak było "pierwszego dnia". Czasami mam wrażenie, że ta kobieta jeszcze bardziej przejmuje się niż ja. Jak zwykle nasza rozmowa toczyła się bardzo długo i po przyjściu współlokatorki dopiero pożegnałam  się z rodzicielką. Westchnęłam i popatrzyłam na tapetę w telefonie. Byli na tym zdjęciu rodzice, dziewczyny i Zbyszek z Łukaszem. Ciężko mi było, tęskniłam za nimi. Gdy jeszcze Zibi grał i mieszkał na Śląsku to aż tak nie myślałam o tym. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nigdy w życiu nie ma łatwo. Tak już jest. Magda również usiadła zrezygnowana obok mnie i podała mi małe pudełko pizzy. Zdziwiłam się, ale gdy powiedziała mi, że to nasz obiad to uśmiechnęłam się i podziękowałam jej. Nie miałam siły robić nic. Tak spędziłyśmy czas do 18. Oglądnęłyśmy dwa filmy : Star Trek i Star Trek w ciemności. Oby dwie lubimy science fiction więc nie było problemu z doborem filmu. O 18 zasypiałyśmy na siedząco więc postanowiłyśmy iść spać. Po szybkim prysznicu odpłynęłam w krainę morfeusza.

Grudzień. Te dwa miesiące minęły bardzo szybko. Były ciężkie, bardzo ciężkie i najgorsze jakie przeszłam. W szkole nauki po sam czubek nosa, dużo zajęć i miałam to szczęście, że piątek miałam wolny. Moja grupa trafiła tak, że nie miała wykładów w ten dzień i jedynie basen, ale z racji mojego natychmiastowego uczulenia po spotkaniu się chloru z moją skórą miałam zwolnienie. Tak naprawdę to nie wiedziałam, że to mam. Dawno już nie byłam na basenie, a gdy odbyły się pierwsze zajęcia szybko opuściłam kompleks wodny i z wysypką udałam się do dobrze zaopatrzonej pielęgniarki. Stamtąd odesłali mnie do szpitala. I jak się okazało mam uczulenie na chlor i dostałam odpowiednie zwolnienie na te zajęcia. Piątek miałam z głowy od szkoły. 
Na początku listopada pokłóciłam się ze Zbyszkiem. Tak naprawdę poszło o wszystko, a głównym powodem u niego było, że gdy mam wolne ( bo takie dni się zdarzały ) nie przyjeżdżałam do niego, a ja mu zarzuciłam, że znowu kręci się koło niego Aśka i jemu to nie przeszkadza. Byłam okropnie zła jak się dowiedziałam. Gdy patrzyłam na zdjęcia zrobione przez fotografów (którzy byli na meczach Resovi) jak ona jest obok Zibiego i widać, że bardzo dobrze im się rozmawia i nie przeszkadza to chłopakowi to miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam co robić. Jeszcze za tydzień święta, a mieliśmy jechać do stolicy by spędzić czas z rodziną atakującego. Nie odzywamy się do siebie od tamtego momentu. Chyba Zibi napisał dwa razy czy żyje i nic mi nie jest, a tak to cisza. Nie mam zamiaru jechać do jego rodziny jak jesteśmy pokłóceni. Pani Jadzia i Kasia ( siostra siatkarza) od razu będą widzieć, że coś jest nie tak. 
Jeszcze dochodzi ta anemia. Ostatnio źle się czuje, każde nowe badanie pokazuje mniejszą ilość witaminy B12, coraz większy niedobór żelaza. Z każdym dniem jestem słabsza i bladsza. Magda ma już tego dosyć i boi się o mnie, że pewnego dnia padnę jej przed nogami. A o braniu leków to już nie wspomnę, bo to jest główny powód moich objawów. Bardzo często zapominam ich brać. Mimo, iż karteczki mam porozwieszane po pokoju i kuchni, które przypominają mi o ich braniu i tak zapominam tego robić. Sama doprowadziłam się do tego stanu. Znajomi twierdzą, że pomału popadam w jakąś depresję, bo i tak tylko wychodzę z domu na uczelnię i nigdzie więcej. 
Wstałam jak zwykle osłabiona i z wielkim problemem z łóżka. W łazience ubrałam szary gruby sweter i granatowe spodnie. W kuchni Madzia robiła już śniadanie, które po chwili zjadłyśmy w salonie. W trakcie jedzenia podsunęła mi plastikowy kieliszek z lekami. Uśmiechnęłam się lekko i połknęłam leki. Dokończyłam powoli posiłek, podtrzymując ręką głowę. Nie najlepiej się czułam, a dzisiaj chyba miałam jeden z dni kulminacyjnych. Przyjaciółka co chwile zerkała na mnie i kręciła głową. Widać po niej, że się martwiła. Nie dziwię się jej. Ja na jej miejscu już dawno bym siebie zabrała do szpitala. Półgodziny przed zajęciami ubrałam kurtkę parkę ze skórzanymi rękawami w kolorze oliwkowym, szyję opatuliłam szarym kominem, na nogi włożyłam trapery, a do ręki wzięłam rękawiczki i torebkę. Na uczelnię jechałam powoli więc zajechałam kilka minut przed pierwszą lekcją. Kurtkę oddałam do szatni i udałam się do sali. Wszystkie cztery zajęcia trwały łącznie 4 godziny. Teraz miałyśmy lekcję na sali. Tak zwane z niższych szkół : Wychowanie fizyczne. Takie zajęcia odbywały się trzy razy w tygodniu, w tym basen i jak było ciepło to stadion lekkoatletyczny. Wszystkie udałyśmy się pod szatnie i czekałyśmy na nauczyciela. Był nim młody, bo dopiero co po studiach, przystojny, z wysportowaną sylwetką trener Jakub. Łatwiej jest nam mówić do niego "trenerze" niż na per pan. Ze wszystkimi dziewczynami z mojej grupy złapał dobry kontakt na samym początku roku. Może dlatego, że był o kilka lat od nas starszy ? Albo, że chciał by nasza współpraca układała się dobrze ? Wiem na pewno, że nie ulegnie flirtom dziewczyn. Za każdym razem gdy tylko wyczuje jak jakaś do niego zarywa to kręci głową i klepie ją po ramieniu śmiejąc się. Czasami przeobraża to w żart i później całe zajęcia turlamy się po podłodze śmiejąc się, aż bolą nas brzuchy. Jest naprawdę fajnym, wyrozumiałym i w prządku facetem. Trener dziś kazał mi się nie przebierać widząc mój stan. Dziękowałam za to Bogu, bo mimo, iż te zajęcia zaliczałam do najlepszych, nie byłam w stanie dzisiaj uczestniczyć w nich. Usiadłam zatem na sali, na niskich trybunach liczących dwa rządki. Gdy Jakub kazał dziewczynom zrobić kółeczka na rozgrzewkę, podszedł do mnie by porozmawiać. 

- Co się dzieje Doma ? Ostatnio nie za dobrze wyglądasz.
- Nic, to tylko przemęczenie- wsparłam łokcie o kolana i oparłam głowę o otwartą dłoń. 
- Nie ściemniaj mi tutaj - dotknął mojego ramienia - przecież nie tylko ja to widzę. Inni nauczyciele też to zauważyli, a w szczególności Franek - uśmiechnął się.
Franek jest starszą osobą z poczuciem humoru. Taki Ferdek z liceum. A o kobiety na uczelni to w szczególności "dba". 
- Anemię mam i nie najlepiej się przez to czuję. Muszę odpocząć i będzie dobrze. 
- Powinien ją trener zabrać do piguły, bo ona zaraz zejdzie nam - powiedziała Agata lekko sapiąc. Z nią najbardziej się zakolegowałam w grupie.
-  Chyba się przejdziemy.- wstał i zniknął na chwilę. 

Gdy przyszedł zauważyłam, że trener Małowicz - zajmuje się biegami- stał obok niego i krzyknął od dziewczyn, że on się nimi zajmie. Kuba podszedł do mnie i podał mi rękę bym mogła wstać. Do pielęgniarki był kawałek do przejścia. Szliśmy ramię w ramię, pomału, co chwilę czułam wzrok trenera na sobie. 

- Chcesz usiąść i odpocząć ? - zapytał i przystanął. Ja zrobiłam to samo i wsparłam się rekami o kolana. 

Pokręciłam głową i wzięłam kilka głębszych wdechów. Kręciło mi się w głowę i czułam, że zaraz poleci mi krew z nosa. Lecz to się nie stało, bo poczułam jak moje ciało zamienia się w jedną wielką galaretę i chciałoby upaść na ziemię lecz Jakub szybko zainterweniował i złapał mnie w ostatniej chwili. Ostatnie co pamiętam to to, że zostałam wzięta na ręce przez mężczyznę. 




Zatrzymałem się na stacji benzynowej by odpocząć i zatankować samochód. Do Katowic miałem jeszcze z jakieś 40 minut. Po kontuzji jaką się nabawiłem wczoraj dostałem wolne do świąt. Od razu postanowiłem pojechać do Dominiki i ją przeprosić za swoje idiotyczne zachowanie. Wiem, że ostatnio nie za dobrze się czuła, mój kuzyn informuje mnie o wszystkim. Chodzi razem z nią na uczelnie. Może to głupie, że tak robię, ale martwię się o nią nawet gdy się pokłócimy. Nie chcę jej stracić po raz kolejny. Pijąc kawę usłyszałem ten irytującą melodię, która wydobywała się z telefonu. Nigdy nie mam czasu jej zmienić. Dzwonił Artur, mój kuzyn.

- No hej. Co jest?
-  Hej Zbyszek. No nie za ciekawie jest - odparł wypuszczając powietrze z ust. Zaczynałem się martwić 
- Co się tam dzieje ? Mów mi ! - w słuchawce usłyszałem głośne rozmowy i jakieś krzyki.
- Zabierają ją .
- Kogo ?!
- Dominikę- zamarłem. 
- Co się dzieje ! Cholera jasna Artur !
- Pogotowie ją zabiera. Nie jest za ciekawie, ma mnóstwo kabli podłączonych, chyba od kardiogra...
- Gdzie ją zabierają ? - powiedziałem odpalając samochód i z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu.
- Słyszałem, że na Raciborskiej...
-  Dzięki zadzwonię później - rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie obok.

Do Katowic dojechałem w 20 minut, a samo przejechanie miasta zajęło mi tyle samo. W szpitalu zapytałem się gdzie leży Miśka. Po długim czekaniu, aż kobieta siedząca za biurkiem uwierzy mi, że jestem jej chłopakiem otrzymałem odpowiedź, że leży na oddziale chorób wewnętrznych. Udałem się na pierwsze piętro i odszukałem głównej sali. Gdy już tam dotarłem zauważyłem, że jakiś facet siedzi przy Miście. MOJEJ  Miście. Myślałem, że mnie kurwica strzeli. Miałem ochotę jemu przywalić jak zobaczyłem, że łapię ją za rękę. Jednak próbowałem opanować narastającą złość. Wziąłem kilka głębszych wdechów i podszedłem do nich.




Obudziłam się w szpitalu. Tak podejrzewałam, bo leżałam na łóżku, które było niewygodne, byłam podłączona do jakiś kabelków, a w nosie miałam rurkę, która jak się domyśliłam doprowadzała tlen do organizmu. Obok mnie siedział Jakub. Uśmiechnęłam się.

- Wszystko jest już w porządku.
-Zemdlałam ?
- Tak. Jesteś poważnie osłabiona i to przez to, że leków nie brałaś. Twój stan się pogorszył, a anemia pogłębiła. 
- Jak się Magda ze Zbyszkiem dowiedzą to mnie zamordują. - westchnęłam i zamknęłam oczy. Chciało mi się płakać z własnej głupoty. 
- Będzie dobrze - złapał za rękę- wyjdziesz z tego tylko musisz brać leki i wypocząć. Nabierzesz siły i będzie dobrze - uśmiechnął się i dodał otuchy lekko pocierając kciukiem o moje palce. Kąciki ust lekko się uniosły, wymusiłam uśmiech. Wszystko się wali. Jak nie ze Zbyszkiem to ze zdrowiem.  
- Dziękuje trenerowi za wszystko. Bez trenera bym zginęła
- Bez przesady zrobiłem co do mnie należało.

Nagle zauważyłam Zbyszka za Jakubem. Uniosłam brwi ze zdziwienia jak najwyżej tylko mogłam. Siatkarz położył dłoń na ramieniu nauczyciela i podniósł go jednocześnie odrywając moją dłoń z jego. 

- Zbyszek zostaw go - powiedziałam wlepiając wzrok w chłopaka. Ten dalej trzymając go za bluzę zapytał się 
- Kim ty jesteś ? - widziałam w jego oczach zdenerwowanie, lecz Kuba nie był przestraszony, raczej zdziwiony. Zdjął rękę Zbyszka ze swojego ramienia i poprawił ubranie
- Nauczycielem Dominiki, a przepraszam bardzo, kim pan jest ?
- Nie twoja sprawa, wynoś się stąd - wysyczał przez zęby i już chciał pchnąć Kubę w kierunku drzwi kiedy się odezwałam
- Zbyszek, ty wyjdź. 
- Co ?! 
- Słyszałeś. Wyjdź.
- Miśka kurna...
- Czy mam wezwać lekarza, a on ochronę ? Wyjdź !- popatrzył na mnie smutnymi oczami, które widział u niego pierwszy raz w życiu. Zrobiło mi się go szkoda, ale nie miałam siły jeszcze z nim się widzieć. Nie po tym co mi zrobił.
- Przepraszam pana za niego, ja nie ...
- Spokojnie. Rozumiem, że to chłopak ?
- Tak - westchnęłam.
- Pójdę już. Czekam po nowym roku na ciebie na uczelni. Będzie dobrze - uśmiechnął się i pożegnał, życząc wesołych świąt. 

Nie wiem ile tak sama leżałam w sali. Z dziesięć - piętnaście minut. Zbyszek wszedł do sali dalej ze smutnym wzrokiem. Usiadł na krzesełku gdzie wcześniej Kuba. Popatrzył mi w oczy i objął moją rękę w swoje wielgaśne łapy. Pocałował ją i położył z powrotem na łóżko. 

- Dlaczego to zrobiłeś ?
- Ten koleś...
- To był nauczyciel. Mój nauczyciel z uczelni. Pomógł mi. Dlaczego jesteś tak cholernie zazdrosny ?!
- Przepraszam. Ale gdy widzę obok ciebie jakiegoś faceta, a w szczególności takich jak tamten to mnie krew zalewa. Miśka kocham cię i nie mogę znieść jak się, któryś obok ciebie kręci.
- Nie ufasz mi ?
- Ufam, ale nie lubię jak jakiś facet jest na tym miejscu gdzie ja powinienem być. 
- Nie zdradziłabym cię nigdy. Zapamiętaj to sobie do końca życia. Tylko ciebie debilu kocham. Nie rób tak więcej, proszę.
- Obiecuję - pochylił się i złączył nasze usta w krótkim pocałunku.
- Co tutaj w ogóle robisz ? 
- Mam kontuzję i przyjechałem do ciebie, a dowiedziałem się, że zabierają cię do szpitala więc najszybciej jak mogłem przyjechałem tutaj.
- Od kogo wiesz, że zabrali mnie ? - zdziwiłam się, bo jedynie mógł się dowiedzieć od Magdy, a ona jeszcze nic nie wie o moim wypadku
- Mój kuzyn Artur chodzi z tobą do szkoły i od listopada kazałem mu ciebie obserwować w szkole - dzięki temu, że siedział bliżej mogłam mu strzelić w policzek, ale tak leciutko. 
- Jesteś porąbany - zaśmiałam się i pokręciłam głową. 
- Ale cię kocham - uśmiechnął się i po raz kolejny obdarował moją drobną dłoń buziakiem

Dowiedziałam się, że święta spędzę w szpitalu. Mój organizm jest w poważnym stanie, które może zagrażać życiu. Załamałam się już kompletnie. Zaczęłam wtedy płakać. Jednak gdy Zbyszek porozmawiał z lekarzem, na osobności, udało mu się namówić, bym wyszła 24 grudnia. Gdy to usłyszałam popłakałam się tylko tym razem ze szczęścia. Coś mi hormony dzisiaj skaczą. Raz jestem bardzo zła, że mam ochotę wszystkich pozabijać, a zaraz zaczyna płakać. Jednak dostałam kilka zastrzeżeń, które muszę przestrzegać, by ponownie nie wylądować w szpitalu. 
Zbyszek na te kilka zamieszkał w moim pokoju. Codziennie przychodził i przynosił co i rusz nowe rzeczy bym się nie nudziła. Oczywiście o jedzeniu nie muszę wspominać. Madzia także do mnie wstąpiła i wygłosiła kazanie jaka ja głupia potrafię być. Nawrzeszczała, a potem powiedziała, że mam się niczym nie przejmować.  Z Zibim ustaliliśmy, że na dwa dni zostaniemy w Wawie, na kolejne dwa w Szczecinie i pojedziemy do Rzeszowa, bo chłopak musi się wstawić na treningi. Sylwester odbędzie się tym razem w Żorach u Kubiaka i większość osób, które znam tam przybędzie. 
Jutro mam dostać wypis i w godzinach porannym mam wyjść ze szpitala. Od razu jedziemy do stolicy i piszę siatkarzowi sms z listą rzeczy jakie ma mi spakować do walizki. Po wysłaniu wiadomości, zmęczona odkładam telefon i odpływam w krainę morfeusza. 



******
Witam w nowym roku szkolnym :D 
Czy tylko mój kalendarz pęka w szwach od natłoku sprawdzianów, kartkówek, prezentacji itp. ? Zwariuje w tej szkole. 
Nie zabijajcie mnie za to na górze :P Sielanka przerwana ! 
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

Czekam na wasze komentarze :*

Pozdrawiam Dooma :) 

PS. Wybaczcie, ale nie mam czasu na czytanie nowych opowiadań :/. Gdy tylko znajdzie się odrobina wolego postaram się zajrzeć do tych, do których jeszcze nie dotarłam :).

3 komentarze:

  1. Mi się baaardzo podobało :3 nawet mimo przerwania sielanki, nie było yu jakiejś wielkiej grozy. Cieszę się, że Zbychu zmądrzał i trzymam kciuku za stan zdrowia Miśki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Denerwuje mnie ten Zbyszek. Najpierw Aśka koło niego lata, a on sobie nic z tego nie robi... A potem chce "zabić" nauczyciela Domy, bo niby taki zazdrosny jest.... NO SORRY! Ale ja tego nie kupuję!!! Pewnie dupek ma coś za uszami... W końcu siedzi sobie tyle kilometrów bez Dominiki. No i niby skąd się nagle Aśka w Rzeszowie wzięła?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że teraz, ale jak już wspominałam brak weny do czytania :/ Ale rozdział swietny., Przestraszyłam się, że Domi moze być coś gorszego, nie daj Boże jakaś białaczka czy coś... masakra :O I jak to się ze Zbyszkiem pokłócili?! Pogięło ich?! Dobrze, ze zmądrzeli na szczęście :O
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń